Po przetestowaniu kilku smartfonów marki Infinix mogę stwierdzić, że urządzenia te wyglądają dosyć oryginalnie spośród setek podobnych do siebie urządzeń. Tak jest również w przypadku modelu Note 30 Pro, który – choć jest dużym i ciężkim urządzeniem – prezentuje się atrakcyjnie. A poza tym jest sprzedawany z bogatym zestawem przydatnych akcesoriów. To, co ten telefon wyróżnia, to między innymi przewodowe słuchawki w pudełku czy dodatkowe szkło zabezpieczające ekran (fabrycznie założona jest na nim folia). A w promocji na start (Infinix Note 30 Pro debiutował w Polsce 19 czerwca 2023 roku) za dodatkową złotówkę można otrzymać bezprzewodową ładowarkę o mocy 15 W, która świetnie wygląda i nieźle działa.
Testowany przeze mnie smartfon jest niedrogim średniakiem, więc nie oczekujmy od niego topowej wydajności. Ta jednak, którą oferuje zamontowany wewnątrz odpornej na działanie pyłów i wody (IP53) obudowy MediaTek, jest w zupełności wystarczająca do płynnego działania interfejsu systemowego i typowych aplikacji oraz gier. A jeśli korzystamy z wielu takich naraz, możemy rozszerzyć RAM do 16 GB.
Infinix Note 30 Pro to także dosyć jasny i świetnie radzący sobie z wyświetlaniem kolorów ekran AMOLED, któremu towarzyszą głośniki stereo z dźwiękiem podkręcanym przez firmę JBL. Te ostatnie jednak mogłyby grać lepiej w zakresie tonów wysokich i bardzo wysokich. Dobrze wypadają za to dołączone do zestawu słuchawki, choć wcale na takie nie wyglądają. Ale pozory mogą mylić.
Biorąc pod uwagę półkę cenową, do której należy topowy smartfon z serii Note 30 Infinixa, jego zestaw fotograficzny robi dobre jakościowo zdjęcia i filmy, szczególnie w dobrych lub w miarę dobrych warunkach oświetleniowych. Również aparat do zdjęć makro daje radę. Szkoda tylko, że cyfrowa stabilizacja obrazu nie działa przy nagrywaniu filmów w rozdzielczości 2K.
Cena urządzenia wynosi 1399 zł. Biorąc pod uwagę to, co w tej cenie dostaniemy, należy ją uznać za bardzo przyzwoitą. Z czasem, gdy spadnie, stanie się ona jeszcze bardziej atrakcyjna.
Źródło zdjęć: Marian Szutiak / Telepolis.pl