DAJ CYNK

Razer Moray to fajne słuchawki, których pewnie nie kupisz (test)

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Razer Moray - test


Razer Moray to nowe słuchawki typu IEM w ofercie gamingowej marki. Jak sprawdzają się w akcji?

Podsumowanie | Ocena końcowa: 6/10

Razer Moray to dobry produkt, tyle że zaprojektowany bez uwzględniania potrzeb docelowego odbiorcy. Na pewno jedno trzeba im przyznać: to prawdopodobnie najwygodniejsze słuchawki dokanałowe, jakie znajdziecie w sklepach. Nietypowe brzmienie z wyciętymi skrajami pasma to też ukłon w stronę komfortu podczas długich odsłuchów. 

Tyle tylko, że w efekcie Razer Moray nie sprawdzają się ani do słuchania muzyki, ani do grania. W próżni można docenić osiągnięcie inżynierów Razera, ale w praktyce nie mam pojęcia, komu ten produkt można polecić, szczególnie jak dodamy do tego wysoką cenę.

Plusy:

  • Fenomenalna wygoda, nawet podczas długich odsłuchów
  • Brzmienie potrafi być bardzo relaksujące
  • Wysoka jakość wykonania
  • Bogaty zestaw akcesoriów
  • Wymienny przewód
  • Przyzwoity przewód w zestawie
  • Gustowny, stonowany design

Minusy:

  • Charakterystyka, która nie sprawdza się ani podczas grania, ani podczas słuchania muzyki
  • Przeciętna jakość dźwięku
  • Wygórowana cena
  • Brak mikrofonu

Razer Moray - test

Razer Moray – takich słuchawek jeszcze nie było

Razer Moray to nowe słuchawki dokanałowe w ofercie chińskiego producenta, ale – szok i niedowierzanie – nie są TWS-y, a tradycyjna konstrukcja przewodowa. Ściślej rzecz biorąc, mamy tu do czynienia z dousznymi monitorami, które pełnymi garściami czerpią z rozwiązań znanych z rynku profesjonalnego i audiofilskiego.

Razer Moray - test

Nowe słuchawki w ofercie Razera promowane są jako idealne do grania i streamingu. Ich cena jest wygórowana i wynosi 699 zł, co akurat w przypadku tej konkretnej marki nie jest dużym zaskoczeniem.

Co w zestawie?

Trzeba natomiast przyznać, że zestaw akcesoriów oferowanych w zestawie ze słuchawkami jest do segmentu premium bardziej niż adekwatny. Oprócz dwóch „pchełek” w pudełku znajdziemy odczepiany przewód, sześć zestawów tipsów (po trzy gumowe i trzy piankowe), etui oraz klips do ubrań.

Razer Moray - test


Skoro o etui mowa, jest ono stosunkowo duże, ale przy tym nieco za płytki. Osobiście miałem problem zmieścić w nim słuchawki w taki sposób, by przypadkiem nie odkształcić niepotrzebnie piankowych tipsów.

Wygląd i wykonanie

Jeśli chodzi o konstrukcję, Razer Moray to monitory dokanałowe (IEM) pełną gębą. Duże kopułki o nietypowym kształcie oraz gruby, odłączany przewód robią bardzo dużo, by nadać im „profesjonalnego” sznytu.

Razer Moray - test


Generalnie jednak na tle innych IEM-ów oraz produktów typowo gamingowych ich stylistyka jest zaskakująco stonowana. W kolorystyce dominuje jednolita czerń, a jedyne elementy ozdobne to proste logotypy producenta.

Same kopułki wykonano z błyszczącego tworzywa. Całość wydaje się bardzo solidna i to nawet mimo tego, że obudowy ewidentnie wykonano z dwóch oddzielnych elementów, a punktu łączenia nawet nie próbowano zakamuflować.

Razer Moray - test

Wspomniałem już, że na słuchawkach znajdują się subtelne logotypy firmy Razer. Oprócz tego z ciekawszych elementów warto odnotować obecność czytelnych oznaczeń lewej i prawej słuchawki po wewnętrznej stronie obudowy. W przypadku konstrukcji tego typu jest to teoretycznie zbędne, ale na pewno się przydaje. Wprawne oko doszuka się także niewielkich otworów odpowiadających za wentylację komory przetwornika.

Razer Moray - test

Tulejki mają szerokość ok. 5 mm. To oznacza, że spokojnie założymy na nie większość alternatywnych tipsów, a podczas noszenia nie powinny nadmiernie uwierać.

Kabel w Razer Moray jest wymienny. Kopułki wyposażona w złącze MMCX. To popularne rozwiązanie, dzięki czemu znalezienie zamiennika nie powinno być problemem.

Razer Moray - test


Zresztą taki zamiennik prawdopodobnie nie będzie potrzebny, bo dołączony w zestawie przewód jest niezłej jakości. Miękki, wytrzymały i dobrze się prezentuje. Niestety ma też tendencję do zachowania pamięci kształtu i plątania się, jeśli jesteśmy nieostrożni przy jego zwijaniu.

Wygoda

Wygoda bez dwóch zdań była jednym z głównych priorytetów przy projektowaniu Razer Moray. Choć na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądają, słuchawki leżą w uszach bardzo pewnie, a jednocześnie w ogóle nie uwierają i to nawet podczas długich, kilkugodzinnych sesji. Zaryzykuję stwierdzenie, że są to najwygodniejsze dokanałówki, z jakich miałem okazję korzystać. Oczywiście komfort jest sprawą mocno indywidualną, jednak patrząc po internetowych komentarzach, moja opinia bynajmniej nie jest odosobniona.

Razer Moray - test


Oczywiście olbrzymie znaczenie będzie miał dobór tipsów. Sam podczas testu korzystałem z fabrycznie założonych pianek w rozmiarze M i muszę przyznać, że leżały jak ulał. Jeśli jednak komuś by z jakiegokolwiek powodu nie podpasowały, w pudełku znajdziemy rozbudowany zestaw alternatywnych „gumek” w trzech rozmiarach (S, M i L) oraz z dwóch różnych materiałów (pianka oraz silikon). To jedna z tych rzeczy, za które należą się słowa pochwały.

Z wiadomych przyczyn słuchawki nie oferują aktywnej redukcji hałasów. Pasywna izolacja stoi na przyzwoitym poziomie. Nie jest idealna, ale spokojnie można pograć, nawet jeśli sąsiad za ścianą skuwa kafelki.

Dźwięk

Na potrzeby testów audio słuchawki były porównywane z neutralnie grającymi KZ ZVX. Rolę źródła pełnił DAC/AMP xDuoo XD-10 Poke. Playlistę z utworami testowymi można znaleźć tutaj.

Wspomniałem już, że priorytetem w projektowaniu Razer Moray był komfort noszenia nawet podczas długich sesji, prawda? Niestety daje się to we znaki także podczas odsłuchów. „Niestety”, bo owocem takiego podejścia jest charakterystyka, która nie sprawdza się ani podczas słuchania muzyki, ani podczas grania.

Razer Moray - test

Charakter Razer Moray opisałbym jako „średnicowy” (cudzysłów celowy). Słuchawki mają wyraźnie ścięte skraje pasma, dzięki czemu praktycznie wyeliminowano większość częstotliwości, które normalnie mogą prowadzić do uczucia zmęczenia podczas odsłuchu. To, co pozostało, to przede wszystkim średnica, która jednak prezentowana jest bardzo ciepło i miękko. 

Jest to kompletne przeciwieństwo typowej V-ki z podbitymi basami i tonami wysokimi, z którą można się spotkać w produktach gamingowych. Ma to swoje plusy: słuchanie muzyki, podcastów lub czegokolwiek innego faktycznie nie powoduje zmęczenia. Niestety odbywa się to kosztem klarowności, ale do tego jeszcze wrócimy.

Razer Moray - test

Tony niskie nie mają głębokiego ani głębokiego zejścia, ani mocnego uderzenia. W zasadzie jedyne, co tutaj mamy, to misiowaty midbass. Zdarza mu się przykryć nieco średnicę, ale przede wszystkim jest zbyt powolny, by oddać energię w przypadku dynamicznych nagrań.

Średnica stanowi główny punkt programu. Wokale prezentowane są w sposób ciepły i relaksujący. Powiedziałbym, że nieco lepiej wypadają tutaj głosy miękkie. Kobiecym wokalom brakuje nieco ekspozycji w wyższych rejestrach. Ale ma to też plusy: praktycznie zero sybilizowania. Przydaje się to nie tylko podczas słuchania muzyki, ale także czatów głosowych, kiedy nasi rozmówcy korzystają z kiepskich mikrofonów.

Niestety jakościowo średnica generalnie jest taka sobie – w każdym razie jak na słuchawki za 700 zł. Przede wszystkim doskwiera mi brak szczegółów, które absolutnie giną w przekazie. Od sprzętu w tej cenie można pod tym względem oczekiwać naprawdę dużo więcej, szczególnie że odbija się to nie tylko na słuchaniu muzyki, ale także na zastosowaniach gamingowych.

Razer Moray - test


Tony wysokie prezentowane są w sposób bardzo łagodny. Nie są one szczególnie mocno rozciągnięte i generalnie mają tendencję do tego, by gubić się za średnicą. A szkoda, bo całkiem przypadły mi do gustu. Wybrzmiewają w sposób naturalny i mają przyjemną barwę bez żadnych metalicznych naleciałości.

Wspominałem już, że odwzorowanie detali, a więc także rozdzielczość, nie jest mocną stroną Razer Moray. Niestety podobnie wygląda sprawa z separacją. Oddzielenie od siebie źródeł pozornych wymaga nieco wysiłku, ponieważ w przypadku bardziej rozbudowanych aranżacji zdarza im się zlać w jedną masę. Szkoda, bo cierpi na tym także odwzorowanie przestrzeni. Choć zidentyfikowanie, z której strony dobiegają dźwięki, nie stanowi zwykle problemu, o tyle wskazanie lokalizacji konkretnych źródeł pozornych bywa kłopotliwe.

Ale mamy tu do czynienia ze słuchawkami do grania, a nie do słuchania muzyki, prawda? Tak, ale tu się pojawia problem – wspomniane przypadłości właśnie podczas rozgrywki okazują się najbardziej dotkliwe. Wycofane skraje pasma i kiepskie odwzorowanie detali utrudniają identyfikowanie istotnych dźwięków (np. strzałów, kroków). Słuchawki gamingowe powinny także umożliwić błyskawiczne odnalezienie się w wirtualnej przestrzeni, a Razer Moray miewają z tym problem.

Mikrofon

Normalnie pewnie nie wspominałbym specjalnie o tym, że słuchawki nie mają wbudowanego mikrofonu. Tutaj jednak mamy do czynienia z produktem gamingowym, gdzie przyjęło się, że jest to jedna z kluczowych funkcjonalności. Kolejny minus dla Razer Moray i to duży. 

I tak, da się do IEM-ów podłączyć porządny mikrofon na pałąku, więc nie ma sensu szukać dla producenta wymówek.

Razer Moray - test


Dla kogo?

Moim głównym problemem z Razer Moray nie jest to, że to są złe słuchawki. Zaprojektowano je z określonym założeniem – że mają być wygodne – i to założenie udało się zrealizować. Ba, zrobiono to w 120 procentach. Problem w tym, że w efekcie wyszedł z tego produkt dla nikogo. Testowany model nie bryluje ani podczas słuchania muzyki, ani podczas grania. 

I jasne, pewnie są osoby, dla których wygoda ma decydujące znaczenie, ale to nie znaczy, że nie da się kupić prawie tak samo wygodnych słuchawek w niższej cenie… przy okazji ciesząc się lepszą jakością dźwięku.

Sprzęt do testów dostarczyła firma Razer.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne