We wstępie wspomniałem, że Samsung Galaxy Z Fold5 jest smartfonem wtórnym. Taki wniosek nasuwa się już na pierwszy rzut oka, ponieważ względem poprzednika zmian wizualnych jest tu jak na lekarstwo. W designie urządzenia dominuje coś, co życzliwie można nazwać „biznesowym minimalizmem”.
Po złożeniu smartfon przypomina inne flagowce producenta, aczkolwiek różni się od nich proporcjami. Jest węższy, wyższy i – przede wszystkim – grubszy. Z przodu jednak czeka nas praktycznie ten sam widok, co w przypadku klasycznych „esek”. Mamy więc płaską taflę, pod którą skrywa się wyświetlacz z niewielkim „oczkiem” pośrodku górnej belki. Ramka jest wąska, jednak z lewej strony wyraźnie odcina się zawias urządzenia.
Patrząc na tył nasuwa się tylko jedno słowo: nuda. Mamy tu płaską taflę szkła bez żadnych zdobień. Na plus warto odnotować, że tutejsze matowe wykończenie nieźle znosi używanie i nie widać na nim ani odcisków palców, ani zarysowań. Widoczna w lewym górnym rogu pionowa wyspa aparatu wygląda może niepozornie, ale wyraźnie wystaje poza obręb obudowy.
Ulepszony zawias to prawdopodobnie najbardziej zauważalna zmiana w nowym Foldzie. Z zewnątrz nie różni się może znacząco od tego znanego z poprzedniej generacji, ale umożliwia zamknięcie telefonu całkowicie na płasko, bez żadnej szczeliny. Drobiazg, ale sprawia, że Fold5 nie wygląda już jak funkcjonalny prototyp, a prawdziwy smartfon klasy premium.
Od wewnętrznej praktycznie całą powierzchnię pokrywa składany wyświetlacz. Podobnie jak w poprzednich generacjach, także tutaj producent zdecydował się na aparat chowany pod ekranem, który na co dzień jest prawie niewidoczny (z naciskiem na słowo „prawie”). Fałdki w miejscu zgięcia co prawda całkowicie pozbyć się nie udało, jednak na co dzień nie rzuca się ona w oczy.
Boczne ramki urządzenia są metalowe, błyszczące i wykończone pod kolor urządzenia. Pod względem rozmieszczenia elementów obyło się tutaj bez większych zaskoczeń. No chyba, że uznać za takie umieszczenie skanera linii papilarnych na prawym boku urządzenia.
Pod względem jakości wykonania Samsung Galaxy Z Fold5 to najwyższa półka. Przedni i tylny panel urządzenia wykonane zostały ze szkła Gorilla Glass Victus 2, natomiast boczna ramka to mocne aluminium (tudzież „Armor Aluminium”, jak lubi nazywać je producent).
Wewnętrzny wyświetlacz pokryto tworzywem, które jednak w dotyku całkiem nieźle imituje szkło. Co więcej, producent obiecuje, że jest ono znacznie bardziej wytrzymałe niż materiał użyty w poprzedniej generacji. Nie mam powodów, by w to wątpić, ale i tak wolałbym chyba unikać zabawy ostrymi narzędziami w pobliżu wewnętrznego ekranu.
Na osobną pochwałę zasługuje zawias, który pracuje gładko, ale bez żadnych niepokojących luzów. Co więcej, pozwala on na bezproblemowe używanie telefonu w pozycji na wpół rozłożonej. No i wisienką w tym wszystkim wodoodporność na poziomie IPX8.
Wygoda obsługi Samsunga Galaxy Z Fold5 stoi na bardzo wysokim poziomie, o ile zaakceptujemy, że obydwa wyświetlacze mają swoje ściśle określone role. Zewnętrzny umożliwia komfortowe korzystanie z telefonu jedną ręką. Wąskie proporcje działają tu o tyle na plus, że telefon wygodnie trzyma się w dłoni, dzięki czemu nawet w biegu możemy wykonać podstawowe czynności. Ot, odebrać telefon, odpisać na wiadomość itd. Trzeba natomiast przyznać, że pisanie dłuższego tekstu lub korzystanie z bardziej złożonych aplikacji jest w tej formie nieco uciążliwe.
Do bardziej wymagających zadań telefon po prostu trzeba rozłożyć. W takiej formie korzysta się z niego równie komfortowo. Zawias trzyma się stabilnie, więc nie czuć w ogóle, że mamy do czynienia z urządzeniem składanym. No i rewelacyjną robotę robi przemyślany interfejs, ale do tego tematu jeszcze wrócimy.
W zasadzie jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to kwestia noszenia Folda w kieszeni. Po złożeniu sprzęt ma aż 13,4 mm grubości, więc nie ma przebacz – będzie nam spodnie rozpychał. Do tego nie jest to sprzęt szczególnie lekki, bo waży blisko ćwierć kilograma (253 g).
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne