Samsung Galaxy S20+ zmienił się nieco w stosunku do swojego poprzednika, modelu Galaxy S10+. Koreański producent minimalnie zwęził swój nowszy model oraz rozciągnął go w pionie. Dzięki temu zabiegowi testowane urządzenie wydaje się zgrabniejsze. Przód smartfonu wciąż wygląda atrakcyjnie, a całość dobrze leży w dłoni. Niestety tylna, prostokątna i do tego wystająca „wyspa fotograficzna” mnie nie przekonuje – w porównaniu do używanego przeze mnie Galaxy Note10+ wygląda to po prostu źle. Jak to zwykle bywa w przypadku szklanych urządzeń z ramką pokrytą błyszczącym lakierem, ciężko jest utrzymać obudowę smartfonu w czystości.
Prawie cały przód urządzenia zajmuje zakrzywiony na bokach wyświetlacz z małym otworem w górnej części na obiektyw aparatu fotograficznego do zdjęć typu selfie. Nad ekranem umieszczona została wąska szczelina, stanowiąca wylot górnego głośnika. W górnej części przedniego panelu znajdują się również czujniki – zbliżania i oświetlenia.
W stosunku do S10+ zmienił się również układ przycisków fizycznych. Na prawym boku jest teraz nie tylko przycisk zasilania, ale również przyciski głośności. Oddzielny przycisk Bixby zniknął, podobnie jak w serii Note10 – przycisk zasilania może służyć do wywołania asystenta głosowego Samsunga. Lewy bok smartfonu jest pusty.
Port USB-C znajduje się tam, gdzie zwykle powinien się znajdować – na dole. Towarzyszy mu otwór mikrofonu oraz wyloty dolnego głośnika. Na górze znajdziemy otwór dodatkowego mikrofonu oraz wysuwaną tackę na karty (2 x nanoSIM lub nanoSIM + microSD).
Z wyświetlaczem Samsunga Galaxy S20+ zintegrowany został ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych. To nowa wersja tego rozwiązania, która działa zdecydowanie lepiej niż we wcześniejszych flagowcach Koreańczyków, w tym w Galaxy Note10+ czy Galaxy S10+. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że w końcu Samsung stworzył smartfon ze sprawnie działającym podekranowym skanerem odcisków palców – brawo!
Urządzenie można odblokować również za pomocą funkcji rozpoznawania twarzy. To zawsze działało sprawnie i tak jest nadal. Pozostaje jednak pytanie, czy jest to bezpieczny sposób, skoro skanowanie jest robione za pomocą pojedynczego obiektywu fotograficznego, który rejestruje płaski obraz.
Źródło zdjęć: Marian Szutiak