Na tle typowych słuchawek dokanałowych oferowanych w elektromarketach KZ ZS10 Pro wyglądają mocno ekstrawagancko. Charakteryzują się też stosunkowo nietypową budową - nie dość, że są zaprojektowane wyłącznie do noszenia z kablem ponad uchem, to na dodatek ten ostatni jest wymienny.
Same kopułki wykonano z kombinacji półprzeźroczystego plastiku oraz metalu, prawdopodobnie stali nierdzewnej. Design jest agresywny i bez dwóch zdań przykuwa wzrok, jednak słuchawki mogą się podobać. Po bliższej inspekcji zwrócimy jednak uwagę, że choć z zewnątrz słuchawki sprawiają wrażenie dość kanciastych, tak od wewnętrznej są one łagodnie wyprofilowane i pozbawione ostrych krawędzi - dobrze to wróży, jeśli chodzi o komfort noszenia.
Choć wizualnie są duże, to producent zrezygnował z umieszczania swojego logo. Znajdziemy tu jedynie skromne oznaczenie modelu, okraszone nieco mniej skromnym hasłem reklamowym. Na kopułkach nie ma także oznaczeń lewej i prawej słuchawki, jednak biorąc pod uwagę ich charakterystyczną konstrukcję, są one zwyczajnie zbędne.
Tulejki słuchawek są metalowe, średnio długie i umiarkowanej szerokości. Bez problemu powinna pasować na nie większość popularnych tipsów dostępnych na rynku (sprawdzone na piankach Comply S400). Dostępu do wnętrza słuchawek broni metalowa siateczka.
Jak wspomniałem, przewód w słuchawkach jest wymienny, co jest cechą zapożyczoną ze modeli profesjonalnych oraz klasy premium, a jednocześnie rozwiązaniem chętnie stosowanym przez chińskich producentów. Mamy tu do czynienia z wariacją na temat klasycznego złącza 2-pinowego, gdzie samo gniazdo jest delikatnie wysunięte poza obręb obudowy, natomiast po stronie kabla piny są osłonięte. Gwarantuje pewne, stabilne połączenie i jednocześnie jest rozwiązaniem bardzo uniwersalnym - znalezienie alternatywnego kabla (np. z wbudowanym adapterem Bluetooth) nie powinno stanowić dla nikogo problemu.
Jakość wykonania słuchawek jest bardzo dobra. Elementy są poprawnie spasowane, a całość sprawia solidne wrażenie i powinna dobrze znosić codzienne używanie oraz związane z nim „wypadki” (kto choć raz nie nadepnął na słuchawki niech pierwszy rzuci kamień). Przyczepić można się jedynie do metalowych elementów, które chętnie zbierają rysy, jednak jest to drobnostka w kontekście tego, jak dobre wrażenie sprawia reszta konstrukcji.
Dołączony do zestawu przewód ma długość 1,2 m. To czterożyłowa plecionka, która może nie zachwyca swoim brązowym kolorem, ale sprawdza się w swojej roli nieźle. Kabel jest miękki, nie ma pamięci kształtu i nie ma efektu mikrofonowego (czyli nie przenosi dźwięków uderzania i dotykania o prewód). Niestety ma tendencję do plątania się, jeśli zapomnimy go odpowiednio pozwijać.
Z jednej strony jest zakończony solidną kątową wtyczką minijack, a z drugiej wspomnianymi już wtyczkami 2-pin. Z tej strony znajdziemy też wyprofilowane zauszniki oraz oznaczenia lewego i prawego kanału. O tych ostatnich wspominam głównie po to, żeby trochę pomarudzić, bo są ledwo czytelne. Wytłoczenie maleńkich literek „R” i „L” w przeźroczystym plastiku nie było najlepszym pomysłem ze strony projektantów.
W tym miejscu warto wspomnieć, że słuchawki są dostępne także w wersji z mikrofonem i prostym, jednoprzyciskowym pilotem, ale akurat mój egzemplarz jest takich luksusów pozbawiony.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne