DAJ CYNK

Sony A7 III – aparat, który (prawie) pokochałem

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Autofocus, który (prawie) nigdy nie pudłuje

Sony A7 III został wyposażony w hybrydowy autofocus z 693 punktami detekcji fazy, 425 punktami detekcji kontrastu oraz jednymi z najbardziej zaawansowanych algorytmów na rynku.

Tutejszy autofocus cieszy się sławą jednego z najskuteczniejszych na rynku. Wieść gminna głosi, że jest szybki, niezawodny i praktycznie zawsze trafia. No i faktycznie coś w tym jest. W większości sytuacji wystarczyło, że wycelowałem obiektyw mniej więcej w kierunku fotografowanego obiektu i mogłem mieć pewność, że ostrość będzie ustawiona dokładnie tam, gdzie chcę. Dotyczyło to zwłaszcza scen, gdzie fotografowałem ludzi - Sony A7 III naprawdę fenomenalnie radzi sobie z rozpoznawaniem twarzy i ostrzeniem na oko.

Sony A7 III

No ale „w większości sytuacji” to nie „zawsze”. Aparatowi zdarzało się także spudłować. Czasem zawiniło wspomniane już rozpoznawanie twarzy (jeśli nie wybierzemy konkretnego punktu, priorytet zawsze będzie miał człowiek, choćby był na czwartym planie), czasem problemem okazał się brak światła lub krótki dystans ostrzenia. Obiektywnie takie sytuacje nie zdarzają się często, ale skoro w większości scenariuszy autofocus radzi sobie tak dobrze, to człowiek bardzo szybko uczy się na nim polegać, a wtedy każde pudło boli podwójnie.

Na szczęście tam gdzie nie daje rady autofocus, zawsze można posiłkować się ostrzeniem manualnym. Aparat oferuje kilka narzędzi, które mają w tym pomóc, w tym przede wszystkim powiększenie wybranego punktu i focus peaking, które w połączeniu z wysokiej rozdzielczości wizjerem elektronicznym bardzo dobrze spełniają swoją rolę. Jeśli coś wydaje się ostre w trakcie robienia zdjęcia, można być spokojnym, że będzie takie również na ekranie komputera.

RAW-y z gumy

Zaraz obok autofocusu główną atrakcją Sony A7 III jest pełnoklatkowy sensor CMOS o rozdzielczości 24,2 MP z technologią BSI. Jako człowiek przesiadający się z maleńkiej matrycy 4/3 (i to nie najnowszej generacji) spodziewałem się dużego skoku w kwestii jakości obrazu i… dostałem dokładnie to, na co liczyłem!

sony A7 III

Na jakość obrazka przekłada się wiele elementów, ale z mojej perspektywy najważniejsze są dwie: zakres używalnego ISO oraz dynamika sensora.

Jeśli chodzi o pierwszy punkt, to technicznie dostajemy do dyspozycji zakres ISO 100 – 51200. Podczas testów starałem się nie przekraczać wartości ISO 6400, jednak była to chyba z mojej strony nadmierna ostrożność - nawet przy tak obiektywnie wysokich czułościach zdjęcia mogły się pochwalić mnóstwem detali, a szum dawał się wyeliminować w post produkcji praktycznie do zera. Jasne, przy takich plikach musiałem się już liczyć z pewnymi ograniczeniami w zakresie obróbki, ale jakiś margines nadal pozostał. Pojedyncze fotki na ISO 12800 również nie wyglądały źle. Zaryzykuję stwierdzenie, że dopóki trzymamy się RAW-ów, nawet ISO 25600 pozostaje używalne, choć oczywiście tutaj degradacja jakości jest wyraźnie widoczna.

Mimo to trzymanie się niższego ISO procentuje i to nie tylko krystalicznie czystym obrazem, wolnym od jakiegokolwiek szumu. Mam tu na myśli gigantyczny zakres dynamiki. RAW-y przy ISO 100 praktycznie nie znają ograniczeń, jeśli chodzi o wyciąganie detali z cieni. W drugą stronę jest z tym trochę gorzej, ale nadal mamy duże pole do popisu. Dla mnie oznaczało to przede wszystkim duży komfort psychiczny. Robiąc reportaż nie musiałem cały czas pilnować ustawień ekspozycji, bo drobne błędy mogłem bez problemu skorygować podczas obróbki. Robiąc portrety nie musiałem się natomiast obawiać zdjęć z obiektywem wymierzonym prosto w słońce, dzięki czemu mogłem sobie pozwolić na kilka ryzykownych, ale za to efektownych ujęć.

Sony A7 III

A co mi nie pasowało? Na upartego jakość JPG, co zresztą testowanemu modelowi często jest wytykane. Tak, balans bieli zbacza nieco w kierunku zielonego, przez co cera wygląda mało atrakcyjnie. Tak, aparat ma tendencję, by nieco za mocno podbijać ekspozycję i prześwietlać jaśniejsze fragmenty kadru. Ładniejsza mogłaby być także faktura szumu. Te problemy istnieją, ale w gruncie rzeczy same JPG nie są brzydkie i jeśli z jakiegoś powodu nie chcemy się bawić RAW-ami, spokojnie można je wykorzystać.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne