DAJ CYNK

Smartfony na smyczy. Nowe prawo wchodzi 13 lipca i budzi kontrowersje

Dominik Krawczyk

Wydarzenia

Smartfony na smyczy. Nowe prawo wchodzi 13 lipca i budzi kontrowersje

Kontrowersyjne prawo wprowadzono co prawda we Francji, ale branża przekonuje, że z uwagi na globalizację odbije się ono czkawką w całej Europie. 

Francuzi będą chronić dzieci, przynajmniej w swojej ocenie. Dlatego już 13 lipca br. wprowadzają w życie szczególne rozporządzenie, na mocy którego każde urządzenie umożliwiające dostęp do sieci powinno mieć domyślnie aktywne ograniczenia rodzicielskie. Pomysł władz budzi jednak spory sprzeciw po stronie producentów.

Krajowa Agencja Częstotliwości (ANFR), mająca egzekwować przepisy, wyjaśnia szczegóły. W istocie rzeczy zasadnicze wymogi są dwa. Po pierwsze – w chwili wyjęcia z opakowania urządzenia muszą uniemożliwić pobieranie aplikacji z ograniczeniem wiekowym. Po drugie – zablokowane mają zostać również sklasyfikowane jako nieodpowiednie dla dzieci aplikacje fabryczne. Wszystko to do momentu, aż użytkownik potwierdzi swój wiek i ręcznie zdejmie blokadę

Proste, prawda? Tyle że wcale nie 

Swoje obawy głośno wyrażają  Związek Wydawców Oprogramowania Rekreacyjnego (SELL) oraz francuskie stowarzyszenie branż cyfrowych (Afnum), zrzeszające takich gigantów jak Microsoft, Google, Sony czy Apple. W myśl przedstawionej oceny ustawodawca niepotrzebnie skomplikował sprawę, a efekt może być dokładnie odwrotny do zamierzonego.

Zarzuca się m.in. to, że skoro wiek użytkownika ma być każdorazowo weryfikowany na podstawie jego kompletnych danych osobowych, istnieje ryzyko budowy dużego zbioru danych osób nieletnich. Przy przetwarzaniu danych osób poniżej 16. roku życia wymagana jest zaś zgoda rodzica lub opiekuna prawnego, czego, jak zauważono, nikt spośród osób tworzących przepisy nie wziął pod uwagę. 

Co gorsza, nieprzejrzysta zdaniem krytyków jest sama klasyfikacja wiekowa aplikacji, przez co nie wiadomo, które pozycje i jeśli tak, to w jakim stopniu należałoby ograniczyć. Rząd miał takich wytycznych w ogóle nie dać, ograniczając się do frazesów o konieczności ochrony najmłodszych. 

Francuskie prawo kulą u nogi całej Europy?

Niemniej lokalne francuskie piekiełko to jedno, drugim są konsekwencje w skali makro, a tych według Afnum również nie zabraknie. Jak oceniono, mało prawdopodobne jest, by globalne korporacje chciały inwestować w rozwój rozwiązań specyficznych dla osamotnionego, 60-milionowego rynku. W efekcie albo Francuzi dostaną coś lepionego na kolanie, potencjalnie zawodnego, albo rodzicielski bloatware niebawem odczuje cały Stary Kontynent.

Afnum nie chce dać za wygraną i skierowało wniosek do Rady Stanu o ponowne przyjrzenie się legislacji. Czasu pozostaje jednak niewiele, a lokalne media głośno powątpiewają, czy stowarzyszenie cokolwiek ugra. Dziennikarz Nassim Chentouf jest przekonany, że klamka już dawno zapadła. 

Zauważmy, Francja w dziedzinie elektroniki użytkowej nie pierwszy raz stosuje prawo w skali Europy unikatowe. Wcześniej na przykład przez długi czas, z uwagi na obawy o promieniowanie elektromagnetyczne, wymuszała obecność słuchawek w zestawach sprzedażowych ze smartfonami. Czym innym jest jednak dopakowanie do pudełka określonego akcesorium, a czym innym przebudowa oprogramowania. 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Tero Vesalainen / Shutterstock

Źródło tekstu: Tom's Guide, Le Parisien, oprac. własne