Zmarł Paul Alexander, ostatnia osoba, która żyła dzięki "żelaznym płucu", aparaturze, która pozwalała mu oddychać po powikłaniach wywołanych wirusem Polio.
Dla nas to już odległa historia jednak w latach 50. XX wieku epidemie Polio pojawiały się cyklicznie. Dla większości osób nie był to groźny wirus. Atakował głównie dzieci i lwia część zachorowań objawiała się w sposób podobny do grypy, jednak bardzo niski odsetek osób doznawał periodycznego lub nawet permanentnego uszczerbku na zdrowiu. Jednym z takich pacjentów był Paul Alexander.
Paul Alexander, określany również mianem "Polio Paul" w wieku 6 lat zachorował na chorobę Heinego-Medina wywołaną wirusem Polio. W czasie zabawy poczuł drętwienie szyi, szybko okazało się także, że ma podniesioną temperaturę. Jego stan się pogarszał, zanim rodzina postanowiła przenieść go do szpitala. Życie uratowała mu tracheotomia wykonana niemal w ostatniej chwili. Gdy się ocknął, znajdował się w pomieszczeniu wypełnionym metalowymi cylindrami. Sam znajdował się w jednym z nich.
Wspomniane urządzenie zostało wynalezione przez Phillipa Drinkera i Louisa Shaw. Jest to rodzaj respiratora, a ego głównym celem było umożliwienie oddychania pacjentom, którzy doznali chwilowego lub trwałego porażenia mięśni. Niestety, w przypadku Paula Alexandra stan ten okazał się trwały i mężczyzna spędził w cylindrze 72 lata swojego życia. Nie spędzał tam czasu wyłącznie na leżeniu, Paul Alexander dostał się na studia prawnicze na Uniwersytecie w Teksasie, a po ich ukończeniu zaczął praktykować. Opanowanie specjalnego sposobu oddychania pozwoliło mu opuszczać maszynę, lecz pod koniec życia spędzał poza nią jedynie kilka do kilkunastu minut dziennie.
Paul Alexander zmarł 11 marca, niedługo po tym, jak wykryto u niego obecność Covid-19. W momencie śmierci miał 78 lat.
Zobacz: Produkcja Izery ruszy w 2026 roku. Przełom w sprawie polskiego elektryka
Zobacz: Pandemia skróciła nasze życie. Wiemy już o ile
Źródło zdjęć: Tik Tok @ironlungman
Źródło tekstu: The Economic Times
