DAJ CYNK

Bezprecedensowe prawo w USA. Koniec robienia wody z mózgu

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

Bezprecedensowe prawo w USA. Koniec robienia wody z mózgu

Federalna Komisja Handlu USA ogłosiła nowe przepisy, które mają na celu zniechęcenie przedsiębiorców do publikowania w sieci fałszywych opinii. Jest ostro.

Fałszywe, oczywiście zawsze korzystne opinie w sieci, które producenci i sprzedawcy wystawiają sobie sami, to doskonale znane zjawisko. Ukarani w związku z tym zostają jednak tylko nieliczni, jak producent kosmetyków Sunday Riley w USA. 

Kłopot w tym, że w większości państw, w tym w Polsce, w kwestii fałszywych opinii panuje swoista dziura prawna. O ile treść wypowiedzi nie wypełnia znamion czynu zabronionego w myśl Kodeksu Karnego, czyli nie można jej zaklasyfikować na przykład jako zniesławienie innej firmy, to pozostaje już tylko UOKiK i ewentualne zarzuty związane z nieuczciwą konkurencją.

Dyrektywa UE niby jest, ale niewiele z niej wynika

Teoretycznie unijna dyrektywa 2019/2161 nakłada na przedsiębiorców umożliwiających zamieszczanie opinii obowiązek weryfikacji tego, czy i w jaki sposób sprawdzają rzetelność komentarzy. Nie narzuca jednak tego, w jaki sposób należy traktować te zaklasyfikowane jako potencjalnie nierzetelne.

Dotyczy to chociażby sytuacji, gdy komentarz zamieszcza osoba, która nie kupiła danego towaru w danym sklepie. Dalej więc opinię zamieścić może każdy, w tym przedstawiciel producenta czy dystrybutora, a sklepy, co jasne, nie mają żadnego interesu w kasowaniu laurek.

Kontrowersje budzą również akcje konkursowe, w których producent czy sprzedawca w zamian za wystawienie opinii oferują bonusy. Oczywiście nikt nie narzuca, by ocena była pozytywna, ale obietnica nagrody często budzi w kliencie poczucie zobowiązania. Należy tym samym domniemywać, że podkręci on entuzjazm, nawet jeśli nie do końca jest to zgodne z właściwymi odczuciami.

Amerykanie idą w tej materii na grubo

Federalna Komisja Handlu USA, jak ogłoszono, chce związany z opiniami w sieci bałagan uporządkować. I idzie przy tym o kilka kroków dalej niż UE, definiując jako czyny zabronione cały wachlarz występków.

Nowe przepisy FTC nakazują, aby recenzje napisane przez jakąkolwiek osobę będącą beneficjentem sprzedaży były w jasny sposób oznaczone. Oznaczone muszą być również te serwisy internetowe, które z producentami, dystrybucją, marketingiem lub sklepami współdzielą strukturę kapitałową. 

Niedopuszczalna staje się więc sytuacja, w której rzekomo niezależny portal z recenzjami należy do tej samej spółki co chociażby agencja świadcząca usługi marketingowe danemu producentowi i pomija ten fakt w komunikacji. Na marginesie: zdziwilibyście się, ile takich przypadków jest w Polsce. A na tym nie koniec.

Urzędnicy zabraniają także oferowania jakichkolwiek zachęt za wystawienie opinii. Niezależnie, czy jest pozytywna czy nie. Co więcej, karane ma być wywieranie nacisku celem usunięcia bądź zmodyfikowania oceny. Wreszcie, pod topór trafić mają wszystkie biznesy trudniące się sprzedażą fałszywych interakcji w mediach społecznościowych. 

Fałszywe recenzje nie tylko marnują czas i pieniądze ludzi, ale także zanieczyszczają rynek i odciągają biznes od uczciwych konkurentów (...) Ostateczne przepisy ochronią Amerykanów przed oszustwami, powiadomią firmy, które bezprawnie oszukują system, i będą promować tych, którzy są uczciwi i konkurencyjni

– podsumowuje przewodnicząca FTC, Lina Khan. 

Ostateczna wersja przepisu, który został zatwierdzony bezwzględną większością głosów, wejdzie w życie 60 dni po opublikowaniu w rejestrze federalnym. Za każde naruszenie przedsiębiorcom grozi blisko 52 tys. dol. kary, czyli około 202 tys. zł. 

Czy amerykańskie przepisy dotkną Europy?

Swoistą zagadkę stanowi to, czy nowe amerykańskie przepisy odczujemy także w Europie. W teorii giganci social media, tacy jak Facebook, niczym mantrę powtarzają, że działają zgodnie z prawem obowiązującym w USA. Będąc konsekwentnym, wymagane oznaczenia powinni wdrożyć na całym świecie. Zwłaszcza, że żyjemy w dobie globalizacji i wiele sklepów wysyła towar na cały świat.

Inna sprawa, że znając życie, ktoś prędzej czy później rzuci amerykański pomysł w Europarlamencie i wtedy już nie będzie dyskusji. To jednak pieśń przyszłości, a póki co w dodatku jedynie sfera domniemań. Bądź co bądź, konsumenci poszkodowani być nie powinni, więc powodów do obaw zdecydowanie nie ma.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Peace Ioving / Shutterstock

Źródło tekstu: The Verge, oprac. własne