DAJ CYNK

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Gry

Godziny w korytarzach

Dotyczy to w szczególności pierwszej połowy gry, skupionej na wykonywaniu liniowych misji w zamkniętych, korytarzowych lokacjach. Każdy taki epizod rzuca nas do nowej miejscówki, stanowiącej tak naprawdę ciąg aren z coraz bardziej wymagającymi przeciwnikami, przeplatanych co najwyżej wstawkami fabularnymi. Gra bardzo długo prowadzi nas za rączkę, ciągnąc od walki do walki i od scenki do scenki, nie dając nawet za bardzo szansy na eksplorację oraz oswojenie się z mechaniką na własnych warunkach.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Mówiąc krótko, Final Fantasy XVI daje się poznać jako gra bardzo liniowa i potrzebuje dobrych kilkunastu godzin, żeby dać graczowi nieco swobody. Jest to moim zdaniem jeden z jej najpoważniejszych grzechów, bo wspomniane wcześniej korytarze potrafią się niesamowicie dłużyć. Z czasem dostaniemy jednak dostęp do bardziej otwartych lokacji, które będziemy mogli eksplorować na własną rękę i do których będziemy wracali kilkukrotnie na przestrzeni kampanii. Nie jest to może poziom swobody na poziomie typowych gier z otwartym światem, ale wystarczy, żeby rozgrywka nabrała nieco rumieńców.

Zwiedzając tych kilka lokacji będziemy mogli na własną rękę zmierzyć się z grasującymi po nich potworami oraz wykonać kilka prostych misji pobocznych. Te sprowadzają się w większości do prostych zadań w stylu „zanieś przedmiot X postaci Y” oraz „zabij potwora Z”, ale towarzysząca im otoczka fabularna pozwala lepiej zrozumieć świat Valisthei, w którym toczy się akcja gry, oraz panujące w nim relacje. 

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Część sidequestów pozwoli nam także odblokować cenne nagrody, znacznie ułatwiające dalszą rozgrywkę (np. Chocobo, czyli prywatnego kurczaka-wierzchowca). Na całe szczęście te są wyraźnie oznaczone w taki sposób, by wyraźnie odróżniały się od mniej istotnych zadań, podobnie jak miało to miejsce w Final Fantasy XIV. Mała rzecz, a niesamowicie poprawia komfort rozgrywki.

Bo bądźmy szczerzy – raczej niewielu graczy zdecyduje się na wykonanie wszystkich pobocznych zadań i aktywności, które Final Fantasy XVI ma do zaoferowania. To duża gra jest. Sam wątek fabularny według twórców powinien zająć ok. 35 godzin. Moim zdaniem jest to wynik nieco zaniżony – jeśli nie planujecie sprintem biec przez kolejne misje fabularne, spokojnie doliczcie sobie do tego pięć albo i dziesięć godzin. Ba, nie widzę problemu, żeby rozciągnąć rozgrywkę na drugie tyle.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)


A po ukończeniu gry zabawa wcale nie musi się kończyć. Po obejrzeniu napisów możemy zacząć grę ponownie, tym razem w trybie New Game+ i na wyższym poziomie trudności. Możemy też w każdej chwili ponownie rozegrać ukończone wcześniej fragmenty rozgrywki w trybie Arcade, rywalizując z innymi graczami o jak najwyższy wynik punktowy. To kolejny element mocno inspirowany grami akcji.

Trochę „Gra o Tron”, ale nie do końca…

Na całe szczęście mimo tak daleko idących zmian w formule Final Fantasy XVI to nadal Final Fantasy. Jeśli czekaliście na nową odsłonę cyklu z nadzieją na pasjonującą fabułę, to nie powinniście być zawiedzeni.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Oczywiście nie chcę w tym miejscu zbyt dużo pisać o historii, by nie odbierać Wam satysfakcji z poznawania jej na własną rękę. Wspomnę tylko, że od samego początku na graczy czeka ostra jazda bez trzymanki i coś, co zaczynało się jako prosta opowieść o zemście, bardzo szybko przeradza się w coś dużo większego. W pewnym momencie od naszych działań będzie zależał los całych narodów i otaczającego nas świata, a z roli zwykłego obserwatora siłą wplątanego w grę wielkich mocarstw sami staniemy się jednym z głównych graczy.

Jednocześnie Final Fantasy XVI przez cały czas pozostaje historią skupioną na swoich bohaterach. Przez większość czasu to ich emocje oraz wzajemne relacje będą głównym motorem napędowym fabuły. Trochę jak w „Grze o Tron”, gdzie wielka polityka staje się tylko tłem dla osobistych celów i aspiracji konkretnych postaci.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)


Porównania z dziełem George’a R. R. Martina nasuwają się zresztą dużo częściej, co zresztą nie powinno dziwić – sami twórcy przyznali się, że „Gra o Tron” była ważną inspiracją dla Final Fantasy XVI i przedstawionego w grze świata. Warto natomiast podkreślić, że są to zapożyczenia raczej powierzchowne. Albo inaczej – działają na poziomie globalnym, gdzie wątki konfliktów o zasoby, dyskryminowania określonych grup społecznych czy panującej wkoło biedy stanowią ciekawe tło naszych działań, ale już na poziomie dialogów czy kreacji konkretnych bohaterów trudno się doszukać niuansu, dzięki któremu taka wizja byłaby wiarygodna. Mówiąc krótko, Wiedźmin 3 to to nie jest.

Final Fantasy XVI - nie sądziłem, że tak mnie zachwyci (recenzja)

Jeśli mam być szczery, jest to zresztą jeden z moich głównych zarzutów pod adresem Final Fantasy XVI. Gra cierpi na pewien kryzys tożsamości, gdzie z jednej strony bardzo chciałaby być nowoczesnym, mrocznym i dojrzałym fantasy na modłę wspomnianej wcześniej Gry o Tron czy Wiedźmina, a z drugiej strony historia nadal bazuje na schematach znanych z anime i innych tytułów jRPG. Osobiście nawet mnie to cieszy, bo koniec końców udało się zachować w ten sposób tożsamość serii. Do tej pory nie wiem jednak, co myśleć o wtrącanych niekonsekwentnie wulgaryzmach czy scenach seksu (dla jasności, bardzo subtelnych), które wydają się nie wnosić nic poza znaczkiem „+18” na pudełku.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne