W przypadku wideorejestratorów bardzo ważne jest, aby nie były one przesadnie duże i nie odwracały uwagi kierowcy, a także nie przesłaniały widoku. Z Mio MiVue C588T tego problemu nie ma. Obie kamery są niewielkie i w trakcie jazdy zapomina się o ich istnieniu. Pod względem zastosowanych materiałów nie mam żadnych zastrzeżeń. Plastik wydaje się solidny, więc o trwałość urządzenia nie trzeba się martwić. Poza tym to sprzęt używany raczej statycznie więc tym bardziej nie powinno wydarzyć się nic złego.
Przednia kamera, z racji obecności 2-calowego ekranu LCD, ma większe gabaryty. Na spodzie producent umieścił wejście na kartę microSD oraz niewielki głośnik. Prawa strona to cztery przyciski do obsługi urządzenia, w tym klawisz nagrywania awaryjnego. Z kolei z lewej znajdują się dwa złącza – ładowania oraz podłączenia kamery tylnej. Zarzut mam przede wszystkim do tego pierwszego. Nie rozumiem, czemu Mio zastosowało tutaj standard miniUSB. Już nawet nie chodzi o to, że nie jest to USB-C. To nawet nie jest microUSB! Co ciekawe, sam port jest tak obrócony, że kabel od ładowarki z końcówką kątową skierowany jest ku górze. To ukłon w stronę tych, którzy zamierzają na stałe poprowadzić przewód tak, aby nie był widoczny i nie wisiał nam przed przednią szybą. Pozostali będą musieli to przeboleć.
Sprawa portu ładowania jest o tyle dziwna, że tylna kamera została wyposażona w port microUSB. Tym bardziej nie rozumiem niekonsekwencji producenta. Złącze służy do komunikacji między kamerami i zapewnia tej mniejszej energię do działania. Kamerka jest obrotowa, więc przed montażem warto sprawdzić, czy nie mocujemy jej do góry nogami.
Źródło zdjęć: Damian Jaroszewski (NeR1o)