Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią


Na Allegro aż roi się od podróbek popularnych smartfonów. Co z tym problemem robi Allegro? Zamiast chronić klientów, serwis aktywnie je promuje.

Arkadiusz Bała (ArecaS)
11
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią

Jakiś czas temu podczas przeglądania Facebooka w oczy rzuciła mi się w oczy reklama Allegro. Na listę promowanych ofert składały się w większości smartfony – Samsung Galaxy S21 Ultra, Huawei Mate 40 Pro, Xiaomi Mi 10 Ultra… Raczej nic niezwykłego, biorąc pod uwagę moją pracę i czego na co dzień w Internecie szukam. Ale mimo wszystko coś mi nie grało, tylko do końca nie byłem pewny co.

Dalsza część tekstu pod wideo
Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią

Nagle olśnienie – wszystkie te telefony nie były modelami, za które początkowo je brałem, a tanimi „no-name’ami” starającymi się imitować popularne urządzenia. Oczywiście dla osoby zainteresowanej tematem różnice były widoczne na pierwszy rzut oka: podróbki były od oryginałów dużo tańsze i miały gorszą specyfikację. Także design po bliższej analizie nie był kopią 1:1, choć na miniaturce podobieństwo potrafiło być uderzające. Jeśli ktoś w dzieciństwie dostał pod choinkę konsolę PolyStation zamiast PlayStation, z pewnością wie, o czym mowa.

Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią

Sęk jednak w tym, że o ile dla mnie fakt, że mam do czynienia z podróbkami, był oczywisty, tak jestem sobie w stanie wyobrazić, że wiele osób nietechnicznych mogłoby się na taką pułapkę łatwo złapać. I nie mam raczej wątpliwości, że taka jest intencja osób handlujących tego typu sprzętem. W końcu, kiedy urządzenie nazywa się „Phone12 Pro Max”, jego design imituje najnowszego iPhone’a, a ikonki interfejsu są żywcem wzięte z iOS, trudno nazwać to przypadkiem, prawda?

Co gorsza, Allegro takich ofert nie tylko nie usuwa, ale wręcz aktywnie je promuje, przez co pojawiają się one m.in. w reklamach platformy na Facebooku i nabierają wiarygodności. Nie są to też pojedyncze incydenty, a zjawisko, które obserwuję regularnie od kilku miesięcy i na które zwrócili moją uwagę także znajomi z branży (w tym nasz naczelny, od którego pożyczyłem poniższy zrzut ekranu).

Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią

Allegro: Ale Amazon tez tak robi...

Sytuacja, kiedy największa w Polsce platforma e-commerce podpisuje się pod tego typu praktykami, jest, ujmując rzecz bardzo łagodnie, niepokojąca. Z tego powodu postanowiłem wyjaśnić ją prosto u źródła i dopytać o kilka kwestii – m.in. czy są świadomi takiego procederu i jakie kroki podejmują, by chronić przed nim swoich klientów.

Jak się okazuje – żadne. Tak w każdym razie wynika z odpowiedzi, którą po dwóch tygodniach otrzymałem od rzecznika serwisu, pana Marcina Gruszki. Allegro co prawda zabrania w swoim regulaminie handlu towarami łamiącymi polskie prawo – a takimi są podróbki – ale jeśli sprzedawca nie afiszuje się z cudzym logotypem, to według przedstawicieli serwisu problemu właściwie nie ma. Mówiąc krótko – w opisanej sytuacji serwis umywa ręce.

Stanowisko to zostało zresztą podparte bardzo dobrym argumentem – „bo konkurencja też tak robi”. Ta „konkurencja” to oczywiście Amazon, który, jak się dowiedziałem, rzekomo również ma w swojej ofercie tanie smartfony podszywające się pod droższe modele renomowanych marek.

Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią

I faktycznie – jeśli poszukamy, podobne urządzenia znajdziemy również w ofercie polskiego Amazona. Oczywiście samo w sobie jest to poważnym problemem i podobnie jak Allegro, także serwis Jeffa Bezosa zasługuje z tego tytułu na słowa krytyki. Ale jest pewna istotna różnica: nie spotkałem się z sytuacją, by Amazon tego typu produkty aktywnie promował gdziekolwiek poza swoim portalem, a Allegro i owszem. Dodajmy do tego fakt, że o te niepokojące praktyki zapytaliśmy Allegro jeszcze przed startem Amazona w Polsce.

Zresztą o czym my tu rozmawiamy? Argument „bo inni też tak robią” nie zmienia przecież faktu, że od największej w Polsce platformy e-commerce możemy oczekiwać, że przynajmniej w jakimś stopniu będzie próbowała chronić klientów przed sprzedawcami, którzy żerują na ich niewiedzy. Tymczasem Allegro wydaje się tą kwestią zupełnie nie przejmować. Na moje pytanie o to, co serwis robi, by bronić użytkowników, w odpowiedzi zasugerowano, że przecież nie ma takiej potrzeby, skoro oferty są  zakwalifikowane do właściwych kategorii i mają poprawnie wypisane parametry.

O ile w nazwie kodowej modelu da się doszukiwać podobieństw z modelami topowych producentów, to same oferty we wszystkich obszarach są poprawnie zakwalifikowane. Pamiętajmy, że w elektronika to nie moda gdzie wzór i kolor jest kluczowy. Tutaj specyfikacja i funkcjonalności są bardziej istotne.

– tłumaczy Marcin Gruszka, PR Product Manager w Allegro.pl

Cóż, podziwiam tę szczerą wiarę w świadomość konsumentów kupujących telefony. Szkoda, że wystarczy chwilę porozmawiać z ludźmi na ulicy, by zrozumieć, jak mało ma wspólnego z rzeczywistością.

Prawo też nie chroni konsumentów

Niestety zła wiadomość jest taka, że bagatelizowanie problemu przez Allegro jest częściowo uzasadnione. Żeby lepiej zrozumieć, jak dokładnie wygląda sytuacja prawna związana z handlem podróbkami, zgłosiłem się do Krajowej Administracji Skarbowej, która na mocy obowiązujących w Polsce przepisów jest instytucją odpowiedzialną  za zwalczanie handlu podrobionymi towarami. W ten sposób dowiedziałem się także trochę o skali zjawiska handlu podrabianą elektroniką.

W 2020 roku działania Skarbówki doprowadziły do zatrzymania podrobionej elektroniki na kwotę ok. 2,2 mln zł, z czego niecałe 1,6 mln zł przypada na telefony komórkowe. Czy to dużo? Cóż, łączna wartość wszystkich podrobionych towarów przechwyconych w tym okresie wyniosła ponad 60 mln zł. Na podstawie tych danych można przyjąć, że w kontekście całego zjawiska handel podróbkami telefonów to kropla w morzu.

Ale jest tutaj pewien haczyk. Przepisy, w oparciu o które działa Krajowa Administracja Skarbowa, zostały skonstruowane tak, by chronić przede wszystkim prawa własności intelektualnej – w tym przypadku producentów, których produkty zostały podrobione. Mówimy tu o logotypach, patentach itd. Jeśli ktoś świadomie narusza tego typu prawa, wprowadzając do obrotu podrobiony towar, grozi mu kara więzienia nawet do 5 lat.

Jeżeli jednak do takiego naruszenia nie dojdzie, bo np. zamiast „Xiaomi” napisano „Xioami” nieco innym fontem, dany towar zasadniczo jest legalny i za handel nim nikogo nie można pociągnąć do odpowiedzialności.

Allegro reklamuje podróbki telefonów... bo inni też tak robią


I bardzo dobrze, bo mówimy tu o systemie ochrony własności przemysłowej, który inaczej skonstruowany mógłby być podatny na poważne nadużycia. Problem w tym, że nie chroni on w żaden sposób konsumentów przed produktami podobnymi do tych, które opisałem na początku artykułu. W końcu nie znajdziemy tam ani zastrzeżonych znaków towarowych, ani nawet skopiowanego 1 do 1 designu – zgodnie z przepisami nie mamy więc do czynienia z podróbką. A nawet jeśli – formalnie to nie konsument jest tutaj poszkodowany, a właściciel praw do oryginalnego produktu i to on mógłby się domagać pociągnięcia dystrybutora bądź sprzedawcy do odpowiedzialności.

A co może konsument? Konsument może spróbować skorzystać z rękojmi na normalnych zasadach i tak właściwie na tym się kończy. Niestety aktualnie obowiązujące przepisy nie dają za bardzo możliwości, by wyciągnąć konsekwencje wobec sprzedawcy, oferującego gorszej jakości produkt, podszywający się w ten sposób pod znaną markę.

Świadomy konsument – urocza, ale fikcja

I tu dochodzimy być może do sedna problemu. Aktualne przepisy zakładają, że konsumenci podejmują świadome decyzje zakupowe, o ile sprzedawcy dostarczą im niezbędnych informacji na temat produktu. To zresztą podobna logika do tej stosowanej przez Allegro, choć, jak podejrzewam, wynikająca z trochę mniej cynicznych pobudek. Tylko czy takie założenie ma w dzisiejszych czasach rację bytu? Podejrzewam, że tak ja, jak i większość naszych stałych czytelników wiedzą, czym różni się Snapdragon 888 od „czterordzeniowego procesora 1,3 GHz”. Tylko czy od każdego można wymagać takiej wiedzy? Bo bądźmy realistami – większość osób jej nie posiada i prawdopodobnie nawet nie wiedziałaby, gdzie szukać takich informacji.

Tylko co z takimi ludźmi robić? Zostawić ich samych sobie i patrzeć, jak w akcji prezentuje się kapitalizm? To jedna z opcji. Drugim końcem skali byłoby oczekiwanie, że państwo oraz platformy sprzedażowe staną się szeryfami, weryfikującymi każdy produkt i arbitralnie decydującymi, które z nich mogą trafić do sprzedaży, a które nie. Oczywiście taka sytuacja też rodziłaby swoje problemy i prowokowała szereg patologii. Właściwe rozwiązanie leży pewnie gdzieś pośrodku, ale nie uważam, żebym był właściwą osobą do podawania gotowej recepty na ten – bądź co bądź – złożony problem. Jestem natomiast przekonany, że niepodpisywanie się pod ofertami jawnie żerującymi na niewiedzy konsumentów to takie minimum, którego moglibyśmy oczekiwać od największej w Polsce platformy e-commerce – nawet jeśli konkurencja też tak robi.