DAJ CYNK

Mroczna strona smartfonów. To może spotkać każdego

Piotr Urbaniak (gtxxor)

Wydarzenia

Twój telefon może mieć kradzione części. I nawet o tym nie wiesz

Mogłoby się wydawać, że w dobie chmury i zdalnego blokowania urządzeń ich kradzieże nie mają sensu. Jak jednak wiadomo, takie myślenie jest błędne, a złodzieje sięgają po cudze telefony bardzo chętnie. Wiedzą, co z nimi zrobić.

Jeszcze dekadę temu, gdy blokowanie kradzionych telefonów nie było na porządku dziennym, złodzieje zazwyczaj szli spieniężyć fanty do najbliższego lombardu. Ewentualnie oferowali je w serwisach ogłoszeniowych.

Dziś tak łatwo nie jest, bo skradzione urządzenia bardzo często zostają przez właściciela zablokowane, więc pozornie nadają się co najwyżej na bibelot. Nikt ich w takiej formie nie odkupi, a na pewno nie za duże pieniądze. Tyle że ta niedogodność przestępców nie zniechęciła, musieli oni jedynie dostosować swoje metody.

Francuska telewizja France 2 opublikowała obszerny reportaż, w którym prześledzono historię smartfonów kradzionych nad Sekwaną. A było co śledzić, bo według Narodowego Obserwatorium Przestępczości każdego roku właściciela „zmienia” ok. 600 tys. egzemplarzy,

Nawet nie wiesz, że kupujesz cudzy telefon

Dziennikarze pojechali do Dakaru, stolicy Senegalu, który wedle statystyk, obok Algierii i Wybrzeża Kości Słoniowej, jest głównym kanałem przerzutowym dla telefonów z Francji. Mieli się tam spotkać z mężczyzną pełniącym w gangu złodziei rolę technika, odpowiadającym za rozkładanie sprzętu na części.

Zachowując oczywiście anonimowość, człowiek ten przed kamerą opowiedział, jak wygląda typowy proceder. Co ciekawe, część odpowiedzialności zrzucił przy tym na służby celne, choć, jak zauważa źródło, akurat przeciwko celnikom nie zostały przedstawione żadne dowody.

Pojedynczy złodziej kradnie na terenie Francji między 10 a 15 urządzeń z najwyższej półki, co ma być liczbą dostateczną, by opłacił się przelot z nimi do Afryki – wyjaśnił technik. Przewozi je w bagażu, nierzadko ponoć wręczając łapówki celnikom, którzy mają doskonale znać stosowane metody, ale milczeć z uwagi na czerpane korzyści.

Technik taki sprzęt odbiera, po czym rozkłada, wyodrębniając poszczególne komponenty. Te później lecą w dalszą drogę, również ponownie do Europy, ale już jako części zamienne. Dokładnie jak w przypadku samochodowych dziupli.

Na Stary Kontynent mają trafiać setki tysięcy części, zwłaszcza wyświetlaczy, których historia, po przejściu przez kolejnych pośredników, ma zostawać skutecznie zatarta. Konsumentom oferują je lokalne serwisy, a ci nawet nie wiedzą, jak długą drogę przebył ich nowy ekran czy akumulator.

Opłaca się nawet bardziej niż przed laty

Ale jakim cudem to się opłaca? – zapytacie. Ba, ponoć opłaca się i to nawet bardziej niż kilka lat temu. Jak zauważono, wartość samego ekranu flagowca może przewyższać wartość całych telefonów z czasów świetności Nokii 3310 i pokrewnych i sięgać kilkudziesięciu dolarów amerykańskich.

W Senegalu, gdzie średnie wynagrodzenie wynosi ekwiwalent około 700 zł, partia skradzionych telefonów to prawdziwy skarb. Nawet jeśli trzeba zorganizować wokół niej naprawdę skomplikowany proces logistyczny, a ryzyko wpadki jest spore. 

Pytanie co najwyżej, jaki w związku z tym jest odsetek nielegalnych części na rynku zamienników. Dziennikarze przekonują, że znaczący, aczkolwiek konkretne liczby nie padają. Paserzy ponoć doskonale opanowali sztukę i sami odsprzedają części dalej jako fabrycznie nowe.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Shutterstock / mickyso

Źródło tekstu: France2, oprac. własne