Najfajniejsze wiadro, jakie założysz na głowę. PlayStation VR2 – test
PlayStation VR2 to nowa wersja gogli wirtualnej rzeczywistości w wydaniu Sony. Mieliśmy okazję sprawdzić, jak wygląda przyszłość gamingu według Japończyków.

Pierwsza generacja PlayStation VR może się pochwalić czymś, czego nie mają żadne inne gogle wirtualnej rzeczywistości: mainstreamowym sukcesem. Jasne, był to sukces stosunkowo umiarkowany – w końcu VR to w dalszym ciągu nisza – ale o ile kolejne o kolejnych wersjach Oculusa i Vive’a można było porozmawiać z garstką entuzjastów, o tyle produkt Sony dało się znaleźć w mieszkaniu szarego Kowalskiego.
Ale pierwsza generacja PlayStation VR miała też swoje ograniczenia. Niska rozdzielczość wyświetlanego obrazu, konieczność posiadania dedykowanej kamery oraz ograniczone wsparcie dla sterowania gestami to bodaj najważniejsze zarzuty kierowane pod adresem platformy. Zarzuty, z którymi raz na zawsze ma się rozprawić PlayStation VR2, czyli nowa generacja gogli dedykowana PlayStation 5.



PlayStation VR2 stanowi względem poprzednika poważny krok naprzód. Nowe gogle wyposażono w wyświetlacz OLED o rozdzielczości 2000 x 2040 na każde oko oraz odświeżaniu 120 Hz. Dedykowana kamera nie jest już potrzebna – zamiast tego headset wykorzystuje technologię śledzenia ruchów znaną z pada DualSense. W zestawie dostajemy też nowy kontroler PlayStation VR2 Sense, a to oznacza, że sterowanie gestami nie jest już nadprogramowym dodatkiem, a kluczowym elementem platformy.
Wszystko to w połączeniu z dużym zapasem mocy oferowanym przez PlayStation 5 oznacza, że już na papierze PlayStation VR2 jest produktem znacznie bardziej obiecującym od poprzednika. Niestety jest też produktem zdecydowanie droższym. Jego oficjalna cena to 2999 zł.
Co w zestawie?
Co dostajemy w tej cenie? W pudełku oprócz gogli oraz dwóch kontrolerów PlayStation VR2 Sense znajdziemy przewód USB-C, słuchawki dokanałowe z zestawem wymiennych tipsów oraz dokumentację. Zestaw stosunkowo skromny, ale to akurat dobrze wróży – im mniej elementów, tym mniej zmartwień.
Wygląd i wykonanie
Minimalistyczna stylistyka gogli PlayStation VR2 nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z akcesorium dla PlayStation 5. Gładkie linie, ascetyczne podejście do wszelkiej maści ozdobników oraz czarno-biały schemat kolorystyczny stały się ostatnio znakiem rozpoznawczym Japończyków.
Na całe szczęście tym razem producent darował sobie błyszczące czarne tworzywo, na które narzekaliśmy w przypadku kontrolera DualSense Edge. Gogle PlayStation VR2 wykonano w całości z matowego plastiku z domieszką elementów gumowych oraz z ekoskóry.
Zastosowane materiały oraz spasowanie elementów nie budzą żadnych zastrzeżeń. Mimo to cała konstrukcja wydaje się stosunkowo delikatna. Może nie rozleci się w rękach podczas codziennego używania, ale nie jestem przekonany, jak poradzi sobie w perspektywie kilku lat intensywnej eksploatacji. Dotyczy to zwłaszcza ruchomych elementów, których jest sporo, a których awaria potencjalnie może uniemożliwić korzystanie z headsetu.
Wprawne oko wychwyci, że podobnie jak pierwsza generacja, także w PlayStation VR2 nie znajdziemy poprzecznej opaski, która stabilizuje gogle na czubku głowy. Bez dwóch zdań poprawia to walory estetyczne zestawu, ale ma też swoje nieprzyjemne konsekwencje w kontekście korzystania z niego. Jeszcze do tego wątku wrócimy.
Muszę natomiast uczciwie przyznać, że PlayStation VR2 to najładniejszy zestaw wirtualnej rzeczywistości, jaki miałem okazję oglądać z bliska. I bardzo dobrze – w końcu nie mówimy o sprzęcie dla garstki zapaleńców, a produkcie przeznaczonym dla szerokiego grona konsumentów, gdzie wrażenia wizualne są równie istotne jak walory praktyczne.
Niestety wspomniane wrażenia wizualne psuje pewien „drobiazg”: przytwierdzony na stałe przewód USB-C. Ma on długość 4,5 m, jest gumowany i bardzo miękki. W zasadzie jedynym jego grzechem jest to, że w ogóle go tutaj znajdziemy.
Kontrolery
Z PlayStation VR2 można korzystać na dwa sposoby. Możemy do sterowania w grach użyć pada DualSense, podobnie jak DualShocka 4 w przypadku poprzedniej generacji, a możemy wykorzystać dedykowane kontrolery ruchowe PlayStation VR2 Sense. O pierwszej opcji nie ma chyba sensu zbyt dużo się rozpisywać. Warto jedynie nadmienić, że jest i w niektórych grach (np. Gran Turismo 7) jest to jedyny dostępny rodzaj sterowania.
Kontrolery PlayStation VR2 Sense wykonane zostały z plastiku. Mają formę prostych drążków umieszczonych w plastikowej obręczy. Kształt jest całkiem przemyślany – obudowa nie ogranicza ruchów, ale za to osłania dłonie w razie spotkania z przeszkodą. Pomaga też złapać poprawnie kontroler bez patrzenia.
Mieszane uczucia budzi natomiast fakt, że mamy tu na stałe przytwierdzone smycze na nadgarstek. Oczywiście sama ich obecność to duży plus w przypadku sprzętu, którym będziemy wymachiwali na lewo i prawo. Szkoda jedynie, że w razie czego nie można ich w łatwy sposób wymienić.
Układ przycisków jest przeniesiony niemal bezpośrednio z kontrolera DualSense. Najważniejsze różnice dotyczą braku płytki dotykowej, rozbicia przednich klawiszy na dwa kontrolery (krzyżyk i kółko na prawym, kwadrat i trójkąt na lewym) oraz umieszczenia klawiszy L1 i L2 na wewnętrznej stronie uchwytu, dzięki czemu można wykonać z ich pomocą naturalny gest chwytania. Zrezygnowano też z krzyżaka.
Do układu klawiszy nie mam żadnych uwag. Wszystkie najważniejsze funkcje są łatwo dostępne. Nie ma też ryzyka przypadkowego pomylenia przycisków.
Do ładowania kontrolerów wykorzystamy złącze USB-C.
Pierwsza konfiguracja
Proces konfiguracji to chyba najważniejsza przewaga PlayStation VR2 nad jego pecetowymi konkurentami. Zamiast instalować kilka różnych programów, każdy z toną własnych ustawień i dziesiątkami potencjalnych problemów, tutaj wystarczy podłączyć gogle do konsoli i nacisnąć przycisk. Dalej prosty samouczek krok po kroku przeprowadzi nas przez proces dostosowania obszaru gry i kalibracji sprzętu.
No dobra, nie jest AŻ TAK prosto – po drodze trzeba jeszcze sparować z konsolą kontrolery. Wygląda to podobnie jak w przypadku DualSense’a. Każdy z nich musimy osobno połączyć za pomocą przewodu USB-C i nacisnąć włącznik. Reszta procedury przebiega automatycznie.
Zresztą cały proces konfiguracji nazwałbym stosunkowo bezproblemowym. Instrukcje są czytelne, a udział użytkownika minimalny. Przykładowo, headset samodzielnie potrafi zeskanować nasze otoczenie w poszukiwaniu przeszkód, podłogi itd. Nasza rola ogranicza się tylko do tego, by rozejrzeć się wokół i wybrać, czy chcemy grać na siedząco, czy na stojąco.
Warto nadmienić, że pełną konfigurację należy wykonać osobno dla każdego profilu zapisanego na konsoli. Dodatkowo przy każdym kolejnym uruchomieniu zestawu następuje skrócona kalibracja „tymczasowej” przestrzeni do grania. Na całe szczęście trwa to kilka sekund i praktyczne nie wymaga naszej ingerencji.
Wygoda
Proces zakładania gogli jest tak prosty, że bardziej się nie da. Naciskamy duży przycisk z tyłu, by rozsunąć obręcz, naciskamy drugi przycisk z przodu, by rozsunąć wizjer, a następnie nakładamy headset na głowę i – voila – możemy grać.
Jeśli chodzi o wygodę, z pozytywów na pewno warto podkreślić, że same gogle są lekkie, a wewnątrz przewidziano wystarczająco dużo miejsca na okulary. Ale pamiętacie, jak wspomniałem, że brak poprzecznej opaski ma swoje przykre konsekwencje? Jako że środek ciężkości headsetu przesunięty jest mocno do przodu, zestaw ma tendencję do zsuwania się z nosa i trzeba go cały czas poprawiać. Dodatkowy punkt oparcia na czubku głowy pomógłby ustabilizować konstrukcję i uniknąć tego problemu.
Jakość obrazu
A poprawne ułożenie zestawu na glowie jest bardzo istotne. Gogle – a ściślej rzecz biorąc, ich soczewki – mają tzw. „sweet spot”, czyli punkt, gdzie obraz jest najostrzejszy. Jest on szerszy niż np. w przypadku HTC Vive Pro 2, więc delikatne przesunięcie headsetu nie stanowi tragedii, niemniej spadek jakości rzuca się w oczy. W efekcie „latanie” headsetu po całej głowie potrafi być mocno frustrujące, bo dość wyraźnie odbija się na wrażeniach wizualnych z rozgrywki.
A te w idealnym scenariuszu są naprawdę doskonałe. Zastosowany panel OLED gwarantuje rewelacyjne kolory i doskonały efekt HDR. Rozdzielczość obrazu jest satysfakcjonująca. Co prawda jeśli się skupimy, to pojedyncze piksele dostrzeżemy gołym okiem. W toku rozgrywki iluzja rzeczywistości jest jednak na tyle przekonująca, że nie powinno to stanowić żadnego problemu.
Oczywiście dużo będzie zależało od konkretnej gry. PlayStation 5 ma olbrzymi zapas mocy obliczeniowej, ale ma też swoje ograniczenia. W przypadku produkcji od początku przygotowywanych z myślą o PlayStation VR2 grafika naprawdę potrafi wyrwać z butów.
Przykładowo w moim przypadku największe wrażenie zrobiła skromna produkcja Kayak VR: Mirage. Trudno to nawet nazwać grą – ot, płyniemy kajakiem w jednej z kilku lokacji i podziwiamy piękne widoczki. Ale te widoczki naprawdę są piękne. Realistycznie renderowana woda, w której pływają ryby, doskonałe oświetlenie, elementy otoczenia, z którymi możemy wchodzić w interakcję… Jeśli chciałbym komuś pokazać, o co chodzi w tej całej wirtualnej rzeczywistości i dlaczego to takie fajne, odpaliłbym właśnie ten tytuł.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku flagowego tytułu na nową platformę, czyli Horizon: Call of the Mountain. Także tu mamy szczegółowy świat, z którym możemy wchodzić w naturalne interakcje, a spotkania z maszynami robią wrażenie. Nawet niepozorna Czujka, których w Zero Dawn i Forbidden West niszczyliśmy setki, nagle wygląda znacznie bardziej imponująco, kiedy staniemy z nią twarzą w twarz i zdajemy sobie sprawę, że to kawał bydlaka jest.
Ale już Horizon daje do zrozumienia, że wirtualna rzeczywistość to dla PlayStation 5 duże wyzwanie. Graficznie gra na pierwszy rzut oka trzyma poziom porównywalny z Zero Dawn na PlayStation 4. To z jednej strony dobrze, ale należy pamiętać, że mamy tu do czynienia z tytułem na znacznie mniejszą skalę. Zamknięte środowisko, mniej postaci wyświetlanych jednocześnie itd. To nadal bardzo ładna gra – po prostu lepiej nie porównywać jej zbyt mocno z tytułami dwuwymiarowymi.
A co się stanie, jeśli taki dwuwymiarowy tytuł przenieść bezpośrednio na PlayStation VR2? To widać na przykładzie Gran Turismo 7, które „straszy” obniżonymi ustawieniami graficznymi oraz niską rozdzielczością. Z drugiej strony jest to tytuł, przy którym najlepiej się bawiłem spośród wszystkich gier, jakie miałem okazję w toku testów sprawdzić. Ale postawmy sprawę jasno: okazję do nocnej przejażdżki Ferrari Testarossa ulicami Tokio trudno przebić. Eskapizm w czystej postaci.
Pozostając jeszcze chwilę w temacie jakości obrazu warto nadmienić, że PlayStation VR2 może powodować nudności. Wiele zależy tutaj jednak od konkretnych tytułów oraz osobistych predyspozycji. Jeśli chodzi o mnie, przez większość czasu mogłem grać komfortowo, a dyskomfort odczuwałem wyłącznie w kilku tytułach z dynamiczną pracą kamery, np. przy płynnym obracaniu w Horizon: Call of the Mountain.
Sterowanie
Wróćmy na chwilę do kontrolera PlayStation VR2 Sense, bo to kawał ciekawego sprzętu, który również zasługuje na chwilę uwagi. Jak sprawdza się w praktyce?
Bardzo dobrze. Ruchy śledzone są precyzyjnie i raczej nie dochodzi do sytuacji, kiedy nasza ręka „teleportuje” się w inne miejsce. Przyciski, jak już wcześniej wspomniałem, pozostają cały czas w zasięgu i trudno je ze sobą pomylić, co uważam za duży atut kontrolera. Podobnie zresztą jak obecność gałek analogowych, które często okazują się znacznie wygodniejszym sposobem na poruszanie, niż wydumane gesty.
Ciekawostką jest fakt, że kontroler rejestruje nie tylko moment wciśnięcia przycisku, ale nawet to, kiedy kładziemy na nim palec. Osobne czujniki umieszczono w gałkach analogowych, klawiszach L1 i R1 oraz triggerach. Pozwala to na wykonywanie bardziej naturalnych gestów naszymi wirtualnymi dłońmi, ale przyznam szczerze, nie jestem przekonany, czy funkcja ta znajdzie jakieś praktyczne zastosowania. Na pewno nie znalazłem takich w żadnym z ogranych przeze mnie tytułów.
Zarówno kontroler, jak i same gogle posiadają silnik wibracji podobny do tego z DualSense. Niestety premierowe gry nie wydają się robić z niego zbyt dużego użytku, co okazało się dla mnie sporym rozczarowaniem.
Dla odmiany pozytywnie zaskoczyła mnie funkcja śledzenia ruchu gałek ocznych. Działa to bardzo precyzyjnie i doskonale sprawdza się do nawigowania po menu.
Inne kwestie praktyczne
PlayStation VR2 nie posiada zintegrowanych słuchawek. Zamiast tego możemy podłączyć dowolną parę ze złączem jack 3,5 mm. Oczywiście dedykowane słuchawki znajdziemy w zestawie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zastąpić je innymi. Sam podczas testów korzystałem z prywatnych Aune E1.
Jakość dźwięku dostarczanego przez headset stoi na wysokim poziomie. W szczególności na pochwałę zasługują efekty przestrzenne, które poprawnie odwzorowują nasze ruchy i w stu procentach pokrywają się z tym, co widzimy na wyświetlaczu.
Pozytywnie oceniam także wdrożone rozwiązania, które mają pomóc nam pozostać w kontakcie ze światem zewnętrznym. Po pierwsze, PlayStation VR2 bardzo dobrze komunikuje, kiedy istnieje ryzyko zderzenia z przeszkodą. Naszym oczom ukazuje się wtedy niewielka obwódka, którą trudno przeoczyć, a z drugiej strony nie psuje nadmiernie immersji.
Po drugie, choć same gogle nie mają możliwości łatwego uchylenia wizjera, wystarczy wcisnąć jeden przycisk na obudowie, by uzyskać podgląd z wbudowanej kamery. Blahostka, ale bardzo przydatna.
Podsumowanie
PlayStation VR wprowadziło wirtualną rzeczywistość pod strzechy. Czy PlayStation VR2 ma szansę powtórzyć sukces poprzednika? To oczywiście zależy od wielu czynników, jednak patrząc od strony czysto sprzętowej – jak najbardziej. Sony odrobiło zadanie domowe i poprawiło większość błędów poprzednika.
Największym atutem nowego PlayStation VR jest przystępność na tle pecetowych zestawów wirtualnej rzeczywistości. Jeden przewód, banalny proces konfiguracji i możemy grać do woli. Bez użerania się z rozstawianiem stacji bazowych, kamerami i skomplikowanym oprogramowaniem. Wszystko po prostu działa. Jasne, samodzielne gogle pokroju Meta Quest w dalszym ciągu będą wygodniejsze i jest to ideał, do którego branża powinna dążyć. Ale czy Meta Quest może się pochwalić taką grafiką?
Nie, nie może. Gry na PlayStation VR2 prezentują się doskonale. Skończyły się czasy „mydła” znanego z czasów pierwszej generacji. Obraz, który widzimy w goglach, jest teraz ostry i szczegółowy, a wirtualne światy prezentują się jak żywe. Jasne, nadal jest tu pole do poprawy, szczególnie w kontekście rozdzielczości, ale czy to ważne? Tytuły takie jak Horizon: Call of the Mountain pokazują, że drzemie tutaj olbrzymi potencjał, a nowy produkt Sony może powodować (i powoduje) opad szczęki.
Dużym krokiem naprzód w porównaniu z poprzednikiem jest także sterowanie. Kontroler PlayStation VR2 Sense jest precyzyjny i bardzo intuicyjny. Na pewno daje developerom duże pole do popisu. Pozostaje mieć nadzieję, że będą z tego korzystać.
Ale tu dochodzimy do najważniejszej kwestii – gier. Aktualnie line-up tytułów dostępnych na PlayStation VR2 prezentuje się dość skromnie. Jest tu kilka perełek, np. Gran Turismo 7 i wspomniany już Horizon, ale żadnej z nich nie nazwałbym megahitem, który uzasadniałby zakup gogli. Oczywiście sytuacja ta może się z czasem zmienić i mam nadzieję, że wkrótce to nastąpi. Szkoda natomiast, że Sony nie zdecydowało się na zachowanie wstecznej kompatybilności z poprzednią generacją PlayStation VR. Nie tylko zwiększyłoby to atrakcyjność nowego zestawu, ale także ułatwiłoby decyzję o zakupie dotychczasowym użytkownikom.
A decyzja o zakupie PlayStation VR2 do łatwych bynajmniej nie należy, bo sprzęt kosztuje 2999 zł – i to bez uwzględniania kosztu samej konsoli. Czy warto? Jak wspomniałem, dużo zależy od gier, których póki co nie ma zbyt dużo. Generalnie jednak jeśli chcielibyście zakosztować „prawdziwego” VR-u, trudno aktualnie o lepszą opcję niż nowa propozycja Sony. Mimo kilku drobiazgów, które można było rozwiązać lepiej, to naprawdę solidny, dopracowany sprzęt, w którym drzemie olbrzymi potencjał.
Ocena końcowa: 8/10
Plusy:
- Łatwa i intuicyjna konfiguracja
- Brak konieczności rozstawiania kamery i stacji bazowych
- Wygodne, nawet jeśli nosimy okulary
- Wysoka jakość wyświetlanego obrazu
- Atrakcyjna grafika w grach przeznaczonych na nową platformę
- Precyzyjny kontroler PlayStation VR2 Sense
- Dobrze działająca funkcja śledzenia wzroku
- Atrakcyjny design
- Przemyślane narzędzia do podglądu otoczenia
- Stosunkowo szeroki "sweet spot" soczewek
Minusy:
- Wysoka cena
- (Póki co) uboga biblioteka gier
- Brak kompatybilności wstecznej z PlayStation VR
- Delikatna konstrukcja z dużą liczbą ruchomych elementów
- Konieczność ciągłego poprawiania gogli na głowie
- W dalszym ciągu jest to headset przewodowy
PlayStation VR i gry do testów udostępniła firma Sony.