DAJ CYNK

Dostał 360 tys. zł odszkodowania. W Polsce robią tak nagminnie

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

Dostał 360 tys. zł odszkodowania. W Polsce robią tak nagminnie

Amerykańska spółka informatyczna Chetu zażądała, aby jej holenderski pracownik, pracując zdalnie, miał przez cały czas włączoną kamerę i udostępniony pulpit. Mężczyzna odmówił, za co został zwolniony, ale wtedy do akcji wszedł sąd.

Wydawałoby się, dla pracodawcy praca zdalna ma same plusy. Nie dość bowiem, że pozwala zredukować koszty przestrzeni biurowej, to w dodatku daje szerokie możliwości zatrudnienia, nieograniczone do osób dostępnych lokalnie. U nadgorliwych menedżerów często jednak rodzi przy okazji pewien problem: jak skontrolować, czy pracownik faktycznie wykonuje swoje obowiązki, a nie zbija bąki na przykład oglądając serial.

Menedżerowie software house'u Chetu znaleźli rozwiązanie. W swym mniemaniu bardzo skuteczne, na ich nieszczęście stanowczo zbyt inwazyjne. Jak bowiem wymyślili, pracownik w godzinach pracy powinien zarówno tkwić stale przed włączoną kamerą, jak i udostępnić swój pulpit. 

Czujne oko szefa patrzy - nie powinno

Pewien Holender realizacji takiego polecenia odmówił, donosi dziennik NL Times. Mimo bardzo logicznego wyjaśnienia, na efekty nie musiał długo czekać. Już po kilku dniach został zwolniony dyscyplinarnie pod zarzutem niesubordynacji i odmowy wykonania zleconej pracy. Tyle że, na nieszczęście krewkich przełożonych, o swoje racje postanowił walczyć w sądzie Zeeland-West Brabant w Tilburgu.

Nie czuję się komfortowo, gdy jestem monitorowany przez 9 godzin dziennie przez kamerę. To naruszenie mojej prywatności i sprawia, że ​​czuję się naprawdę nieswojo. To jest powód, dla którego moja kamera nie jest włączona. Wystarczy, że można monitorować wszystkie działania na moim laptopie i udostępniam swój ekran

 - pisał bohater historii w notatce do przełożonego.

Sędzia wypowiedzenie uznał za nieprawomocne, zauważając, że nie ma przesłanek świadczących o odmowie wykonania pracy. Pracodawca nie wyjaśnił wystarczająco jasno powodów zwolnienia. Co więcej, nie ma dowodów na odmowę podjęcia pracy, ani też nie było rozsądnego pouczenia. Polecenie pozostawienia włączonej kamery jest sprzeczne z prawem pracownika do poszanowania życia prywatnego, orzekł sąd.

Co prawda zwracając uwagę na brak dowodów w kwestii gromadzenia danych z monitoringu, uchylono zarzut dotyczący prywatności danych, ale w zamian za to powołano się m.in. na art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ostatecznie wymóg włączenia kamery uznano za naruszenie prawa do prywatności powoda, przyznając mu sowitą rekompensatę.

Potężne odszkodowanie batem na pracodawców?

Spółka Chetu Inc. musi teraz wypłacić mężczyźnie m.in. zaległe pensje, rekompensatę za bezprawne rozwiązanie umowy, fundusz na pomoc w znalezieniu nowego pracodawcy i dodatkowe odszkodowanie. Łączna kwota, przeliczając na złotówki, przekracza 363 tys. - choć dodajmy, że jest to bliskie ekwiwalentu rocznego wynagrodzenia zwolnionego, który w myśl umowy powinien zarabiać ok. 70 tys. euro na rok.

Tak czy inaczej, należy zauważyć, że sprawa ma też wydźwięk w skali makro. Wymuszanie włączania kamer przez szefów to coś, na co wielu pracowników, również w Polsce, skarży się niemal od początku przejścia na system zdalny. W teorii werdykt sądu w Tilburgu powinien dać kadrom menedżerskim do myślenia, aczkolwiek jest, rzecz jasna, duża różnica między kręceniem nosem a zwolnieniem dyscyplinarnym.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: tsyklon / Shutterstock

Źródło tekstu: NL Times, oprac. własne