DAJ CYNK

Test Samsung Galaxy S20 Ultra 5G po 3 miesiącach użytkowania

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Aparaty Samsunga Galaxy S20 Ultra miażdżą rynek

Po latach hegemonii telefonów z matrycami Sony, w 2019 roku stało się coś, co mogło umknąć wielu z Was. Podczas rewolucji aparatów 48 Mpix, to tanie ISOCELL-e Samsunga zrobiły więcej zamieszania niż matryce IMX firmy Sony. Xiaomi Redmi Note 7, 7S, 8, 8 Pro czy wreszcie 108-megapikselowy Redmi Note 10 i najnowsze Mi 10 oraz Mi 10 Pro bazują już nie na Sony, lecz na matrycach Samsunga. Autorskie sensory trafiły też dziarsko do serii A producenta, a kwintesencją myśli technicznej Koreańczyków jest S5KHM1 - a więc sensor 108 Mpix o wielkości 1/1.33", który trafił do Samsunga Galaxy S20 Ultra. 12000 x 9000 pikseli - taką rozdzielczość mogą mieć zdjęcia z telefonu, ale pamiętając o zasadach fizyki, lepiej pozwolić urządzeniu na robienie standardowych fotek 4000 x 3000 Mpix - a więc 12 Mpix. Co warte odnotowania, nie będzie to przy tym pomniejszanie takie jak w aplikacji do obróbki zdjęć. Technologia Nonacell umożliwia połączenie danych z sąsiednich 9 pikseli i utworzenie jednego "superpiksela", o uśrednionym kolorze oraz ograniczonym do minimum szumie. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku badania właściwości zoomu, również tutaj korzyść z zastosowania automatyki Samsunga jest łatwo zauważalna w stosunku do zdjęć pomniejszanych ze 108 Mpix.

Samsung Galaxy S20 Ultra 5G - aparaty forograficzne

Co warto też podkreślić, Samsung Galaxy S20 Ultra potrafi zapisywać zdjęcia 108 Mpix prosto z matrycy, czego nie potrafi znacznie tańszy Xiaomi Mi Note 10. W przypadku tego ostatniego 4 sąsiadujące piksele są z założenia łączone ze sobą - owszem, mamy tryb 108 Mpix... ale to tylko seria zdjęć 27 Mpix cyfrowo powiększonych do 108 Mpix. W S20 Ultra taki zabieg był zbędny - to zupełnie inny sensor, a telefonowi nie brakuje mocy obliczeniowej do poradzenia sobie z tak dużą rozdzielczością.

Próbka możliwości foto Samsunga Galaxy S20 Ultra

No dobrze, ale na tych 108 Mpix historia się nie kończy. Oprócz tego producent zamontował aż 48 Mpix sensor na potrzeby czterokrotnego zoomu optycznego, który hybrydowo oferuje do 10x przybliżenia (zdjęcia finalne 12 Mpix). Ten peryskopowy zoom ma optyczną stabilizację, jest bardzo jasny jak na tego typu konstrukcję (F/2.0) i ma piksele tej samej wielkości co główna matryca (0,8 mikrometra). Trzeci z aparatów uzbrojony został w sensor 12 Mpix, ultraszeroki kąt (ekwiwalent 13 mm, czyli taki zoom 0,5x), dosyć jasny obiektyw F/2.2 i niestety nie on funkcji autofokus. To właśnie jednak ta matryca odpowiada za genialnie działającą stabilizację wideo w trybie Super Steady, a jej piksele 1,4 mikrometra sprawiają, że spokojnie damy radę ze zdjęciami nocnymi również na szerokim kącie. Ostatni z modułów umieszczonych z tyłu obudowy to tzw. czujnik ToF 3D, który służy do pomiaru głębi sceny na potrzeby rozmaitych efektów tła. Największą wadą w/w zestawu jest zupełne pominięcie trybu makro. Huawei realizował go w starszych modelach autofocusem w aparacie ultraszerokokątnym, którego tutaj nie ma. 

Nie ma też dodatkowych aparatów tylko do zdjęć makro, które pojawiają się u konkurencji. Ostrość złapiemy telefonem z odległości 9 cm i potem możemy sobie wyciąć kawałek kadru lub od razu użyć przybliżenia 2x. Zoom optyczny 4x do zdjęć makro nie nadaje się kompletnie, ze względu na zbyt dużą minimalną odległość ostrzenia.

  • S20 Ultra vs. fotografia zbliżeniowa

Finałem długiej listy jest przedni aparat 40 Mpix (ludzie, ktoś tu oszalał ;-)), z obiektywem F/2.2 o ogniskowej 26 mm. Łączy on piksele dając finalne zdjęcia 10 Mpix. Aparat ten działa w 2 trybach, przy czym szeroki kąt jest na tyle umiarkowany, by nie zniekształcać przesadnie twarzy. Aha - co nie jest oczywiste - dostajemy autofocus. I to taki lepiej niż porządny. Można z powodzeniem zrobić sobie ostre zdjęcie jedynie połowy twarzy, ze wszystkimi porami, rzęsami i szczegółami tęczówki. Świetna sprawa dla płci pięknej, do kontroli poprawności nałożenia makijażu. Same selfies też są świetne i widać różnicę na korzyść względem modułów w S10-tkach. Nie spodziewajcie się jednak cudów, gdy jest naprawdę ciemno. To taka bardziej szansa na akceptowalne zdjęcie co 3 .kadr, zamiast co 6. Niemniej, na granicy technicznych możliwości konkurentów, S20 Ultra daje radę lepiej.

  • S20 Ultra vs. selfies

Podobnie jak w przypadku telefonicznych aparatów 48 Mpix i 64 Mpix, tak i 108 Mpix nie jest stworzony do robienia zdjęć w pełnej rozdzielczości. Da się i w wielu sytuacjach efekt będzie naprawdę obłędny, jednak korzystamy tutaj z naprawdę maleńkich pikseli, które nie są w stanie nawet zbliżyć się do ich odpowiedników w świecie lustrzanek i bezlusterkowców. Samsung bardzo stara się wycisnąć jak najwięcej z matrycy i zdjęcia sięgające 25 MB/sztuka to naprawdę ogrom dodatkowych informacji, ale i prezentacja optycznych ograniczeń. Przybliżenia 1:1 pokazują ekstremalnie przetworzone zdjęcie - silnie odszumione, potem wyostrzone, a na koniec jeszcze z wygładzonymi konturami obiektów dla usunięcia obwódek przeostrzeń. Najgorzej przy tym wygląda odwzorowanie faktur roślinności czy gałęzi drzew na tle nieba. Wygląda to bardziej jak akwarela i efekt renderowania przez AI, niż jak "prawdziwe" zdjęcie.

108 Mpix przybliżone 1:1

Inna była jednak intencja twórców sensora, a mianowicie porządne zdjęcia o bardziej użytkowej rozdzielczości. Pomniejszając kadr do powiększenia 30%, wszystkie te wady znikają i widzimy kosmiczną wręcz jakość. Jak łatwo policzyć, to 32,4 Mpix, a więc rozdzielczość spokojnie wystarczająca, by wytapetować wielką ścianę. Samsung idzie nawet dalej, redukując rozdzielczość do 1/9 pierwotnego rozmiaru w trybie automatycznym. Tym sposobem znikają subtelne bolączki serii S10 - nie ma przebarwień w cieniach, mniej dotkliwe są aberracje chromatyczne i przede wszystkim jest więcej detali. Telefon dostaje znacznie więcej informacji z modułów fotograficznych i świetnie z nich korzysta.

Zdjęcia nocne z S20 Ultra

Podczas dokładnego studiowania zdjęć, udało mi się zauważyć też pewne wady optyki. Ostrość nie spada drastycznie na brzegach kadru, co jest typowe dla dużych sensorów i relatywnie małych, jasnych obiektywów szerokokątnych. Zamiast tego mamy idealną ostrość w centrum kadru, kolisty pas mniejszej ostrości wokół centrum i nieco większą ostrość aż po brzegi kadru. Coś jakby ktoś dokleił lupę na szybie. Na brzegach zauważalna jest dodatkowo aberracja komatyczna - jasne punkty obrazu, wraz z oddalaniem się od centrum kadru zaczynają przyjmować kształt przecinka/komety. W fotografii krajobrazu raczej nie zauważycie problemu, ale już fotografowanie dokumentów z bardzo drobnym drukiem może uwidocznić te ograniczenia optyki.

Samsung Galaxy S20 Ultra - pod światło

Niezależnie jednak od tego, jak bardzo siliłbym się na wyliczanie wad, S20 Ultra pozostaje w moim odczuciu najlepiej wyważonym telefonem fotograficznym z jakim miałem do czynienia. Wreszcie ktoś dogonił Huaweia przy zdjęciach nocnych i zoomie, wreszcie też do osiągnięcia efektu bokeh wystarcza sama matryca, bez cyfrowych tricków, no i wreszcie kolory nie krzyczą "jestem wytworem sztucznej inteligencji". A do tego te filmy...

  • Zdjęcia prosto z telefonu - bez jakiejkolwiek obróbki

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Lech Okoń