DAJ CYNK

Test Sonos Ray. Świetny soundbar i to pomimo mnóstwa wad

Damian Jaroszewski (NeR1o)

Testy sprzętu

Jakość dźwięku

No dobrze, ale co z jakością dźwięku? W końcu w tego typu urządzeniach to kwestia najważniejsza. Sonos Ray używałem zarówno w trakcie oglądania filmów z platform streamingowych, np. Netflixa oraz Disney+, słuchania muzyki ze Spotify, grania na konsoli, jak i oglądania YouTube’a oraz Twitcha. Już na wstępie mogę przyznać, że soundbar zaskakuje i to bardzo pozytywnie.


Pomimo niewielkich rozmiarów i braku osobnego subwoofera Sonos Ray zaskakuje jakością dźwięku. Z czterech przetworników wydobywa się audio o bogatej, a jednocześnie dobrze wyważonej charakterystyce. Wysokie tony są bardzo szczegółowe i przyjemne w odbiorze. Z kolei niskie słyszalne, ale jednocześnie nienatarczywe. Wiele osób ma tendencję do podbijania basów, aby wszystko się trzęsło, co nie ma nic wspólnego z przyjemnym odbiorem. Sonos tego nie robi. Zamiast tego tony niskie są bardzo naturalne, chociaż w mocniejszych scenach jednak brakuje dedykowanego subwoofera (szkoda, że kompatybilny model to wydatek aż 3899 zł). Nie zmienia to faktu, że jak na gabaryty urządzenia to możliwości dźwiękowej Sonosa są zdecydowanie ponadprzeciętne. Oglądanie filmów, granie i słuchanie muzyki jest dzięki niemu dużą przyjemnością, w czym zasługa dość szerokiej sceny.

W filmach przede wszystkim zachwycił mnie tryb wzmacniania dialogów. Dzięki niemu wypowiedzi bohaterów są doskonale słyszalne. To może być odpowiedź na problem polskich filmów, gdzie dialogi są często niezrozumiałe i konieczne jest włączenie napisów i to nawet pomimo oglądania rodzimych produkcji w ojczystym języku. Jednocześnie Sonos Ray nie pogarsza w tym trybie pozostałych dźwięków. Niezła jest też głośność maksymalna. Może nie zrywa tynku ze ścian i nie bije kieliszków, ale do domowego użytku wystarczy w zupełności.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: Damian Jaroszewski (NeR1o)