Przez dwie i pół godziny w niedzielę nie działał telefon wałbrzyskiego pogotowia
ratunkowego.
Po odkryciu awarii, dyspozytorzy pogotowia natychmiast zadzwonili pod
9330, czyli numer błękitnej linii tp dla klientów biznesowych, ale zgłosiła
się automatyczna sekretarka. Najpierw wysłuchałem zachęt do założenia konta internetowego, potem listy usług świadczonych przez Telekomunikację. Kiedy wreszcie odezwał się żywy człowiek i powiedziałem, w czym problem, zażądano NIP-u mojej firmy i numeru uszkodzonej linii. W końcu poradzono mi, żebym poszukał jakichś skrzyneczek telefonicznych i w nich poruszał kabelkami. Nie miałem pojęcia, o jakie skrzyneczki chodzi,
przecież nie muszę znać się na kabelkach - opowiada Paweł Sawaryn, dyspozytor
wałbrzyskiego pogotowia.
Dyspozytorzy pogotowia chcieli jak najszybciej dotrzeć do konkretnego człowieka z Wałbrzycha, który mógłby usunąć awarię. Zadzwonili pod 9393, do centrum obsługi klientów indywidualnych. Tam dostali numer telefonu do wałbrzyskiego serwisu... nieczynnego w weekendy. Pracownica TP odmówiła kontaktu ze swoim przełożonym, nie chciała podać telefonu do dyrektora technicznego TP z Wałbrzycha, wreszcie przerwała połączenie.
Usterkę udało się usunąć dzięki prywatnym kontaktom dyrektora szpitala. Po kilkudziesięciu minutach wydzwaniania po znajomych dotarł do dyrektora ds. utrzymania usług w regionie wałbrzyskim. Ten natychmiast polecił przekierowanie połączeń z numeru 999 na numery innych służb ratunkowych, policji oraz straży pożarnej i zlecił naprawę uszkodzenia.
Telefon 999 nie działał, bo – jak ustalili pracownicy TP – złodzieje włamali się do jednej ze studzienek i ukradli wiązkę kabli wartą kilkadziesiąt złotych.
Źródło tekstu: Gazeta Wyborcza