DAJ CYNK

Nothing Ear (stick) - słuchawki jedyne w swoim rodzaju (test)

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Nothing Ear (stick) - test


Nothing Ear (stick) to jedne z bardziej nietypowych słuchawek TWS, jakie znajdziemy w polskich sklepach. Czy warto je kupić?

Podsumowanie | Ocena końcowa: 6/10

Nothing Ear (stick) to ciekawe słuchawki, które powinny przypaść do gustu fanom niecodziennego designu. Są też zaskakująco wygodne, w związku z czym osoby mające awersję do konstrukcji dokanałowych również powinny rzucić na nie okiem. Niestety jakość dźwięku jest w najlepszym razie przeciętna. Dodajmy kilka innych potknięć, takich jak niepraktyczne etui, brak izolacji od otoczenia oraz zaskakująco wysoką cenę i okazuje się, że mimo niewątpliwych zalet jest to produkt, który w sumie trudno komukolwiek polecić. A szkoda – 100 zł mniej i puenta mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.

Zalety:

  • Efektowny design
  • Bardzo wygodne
  • Przyzwoity mikrofon
  • Dobra jakość wykonania

Wady:

  • Kiepska jakość dźwięku
  • Niepraktyczne etui
  • Zerowa izolacja od otoczenia
  • Wysoka cena

Nothing Ear (stick) - test

Nothing Ear (stick) – słuchawki TWS inne od pozostałych

Marka Nothing kojarzona jest przede wszystkim ze swoim debiutankcim smartfonem, Nothing Phone (1). W ofercie producenta znajdziemy jednak także inne produkty, w tym niecodzienne słuchawki Nothing Ear (stick). To słuchawki TWS aspirujące do segmentu średniego wyższego. W sklepach znajdziemy je w cenie 448 zł.

Nothing Ear (stick) - test

W pudełku poza samymi słuchawkami znajdziemy wyłącznie przewód USB-C.

Pamiątka z przyszłości

Nie da się ukryć, że niecodzienny wygląd to prawdopodobnie największy atut Nothing Ear (stick)… o ile pasuje nam retrofuturystyczna estetyka.  Mamy tu do czynienia z konstrukcją douszną z wystającym trzpieniem. Uwagę przykuwa przeźroczysta obudowa słuchawek oraz relatywnie duży rozmiar kopułek skrywających przetworniki.

Nothing Ear (stick) - test


Design słuchawek jest odważny i – co by nie mówić – dość kontrowersyjny. Co ciekawe, efekt udało się osiągnąć głównie dzięki przeźroczystej obudowie. Samych zdobień jest tutaj niewiele i albo są bardzo subtelne (logotypy), albo mają praktyczny charakter (kropki wskazujące na lewą i prawą słuchawkę).

Nothing Ear (stick) - test

Same kopułki są zaskakująco duże. Wykonano je z gładkiego, białego tworzywa. Wprawne oko doszuka się na nich kilku otworów zabezpieczonych siateczką, za którymi skrywa się przetwornik.

Nothing Ear (stick) - test

Do wykonania słuchawek generalnie nie mam większych zastrzeżeń. Zastosowane tworzywo jest bardzo solidne, a spasowanie elementów nie budzi żadnych zastrzeżeń. Mam jedynie pewne obawy czy przeźroczyste elementy konstrukcji z czasem nie zaczną matowieć i żółknąć, ale to takie martwienie się na zapas, bo w trakcie testów nic takiego nie miało miejsca.

Jeśli same słuchawki prezentują się nietypowo, to etui już w ogóle urwało się z jakiejś innej planety. Ma ono cylindryczny kształt, wykonano je z grubego, przeźroczystego tworzywa, a otwieramy je przekręcając tak jak szminkę. Kosmos. Port USB-C oraz przycisk parowania umieszczono na jednej z podstaw walca.

Nothing Ear (stick) - test


Niestety o ile interesujący wygląd osobiście uważam za plus, tak od strony praktycznej kilka rzeczy tutaj nie zagrało. Etui jest na tyle duże, że trudno o nim zapomnieć, kiedy trzymamy je w kieszeni. Gest przekręcania jest natomiast o tyle irytujący, że nigdy nie mamy pewności, która słuchawka jest prawa, a która lewa. U konkurentów z klasycznym wieczkiem proces wyjmowania i chowania słuchawek praktycznie nie wymaga myślenia, podczas gdy tutaj tak łatwo nie ma. Drobiazg, ale dobitnie pokazuje, czym może się skończyć próba wymyślania koła na nowo.

Nothing Ear (stick) - test

Szczęśliwie pod względem wykonania etui trzyma równie wysoki poziom jak same słuchawki.

Wygodne, choć nie wyglądają

Przyznam szczerze, kiedy zobaczyłem gigantyczne kopułki Nothing Ear (stick), nie wierzyłem, że takie coś może pewnie utrzymać się w uszach. A jednak – słuchawki okazały się tutaj bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Nie tylko się trzymają, ale przede wszystkim są bardzo komfortowe. Kilkugodzinne sesje nie powinny być tutaj żadnym problemem.

Niestety w tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na jeden drobiazg. Douszna konstrukcja w połączeniu z płytką aplikacją i brakiem jakiejkolwiek formy aktywnej redukcji szumów (ANC) oznacza, że Nothing Ear (stick) nie nadają się do używania w hałaśliwym otoczeniu. Do naszych uszu docierają wszystkie dźwięki, więc do komfortowych odsłuchów potrzebujemy niemalże absolutnej ciszy.

Nothing Ear (stick) - test

Słuchawki wykorzystują łączność Bluetooth 5.2. Proces parowania przebiega gładko, szczególnie że testowany model jest kompatybilny z technologią Google Fast Pair. Niestety zabrakło multipointa, w związku z czym jednorazowo możemy być połączeni tylko z jednym źródłem.

Obsługa słuchawek odbywa się za pomocą gestów ściskania obudowy. To wygodne rozwiązanie, które wymaga nieco przyzwyczajenia, ale za to praktycznie całkowicie wyklucza ryzyko przypadkowych dotknięć.

Dedykowana aplikacja nie jest potrzebna, by komfortowo korzystać z Nothing Ear (stick), ale przydaje się, jeśli chcemy skorzystać ze wszystkich oferowanych przez nie możliwości. Znajdziemy ją zarówno w Sklepie Play, jak i Apple App Store. Niestety już od samego początku wydaje się nieco niedopracowana. Tłumaczenie zawiera ewidentne błędy („wyrównywacz” zamiast „korektor”), natomiast wybrany przez producenta font jest mało czytelny. 

Nothing Ear (stick) - test

Pod względem funkcjonalności apka również zostawia sporo do życzenia. Poza equalizerem i skromną personalizacją dostępnych gestów w ustawieniach znajdziemy jedynie funkcję pauzowania muzyki przy wyjęciu słuchawki z ucha oraz tryb małych opóźnień. Ta ostatnia funkcja może się wydawać kusząca z perspektywy mobilnych graczy, tyle że… nie działa. Nawet po jej aktywacji opóźnienia są bardzo duże i psują wrażenia z rozgrywki.

Niezapomniane brzmienie (ze złych powodów)

Mimo to instalację aplikacji uważam w przypadku Nothing Ear (sticków) za obowiązkową. Wszystko dlatego, że w domyślnym ustawieniu grają one w mojej ocenie koszmarnie. Dostajemy mocne V ze śladowymi ilościami basu i praktycznie bez średnicy, za to z bardzo napastliwymi tonami wysokimi. Słuchanie w ten sposób czegokolwiek bardzo szybko robi się męczące. Na całe szczęście ustawienie profilu „Więcej basu” w aplikacji wydaje się rozwiązywać ten problem i to takiej konfiguracji dotyczy poniższy opis.

Na wstępie warto wspomnieć, że Nothing Ear (stick) obsługują jedynie dwa podstawowe kodeki: SBC i ANC. Zabrakło wsparcia dla aptX i popularnych kodeków wysokiej rozdzielczości.

Nothing Ear (stick) - test

Jakość dźwięku nie jest niestety mocną stroną słuchawek Nothing Ear (stick). Nawet po wybraniu w ustawieniach basowego profilu niskich tonów nie uświadczymy tu szczególnie dużo. Znajdziemy tu głównie midbas. Powolny, rozlewający się nieco na inne pasma, ale za to dodający całemu brzmieniu ciepła i względnie naturalnego charakteru, którego normalnie im brakuje.

Tony średnie są względnie szczegółowe i to chyba najlepsza rzecz, jaką można o nich powiedzieć. Nie brakuje im też klarowności. Generalnie jednak wypadają dość słabo. Są wycofane, pozbawione naturalnego ciepła i skupione raczej w okolicach wyższej średnicy. Skutkuje to męczącym przekazem, kojarzącym się ze starym radioodbiornikiem.

Zresztą wysokie tony nie są dużo lepsze. Od strony czysto jakościowej czuć tu potencjał. Słychać, że wysokie tony potrafią być zróżnicowane i rozciągnięte w pełnym zakresie. Niestety strojenie to jakaś absolutna pomyłka. Niezależnie od ustawień korektora wysokich tonów jest po prostu za dużo. Są agresywne, przeostrzone i męczące.

Nothing Ear (stick) - test


Wrażenia ratuje wbudowany mikrofon. Nie jest on może wybitny, jednak głos rejestrowany jest poprawnie, bez większych przesterów i zniekształceń.

Mówiąc krótko, Nothing Ear (stick) to chyba najlepszy przykład przerostu formy nad treścią. Designerskie słuchawki, które przyciągają wzrok, jednak ostatecznie słabo radzące sobie z tym, co w tego typu sprzęcie najważniejsze: odtwarzaniu muzyki. Gdyby były ciut tańsze, można by je było polecić jako wygodne pchełki do podcastów i audiobooków. Niestety w obecnej cenie nawet do tej roli nadają się średnio.

Słuchawki do testów udostępniła firma Nothing.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne