Pod względem designu OnePlus 11 5G z jednej strony nie zaskakuje, a z drugiej nadal jakimś cudem udaje mu się wywoływać spore kontrowersje. Wszystko dlatego, że producent wydaje się nie móc zdecydować między stonowaną i elegancką estetyką dostosowaną do segmentu premium, a krzykliwym, wręcz lekko kiczowatym stylem kojarzonym ze średniakami i flagship killerami.
Od frontu nie ma raczej żadnych zaskoczeń. Zakrzywiony wyświetlacz o przekątnej 6,7” z „oczkiem” aparatu w lewym górnym rogu, a wszystko otoczone cieniutką ramką. Wygląda to elegancko i nowocześnie – tak jak powinno w telefonie z segmentu premium w 2023 roku.
Plecki prezentują się znacznie bardziej interesująco. Przede wszystkim uwagę przykuwa gigantyczna wyspa potrójnego aparatu. Jest to element, którego nie da się zignorować – z jednej strony z powodu powierzchni, którą zajmuje, a z drugiej ze względu na połyskliwe wykończenie. To pierwsze można jakoś przełknąć, szczególnie że większość telefonów o fotograficznych ambicjach cierpi na podobny problem.
To drugie wydaje się znacznie trudniejsze do zignorowania. O ile nie mam nic do efektownego pierścienia ze stali nierdzewnej okalającego całą wyspę, o tyle jej brokatowa powierzchnia wygląda dość kiczowato. Da się z tym żyć, ale wrażenia mocno mieszane. Oczywiście cała wyspa wystaje bardzo mocno poza obręb obudowy, ale w przypadku tego typu konstrukcji to raczej przykry standard.
Wyspa aparatu to zresztą jedyny rzucający się w oczy element plecków. Oprócz tego mamy subtelne logo producenta w centralnej części obudowy i na tym koniec wyraźny akcentów stylistycznych. Uwagę przykuwa natomiast wykończenie otrzymanej przeze mnie czarnej wersji. Jest ono matowe i lekko chropowate, co – jak przypuszczam – ma nawiązywać do charakterystycznego materiału, z którego były wykonane obudowy starszych smartfonów marki. Wygląda to ładnie i dobrze maskuje odciski palców, ale z drugiej strony jest dość nieprzyjemne w dotyku.
Ramki urządzenia wykonano z metalu i wykończono pod kolor urządzenia. Rozmieszczenie elementów jest dość klasyczne.
U góry znajdziemy głośnik oraz otwór mikrofonu.
Z prawej mamy przycisk zasilania oraz suwak wyciszenia. Miło widzieć, że OnePlus jednak nie zamierza z tego ostatniego rezygnować, bo to bardzo praktyczny dodatek.
U dołu zlokalizowano gniazdo na dwie karty nanoSIM, port USB-C, mikrofon oraz głośnik.
Z lewej umieszczono przyciski regulacji głośności.
Wykonanie OnePlus 11 5G generalnie wypada dobrze. Obudowa telefonu wykonana jest ze szkła hartowanego (Gorilla Glass Victus z przodu, Gorilla Glass 5 z tyłu) oraz aluminium. Znajdują się tu także elementy ze stali nierdzewnej, choć raczej w formie ozdobników (ramka wokół wyspy aparatu). Całość jest dobrze spasowana, a telefon sprawia solidne wrażenie. Jedynym minusem – za to dość poważnym – jest brak wodoodporności. Producent deklaruje odporność na zachlapania na poziomie jedynie IP64.
Już na pierwszy rzut oka widać, że OnePlus 11 5G nie jest telefonem przeznaczonym do obsługi jedną ręką. Przy wyświetlaczu o przekątnej 6,7” jest to mocno utrudnione. Co więcej, w testowanym przeze mnie czarnym wariancie obudowa telefonu jest bardzo śliska, także choćby dla spokoju ducha lepiej chwycić go oburącz niż ryzykować przypadkowym upuszczeniem. Na plus na pewno należy odnotować, że mimo swoich gabarytów smartfon jest lekki, a zakrzywiony wyświetlacz nie wpływa negatywnie na komfort obsługi.
Dwoma słowami wypada też o rozmieszczeniu elementów sterujących. Po pierwsze, warto pochwalić powrót suwaka wyciszenia. To bardzo praktyczny gadżet, który zwyczajnie sprawdza się na co dzień. Po drugie, szkoda, że producent rozbił przyciski na dwie strony obudowy. W efekcie osoby praworęczne będą miały problem ze zmianą głośności bez zmiany chwytu.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne