Marshall Emberton - rockowa bestia w maleńkim głośniku
Markę Marshall kojarzy chyba każdy fan muzyki rockowej oraz gitarowego grania. Czy Marshall Emberton, niewielki głośnik Bluetooth sygnowany logo marki, dorówna sprosta oczekiwaniom związanym z legendarnym logo? Sprawdzamy!

Jako dzieciak marzyłem o wzmacniaczu Marshalla. Nie byłem co prawda pewny, czy wolałbym kultowego Plexi czy równie kultowego JCM 800, ale chciałem mieć dostęp do tego legendarnego brzmienia, które doskonale znałem z płyt Deep Purple, AC/DC, Scorpions, Iron Maiden i wielu innych legendarnych rockowych kapel. Fakt, że tak naprawdę nie umiałem grać na gitarze, schodził na dalszy plan. A czemu o tym piszę? Bo w moje ręce wpadł głośnik Bluetooth Marshall Emberton i choć to zupełnie inna kategoria sprzętu, mając go w rękach od tego typu skojarzeń i związanych z nimi emocji trudno uciec.
Specyfikacja:
- dwa przetworniki dynamiczne o przekątnej 2",
- moc maksymalna: 2x10 W,
- pasmo przenoszenia 60 - 20 000 Hz,
- czułość 87 dB SPL z odległości 1 m,
- Bluetooth 5.0,
- obsługa kodeków SBC,
- czas pracy na jednym ładowaniu 20 h,
- ładowanie za pomocą USB-C,
- wymiary 68 x 160 x 76 mm,
- masa 700 g,
- wodoszczelność IPX7,
- cena: 569 zł
Sam Marshall Emberton to natomiast ciekawa konstrukcja. Mamy tu bowiem do czynienia z niewielkim głośnikiem Bluetooth, zaprojektowanym w zasadzie od zera pod kątem zastosowań mobilnych. Charakteryzuje się on m.in. stylistyką nawiązującą do wzmacniaczy gitarowych kultowej marki oraz wodoodpornością klasy IPX7. No i stosunkowo wysoką ceną, która zaczyna się od 569 zł.



Co w zestawie?
W pudełku poza samym głośnikiem oraz dokumentacją znajdziemy wyłącznie przewód USB-C, służący do ładowania urządzenia. Skromnie, ale nic więcej tak naprawdę nie powinno nam być potrzebne.
Wygląd i wykonanie
Marshall Emberton ze względu na swoje niewielkie gabaryty prezentuje się niepozornie, ale na pewno stylowo. Jego design pełnymi garściami czerpie ze wzmacniaczy gitarowych, choćby za sprawą wyeksponowanego grilla oraz charakterystycznego czarnego obicia. Nie jest to może konstrukcja równie stylizowana co inne głośniki marki, ale efekt został zachowany.
Od frontu uwagę przykuwają dwie rzeczy – wspomniany już charakterystyczny grill oraz wielkie logo producenta. Pierwszy wykonany jest z najprawdopodobniej z metalu i sprawia solidne wrażenie; nie tylko wizualne, ale również w dotyku.
Z tyłu wygląda to podobnie, z tym że bez logotypu, a i sam grill nie jest posrebrzany.
Z prawej strony znajdziemy gniazdo USB-C, które jest jedynym tutejszym portem. Opcji podłączenia zewnętrznego źródła jackiem 3,5 mm nie przewidziano.
Z lewej nie ma nic.
U góry umieszczono wszystkie elementy sterujące. Mamy w związku z tym wielki uniwersalny przycisk w centralnej części i mniejszy klawisz parowania. Do tego dioda sygnalizująca stan urządzenia i dedykowany pasek naładowania baterii. Ten ostatni jest miłym akcentem – zawsze drażni mnie w gadżetach Bluetooth, że nie mogę łatwo sprawdzić poziomu akumulatora, natomiast tutaj ten problem rozwiązano.
U dołu urządzenia znajdziemy całą masę tekstu, w większości symboli różnych certyfikacji i prawne formułki. Na szczęście prawdopodobnie nie będziemy jej zbyt często oglądać.
Boki urządzenia wykończone są wspomnianym już gumowym obiciem, wykorzystywanym często w przypadku sprzętu scenicznego. W dotyku sprawia to fenomenalne wrażenie i powinno bardzo dobrze znosić próbę czasu, ale niestety chętnie też gromadzi się na nim kurz. Jest to jednak moja jedyna uwaga co do tutejszego wykonania. Dobór materiałów i spasowanie elementów są świetne, a całość sprawia wrażenie, jakby niejeden upadek była w stanie bez szwanku przetrwać. No i jest wodoszczelność klasy IPX7!
Obsługa
Głośnik do połączenia ze smartfonem lub innym kompatybilnym źródłem wykorzystuje łączność Bluetooth 5.0. Nie ma NFC, które ułatwiłoby proces parowania, ale w sumie nie jest to konieczne, bo ten i tak jest banalnie prosty. Wystarczy przytrzymać dedykowany przycisk, by przejść do trybu parowania i dodać urządzenie z poziomu komórki.
W przyszłości łączenie powinno się odbywać automatycznie, choć przełączając się między różnymi źródłami działa to różnie. W moim przypadku Emberton uparł się, żeby łączyć się wyłącznie z moim służbowym laptopem, w związku z czym za każdym razem, kiedy chciałem podłączyć telefon, musiałem robić to ręcznie.
Obsługa urządzenia odbywa się w całości z poziomu uniwersalnego przycisku na obudowie. Klikając po środku działa on jak play/pauza, naciskając z lewej lub prawej możemy przełączać się między utworami, a góra i dół regulują głośność. Pomysł fajny, realizacja trochę gorsza – całość była bardzo chybotliwa i działała niezbyt precyzyjnie, przez co czasem rejestrowane było niewłaściwe polecenie.
Producent nie przewidział obsługi urządzenia za pomocą dedykowanej aplikacji. Szkoda, bo w sprzęcie tej klasy byłoby to mile widziane – otworzyłoby drogę do zmiany ustawień, equalizera czy chociaż aktualizacji oprogramowania urządzenia.
Jedna rzecz, która niesamowicie dawała mi się we znaki podczas korzystania z urządzenia, a którą bez problemu rozwiązałaby dedykowana aplikacji, to bardzo szybki czas usypiania głośnika, kiedy nie odtwarzamy akurat żadnych dźwięków. Wynosi on 10 minut, co przy moim trybie korzystania z głośnika, gdzie często zastępował mi on głośnik laptopa lub był ustawiony gdzieś w rogu na półce, okazało się czasem zdecydowanie zbyt krótkim. Wystarczyło spauzować muzykę, żeby odbyć krótką rozmowę telefoniczną, by na nowo trzeba go było włączyć, połączyć ze źródłem itd.
Brzmienie i jakość dźwięku
Po podłączeniu głośnika do telefonu lub komputera pewnym zawodem może się okazać uboga obsługa kodeków. Jak się okazuje wspierany jest wyłącznie kodek SBC – o aptX, AAC oraz innych kodekach oferujących wyższą jakość dźwięku możemy zapomnieć.
Czas przejść do tego jak Marshall Emberton gra i nie mam zamiaru trzymać nikogo w niepewności – gra fenomenalnie. Chwilami trudno wręcz uwierzyć, że mamy do czynienia z takim maleństwem, bo wydobywający się z niego dźwięk przypomina raczej porządne głośniki półkowe. To granie na planie V; rozrywkowe, bezpośrednie i z solidną na jak na sprzęt tych gabarytów podstawą basową.
Głośnik z powodzeniem radzi sobie z większością gatunków muzycznych, jednak najlepiej czuje się w muzyce rozrywkowej. Być może zaczyna tu działać magia logo, ale osobiście najbardziej lubiłem w jego wykonaniu klasycznego, ciężkiego rocka, który brzmiał szalenie energicznie. Dodatkowo muzykalny charakter Embertona sprawia, że jest on stosunkowo wyrozumiały dla słabszych realizacji.
Nie będę ukrywał – podoba mi się to, co inżynierowie Marshalla zrobili z niskimi tonami Embertona. Jak łatwo się domyślić, nie mają one szczególnie głębokiego zejścia, bo w przypadku tak małego głośniczka jest to w zasadzie niemożliwe. Jest to jednak w gruncie rzeczy jedyna rzecz, którą mogę tutaj skrytykować. Tony niskie podkreślone zostały w midbassie, są masywne i wyraźnie dociążają brzmienie, rekompensując tym samym brak najniższych partii. Pozostają jednak przy tym przez cały czas pod kontrolą, nie wylewając się na średnicę.
Tony średnie są wyraźnie wycofane, przynajmniej w swoich niższych rejestrach. Całe brzmienie zyskuje przez to na klarowności, zbaczając jednak nieco w kierunku grania chłodnego. Daje to o sobie znać szczególnie w przypadku wokali, które są bardzo wyraźne i zawsze na pierwszym planie, ale brakuje im ciepła. Albo mówiąc inaczej – kojące, intymne granie nie jest mocną stroną małego Marshalla. No i trudno mieć mu to za złe – tu ma być pazur i energia. No i jest. Czy to w rockowych wokalach, czy gitarach elektrycznych, które mają fenomenalny „drajw”.
Tony wysokie są wygładzone, a dzięki temu całkiem przyjemne w odbiorze. Nie wysuwają się na pierwszy plan, grając raczej drugie skrzypce względem basu, a w pewnym sensie także średnicy. Jest ich jednak dużo w sensie czysto ilościowym, w związku z czym podczas słuchania przy dużych głośnościach mogą powodować zmęczenie. Warto odnotować, że w przypadku wokali pojawia się delikatna tendencja do sybilizacji, jednak nie powinna ona popsuć odbioru muzyki.
Separacja dźwięków wypada świetnie. Dynamika trochę gorzej, ale nie mam o to pretensji, bo właśnie dzięki mocnej kompresji głośnik gra tak dobrze mimo swoich mikrych rozmiarów. Podobnie nie ma co liczyć na jakąkolwiek przekonującą scenę – wszystkie dźwięki dochodzą do nas z jednego punktu, a inżynierowie ewidentnie nawet się nie silili, by stworzyć jakąkolwiek iluzję przestrzeni (a jeśli próbowali... cóż, nie wyszło). No ale znowu – mamy do czynienia z malutkim pojedynczym głośnikiem, więc trudno takich rzeczy od niego oczekiwać.
Co do głośności maksymalnej, nie dajcie się zwieść – to maleństwo to szatan. Samemu słuchałem muzyki na ok. połowie głośności. Przy maksimum można już rozkręcić przyzwoitą imprezę i nieźle zdenerwować sąsiadów. Trzeba jednak pamiętać, że ze względu na maleńkie gabaryty głośnika wraz ze wzrostem odległości i głośności w przekazie coraz bardziej brakuje niskich tonów. W efekcie Emberton najlepiej sprawdza się w roli głośnika bliskiego pola.
Bateria
Producent w specyfikacji deklaruje, że akumulator w Marshall Emberton oferuje ponad 20 godzin grania na jednym ładowaniu. W praktyce należy spodziewać się wyników bliżej 15 godzin, co jednak wystarczy, by nie sięgać co chwila po ładowarkę.
Do ładowania głośnika wykorzystamy klasyczny przewód USB-C. Nie ma też żadnego problemu z jednoczesnym ładowaniem i słuchaniem muzyki.
Podsumowanie
Niewielki głośnik Bluetooth okraszony logotypem znanej marki i stawiający na pierwszym planie efektowny design? Nie ukrywam, podchodząc do testów modelu Marshall Emberton obawiałem się, że czeka mnie kolejny produkt „lifestyle’owy”, który poza walorami estetycznymi i wysoką ceną nie będzie miał zbyt wiele do zaoferowania. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy podłączyłem go do komputera i puściłem muzykę… Nie skłamię, pisząc, że mało nie spadłem z krzesła (szczególnie, że niechcący ustawiłem suwak głośności w Windowsie na 100 procent). To maleństwo naprawdę potrafi dać czadu, grając bardzo głośno i bardzo dobrze – jak na prawdziwego rockmana przystało. Mamy tu pełne, energiczne brzmienie, któremu zarzucić można jedynie drobne braki w najniższym basie.
I choć doznania dźwiękowe w przypadku głośnika Bluetooth są bez dwóch zdań najważniejsze, to nie da się ukryć, że Emberton prezentuje się fantastycznie. Stylistyka nawiązująca do wzmacniaczy gitarowych Marshalla, mówiąc kolokwialnie, robi robotę, i podejrzewam, że wiele osób decydując się na zakup głośnika, zrobi to wyłącznie z powodu designu. Podobnie zresztą ma się sprawa z wykonaniem – przyjemne w dotyku wykończenie, niemalże pancerna konstrukcja i wodoszczelność IPX7? Naprawdę trudno się tutaj do czegokolwiek przyczepić.
Ale nie byłbym sobą, gdybym jednak tego nie zrobił. Niewielkie zastrzeżenia można mieć do kwestii związanych z obsługą głośnika. Przede wszystkim brakuje możliwości skonfigurowania go z poziomu aplikacji i zmiany chociażby krótkiego czasu, zanim przejdzie on w tryb uśpienia. Irytujące mogą być również pewne problemy z automatycznym łączeniem, kiedy często przełączamy się między różnymi źródłami oraz brak możliwości odtwarzania muzyki przewodowo. Na szczęście są to jednak drobiazgi, które nie przekreślają zalet głośnika, szczególnie w kontekście zastosowań, do których został on zaprojektowany.
Pozostaje jednak pytanie czy warto za to wszystko zapłacić ok. 570 zł? Moim zdaniem jak najbardziej tak. To nie jest skok na kasę ze znanym logo – to świetnie grający i równie dobrze wykonany głośnik ze znanym logo. Fakt, nie zastąpi nam on dużego sprzętu stacjonarnego, ale jako sprzęt przenośny robi wszystko to, czego bym od niego oczekiwał i robi to dobrze. Z mojej strony pełna rekomendacja.
OCENA: 8/10
Wady:
- Sporadyczne problemy z połączeniem
- Brak dedykowanej aplikacji
- Sterowanie mogłoby być bardziej precyzyjne
Zalety:
- Rewelacyjna jakość dźwięku
- Wysoka jakość wykonania
- Wytrzymała, uszczelniana konstrukcja
- Bardzo wysoka głośność maksymalna
- Efektowny design