DAJ CYNK

Dark S03 - czy warto było czekać?

Michał "Isand" Świech

Telewizja i VoD

Klimat i gra aktorska

Na szczęście Dark nie traci swojego klimatu. Owszem, nie ma już aż takiego nastroju tajemnicy, ale ciężko porównywać sezon pierwszy, gdzie dopiero powoli odkrywamy nowe sekrety do sezonu finałowego, gdzie z założenia tajemnic powinno być coraz mniej. Na początku jednak serial próbuje nas kusić nowymi sekretami. Nie są one jednak tak intrygujące jak te widziane do tej pory.

Klimat zaburzają powtarzające się coraz częściej piosenki po angielsku w tle. To naprawdę zaburza immersję w atmosferę niemieckiego prowincjonalnego miasteczka. O wiele lepiej wszystko by brzmiało, jakby i piosenki były w języku niemieckim. Na szczęście ścieżka dźwiękowa robi to co ma robić ścieżka dźwiękowa - uwydatniała emocje i podkreślała wydarzenia. Nie wysuwała się na czoło. I słusznie, nie jest to serial muzyczny.

Niestety, serial nie ustrzegł się momentami nachalnego patosu czy pseudointeligencji. Moim ulubionym przykładem jest sytuacja, kiedy jedna z postaci podniosłym tonem mówi, że my nie znamy czasu. Wtedy zapada cisza, a kamera przybliża nas do ust mówcy. Pomyślałem wtedy: Ale czas zna nas, tak? I po chwil pada dokładnie to zdanie. Wtedy chyba widz ma pomyśleć, ze to głębokie.

Wielki plus za to, że przez większość serialu widzimy utrzymane przesłanie poprzednich sezonów. Choćby nie wiadomo co się działo - czas posuwa się po wcześniej ustalonym torze. Można próbować z tym walczyć. I bohaterowie to robią, nawet jeśli podświadomie uważają, że stają do beznadziejnej bitwy. I ten nastrój czuć. Nawet jeśli coś potoczy się inaczej, to efekt jest dokładnie taki sam. Bo nie liczą się aktorzy, liczy się sztuka. Widzimy to w każdym świecie i wersji czasowej. Nie ginie jednak nadzieja, reprezentuje ją jak zawsze Jonas.

A skoro o Jonasie. Świetną aktorską robotę wykonali Andreas Pietschmann i przede wszystkim Louis Hofmann. O wiele częściej pojawia się też Adam, czyli Dietrich Hollinderbäumer. W jego przypadku jednak ciężko o podobne zachwyty. On standardowo gra jedną miną i jednym tonem. Zmianą jest fakt, że w nowym sezonie otrzymuje nowe wdzianko. Wygląda w nim jak Darth Vader bez maski.

Elisabeth Dark

Prawdziwym diamentem okazuje się natomiast Carlotta von Falkenhayn, czyli serialowa (mała) Elisabeth. W trzecim sezonie aktorka ma o wiele większe pole do popisu niż do tej pory. Pokazała swój talent jako ta Elisabeth jaką znamy - ma ona okazje do pokazania wszystkich możliwych emocji i widzimy ją gotową do działania. Świetnie spisuje się też w świecie, do którego na koniec drugiego sezonu Jonas i Martha podróżują. Tam wreszcie może zagrać inną Elisabeth. I doskonale sobie w tej roli daje radę. 

To akurat nie tyle gra aktorska, ale nie mogę nie wspomnieć, że Hannah po raz kolejny pokazała, że jest bardzo dobrze napisaną postacią. Widzimy jej cele, widzimy jej metody postępowania, rozumiemy jej uczucia. Rzadko kiedy widzi się tak przekonującą yandere.

Serial wykonał też bardzo dobre zadanie unikając jednoznacznej odpowiedzi kto (i jaka grupa) jest dobry. Widzimy, że każdy walczy dla swojego celu i uważa, że to jego działania jednocześnie są najlepsze dla innych. Bo to nie jest tak, że dobry walczy ze złym. Czasem jeden dobry człowiek musi stanąć naprzeciw drugiemu dobremu człowiekowi. A widzimy podobne motywy często. Nie dziwota, wszak cały serial to jeno wielkie déjà vu.

 

 

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News