W zestawie ze słuchawkami dostajemy tylko jeden komplet nauszników, które wykonane są z materiału. Mają one tendencję do zbierania kurzu i wszelkiego rodzaju paprochów. Szkoda, że producent nie dorzucił też nauszników z ekoskóry. Sam akurat preferuję te materiałowe, bo eliminują ryzyko pocenia, ale zawsze warto mieć dodatkowy wybór. Tym bardziej że producent zadbał o bardzo wygodny sposób demontażu, bowiem nauszniki montowane są na magnesach. Wystarczy je lekko pociągnąć, aby odczepiły się od obudowy. Dobra informacja jest taka, że w wielu sklepach dostępne są kompatybilne zamienniki, więc z ewentualną wymianą nie powinno być problemów.
Na co dzień korzystam ze słuchawek Logitech G733, które są w mojej ocenie jednymi z najwygodniejszych na rynku. Jeśli chodzi o Astro Gaming A50, to mogą one z nimi śmiało konkurować. Nie odczuwałem żadnego dyskomfortu w trakcie korzystania z testowanego modelu, nawet przy kilkugodzinnych sesjach (w trakcie pracy dla Telepolis przez 90% siedzę w słuchawkach, słuchając muzyki w tle lub oglądając streamy na drugim monitorze). Mam dużą głowę, a pomimo tego słuchawki nie cisną mnie po bokach. Wydaje mi się, że jedynie gąbka na pałąku mogłaby być nieco grubsza i bardziej miękka.
Natomiast konsekwencją tej wygody jest gorsze trzymanie się słuchawek. Wystarczy szybszy ruch głową, aby te zaczęły się przesuwać, a nawet groziły upadkiem. Zauważyłem też, że Astro Gaming A50 zsuwają się przy pochylaniu. Często w ten sposób sięgam do mojego ogromnego, 9-kilogramowego psa obronnego i muszę uważać, aby słuchawki nie wylądowały na jego głowie. Rozumiem jednak, z czego to wynika. Lepsze trzymanie się musiałoby być okupione mocniejszym ściskaniem głowy, a tym samym wpłynęłoby negatywnie na komfort użytkowania. Dlatego jestem w stanie zaakceptować aktualny stan.
W tym miejscu muszę też wspomnieć o zasięgu. Ten jest imponujący. W miejscach, gdzie Logitech G733 już zawodziły, tam Astro Gaming A50 nie mają żadnego problemu. W moim mieszkaniu nie znalazłem miejsca, w którym zasięg nie byłby wystarczający. Powiem więcej, któregoś razu zapomniałem się i poszedłem w słuchawkach do piwnicy (mieszkam na parterze) i nawet tam momentami dźwięk był słyszalny. Rewelacja!
Słuchawki wyposażone są w akumulator litowo-polimerowy. Producent nie chwali się jego dokładną pojemnością. Z moich testów wynika, a nie używam maksymalnej głośności, że Astro A50 spokojnie wytrzymują kilkanaście godzin. Gdybyście planowali 16-godzinną sesję grania, to testowany model nie powinien mieć większych problemów z poradzeniem sobie z takim zadaniem. Zresztą poziom naładowania przez cały czas można kontrolować za stacji dokującej, która informuje o tym za pomocą czterech diod. Dokładniejsze informacje są pokazywane w aplikacji Astro Command Center.
Natomiast samo ładowanie zajmuje około 6-7 godzin za pomocą stacji dokującej. Nie jest to wielki problem, bo wystarczy włączyć w komputerze zasilanie z portów USB przy wyłączonym PC, aby słuchawki codziennie ładowały się w nocy. Sam tak zrobiłem i codziennie rano Astro Gaming A50 czekają na mniej ze 100-procentowym poziomem akumulatora.
No i jeszcze jedno, nie zdziwcie się, że po odłożeniu na biurko słuchawki się wyłączają. To całkowicie zamierzone i ma za zadanie oszczędzać baterię. Po podniesieniu ich urządzenie to wykrywa i automatycznie się włącza. Proste, a jak skuteczne.
Źródło zdjęć: Damian Jaroszewski (NeR1o)