Powerbank idealny to coś, czego szukam od lat. Taki sprzęt musiałby w sobie połączyć szereg w znacznej mierze sprzecznych aspektów i zawsze należy nastawić się na pewien kompromis. Z pewnych funkcji i cech rezygnować jednak nie warto.
Zanim przejdziemy do przeglądu powerbanków, uporać musimy się z kilkoma kwestiami. Zadać pytanie o to skąd są aż tak wielkie rozbieżności pojemności czy ustalić czego tak właściwie należy oczekiwać od dobrego powerbanku.
10 000 mAh na pudełku, mamy telefon z baterią 3000 mAh, więc wydawać by się mogło, że powerbanku wystarczy nam na 3 naładowania i jeszcze coś zostanie. Tymczasem nie – realnie spodziewać należy się 2 pełnych ładowań i to o ile kupiliśmy sprzęt wysokiej klasy.
Przyczyny tego stanu rzeczy są dwie: sprawność i sposób wyliczenia pojemności. Sprawność rzędu 90% jest już powodem do dumy producentów. Z kolei na zamieszanie z pojemnością ma wpływ napięcie ogniw wykorzystanych do budowy powerbanku. Z reguły jest to 3,7 – 3,8 V, podczas gdy proces ładowania telefonu realizowany jest z wykorzystaniem napięcia 5V i wyższego.
Dzielimy więc 3,7V przez 5V, wynikiem mnożymy deklarowaną pojemność i mamy pojemność rzeczywistą dla pięciowoltowego ładowania przez port USB. Po takim "odcięciu" z 10 000 robi się nam 7400 mAh. Teraz uwzględnijmy sprawność, a więc skuteczność naszego ładowania pomniejszoną o wszelkiego rodzaju straty (głównie cieplne). 7 400 mAh * 90% = 6 660 mAh.
Tym sposobem, w przypadku nowego powerbanku o wysokiej sprawności spokojnie możemy odciąć 1/3 pojemności z pudełka. Bardzo szanuję producentów, którzy za nas to wyliczają sami – np. Platinet podaje nawet na obudowie, że te 10 tys. to dla 5V i 1A w praktyce 6800 mAh.
Niegłupim pomysłem jest też przerzucenie się z amperogodzin (Ah) na watogodziny (Wh). Te ostatnie w bezwzględny sposób określają pojemność akumulatora – bez znaczenia jest prąd ładowania. Biorąc jako przykład wyżej wspomnianego Platineta, według opisu ma on pojemność 37 Wh, iPhone Xs ma pojemność 10,13 Wh. Przy sprawności rzędu 90% (efektywne 33,3 Wh po stronie powerbanku) mamy więc możliwość przeprowadzenia 3 ładowań z górką, minus straty po stronie iPhone’a.
Chcąc zaś to wyliczać w amperogodzinach jest trochę bardziej skomplikowanie. Pojemność 2658 mAh baterii iPhone’a dla napięcia 3,81V musielibyśmy przeliczyć na 2025,4 mAh dla 5V. Następnie ten wynik staje się dzielnikiem pojemności powerbanka (6660 mAh z 10 000 mAh) i też mamy 3 ładowania minus straty po stronie iPhone’a. Jak by tego nie liczyć, zamiast z pozoru 4 ładowań iPhone’a mamy 3.
Porządny powerbank powinien szybko ładować zarówno podłączane do niego urządzenia, jak i sam ładować się tak szybko, jak się tylko da. Szybkie ładowanie opisywane jest przez szereg standardów, w tym producenci akcesoriów czasem wymyślają sobie własne i np. 2,4A przy 5V, z regulowanym natężeniem, przemianowują na tajemniczo brzmiący VoltIQ.
To, co powinno Was interesować obecnie to najnowszy standard PD, czyli Power Delivery (15 – 100 W) oraz Quick Charge, najlepiej w wersji 3.0 lub nowszej. Tutaj uwaga, smartfony Huaweia mają własny standard szybkiego ładowania SuperCharge (22,5 i 40W), który znajdziecie niemal wyłącznie w powerbankach tego producenta. Jeśli zaś mamy też dodatkowo „zwyczajne” złącze USB, niech ma ono prąd choć 2 – 2,4 Ampera.
Pamiętajmy też, że z racji dużej pojemności powerbanków w stosunku do telefonów, czas ładowania powerbanku to krotność czasu ładowania naszego smartfonu. Można jednak nawet potężne powerbanki ładować bardzo szybko, pod warunkiem, że mają one w pozycji „Input” wsparcie dla szybkich standardów ładowania. Zdarza się w tym miejscu nawet 45 W, co może oznaczać w praktyce redukcję czasu ładowania z kilkunastu godzin do 2-3.
Obecnie panujący nam standard przewodów ładowania to USB-C. Z reguły powerbanki mają na wyjściu duże złącza USB-A, do których podłączymy dowolny przewód. Warto natomiast by nasz powerbank miał złącze USB-C na wejściu, a jeszcze lepiej, jakby możliwe było do wyboru ładowanie przez USB-C lub microUSB. Wtedy nie zaskoczy nas w terenie żadna sytuacja.
Lepiej jest zawsze mieć więcej niż jedno złącze wyjścia, służące do podpinania telefonu i innych sprzętów. Warto jednak przy tym zwrócić uwagę jaki jest maksymalny łączny prąd ładowania (wyrażany przez producentów w Amperach lub jako łączna moc w Watach). Może się bowiem zdarzyć, że podłączenie 2 telefonów sprawi, że każdy z nich ładować się będzie z połową szybkości.
Gdy rozmarzony geek kupuje swój pierwszy powerbank zwykle zwraca uwagę głównie na pojemność powerbanku. A potem przychodzi nam z Chin wielka cegła, której nie chce nam się ze sobą nigdzie zabierać. Zwykle duży powerbank to też długi czas ładowania, więc potem chodzimy z cegłą w dodatku naładowaną tylko częściowo.
Fajnie jest mieć zarówno malutki powerbank na krótkie sytuacje kryzysowe, jak i większy, który np. służyć nam będzie na biwaku czy podczas dłuższych podróży, a w mniejszym stopniu do zabierania go ze sobą na zakupy do spożywczaka.
Gdy już o ergonomii mowa, bardzo ostrożnie należy podchodzić do wszystkich kantów obudowy i metalowych wstawek. Ostatnią rzeczą o jakiej marzycie są rysy na ekranie spowodowane przez powerbank w torbie czy kieszeni, a już koszmarem byłoby stłuczenie ekranu przesadnie wyszlifowanym powerbankiem.
Zaokrąglenia i matowe plastiki to najlepsze co możemy znaleźć w konstrukcji. Świetnie sprawdza się też guma, choć unikajcie białej, jeśli nie chcecie, by szybko zaczęły się gromadzić przebarwienia i zabrudzenia (Tronsmart z niniejszego zestawienia ma ten problem).
Koniecznym elementem jest też rzecz jasna jakaś informacja o poziomie naładowania. Wyświetlacze są z reguły przesadą, choć przy bardzo dużych pojemnościach nie są takie głupie. 4 diody informujące o naładowaniu wystarczają w większości sytuacji.
Wracając zaś do tytułowej wielkości – gdy już mamy upatrzoną pojemność, warto przeliczyć ją na gramy masy urządzenia. Wyjdzie nam wtedy jak duża jest "koncentracja energii" i który z powerbanków mniej odciśnie się nam na kręgosłupie.