Sony LinkBuds - te z dziurką. Test po 400 godzinach odsłuchu
Słuchawki do biegania, na siłownię, na rower, do słuchania w domu — Sony LinkBuds nadają się do tego lepiej niż konkurenci. W czym tkwi ich sekret?
Sony LikBuds - zupełnie inne słuchawki
W czasach, gdy producenci słuchawek ścigają się w jak najlepszej izolacji od otoczenia i gumowe tipy już wydawać by się mogło na stałe zagościły w przewodach słuchowych wielu osób, Sony postanowił iść pod prąd. No może nie do końca, bo ma w ofercie też topowe klasyki, ale Sony LinkBuds, to słuchawki w dziurą zamiast uszczelki.
Okręgi lądują w kanale słuchowym, a tuż nad nimi mamy kuliste kapsułki z mikrofonami i czujnikami zbliżenia do ucha (włączają słuchawki). Oprócz tego, dostajemy cały zestaw gumek stabilizacyjnych (5 rozmiarów). Gumki te dodatkowo stabilizują słuchawki w uszach i... robią to dobrze. W czasie kilku miesięcy testów słuchawki wypadły mi z uszu zero razy. To, o czym warto przy tym pamiętać, to nie wciskajcie słuchawek przesadnie mocno. One świetnie trzymają się nawet przy dość luźnej aplikacji.



Przyzwyczajony do gumowych końcówek, początkowo narażałem się na ból uszu od ucisku plastikowych okręgów, tymczasem one mogą sobie leciutko leżeć w przewodzie słuchowym i nie musimy się o nie martwić. Gdy ten fakt do mnie dotarł, ocena końcowa podskoczyła mocno w górę.
Dźwięk z przewiewem
Brak szczelnego zatkania przewodu słuchowego słuchawkami dosyć szybko odwdzięcza się nam mniejszą potliwością ucha czy brakiem zwiększonego wydzielania woskowiny. Nie ma też tego niepożądanego efektu przytkania uszu czy wrażenia słuchania pod wodą (wzmacnianego przez systemy ANC). W skrócie, dostarczana jest muzyka czy głos rozmówcy, ale nie jesteśmy odcięci od świata. To bardziej wrażenie słuchania muzyki z zestawu audio stojącego gdzieś blisko w pomieszczeniu. Muzyka może być głośna, a i tak usłyszymy dzwonek do drzwi czy mówiące do nas osoby.
100% odcięcie od otoczenia może i bywa przydatne, szczególnie w głośnych miejscach, ale i też potrafi być niebezpieczne. Jeśli biegasz, jeździsz na rowerze czy hulajnodze elektrycznej, dokanałowe słuchawki nie są dla Ciebie. A Sony LinkBuds? Jak najbardziej. W połączeniu z genialnym trzymaniem się ich w uszach są wręcz stworzone dla osób o ekstremalnym trybie życia.
Zaskakująco dobra jakość rozmów
Z reguły każde udziwnienie w słuchawkach dokanałowych to ryzyko obniżenia jakości dźwięku podczas rozmów. Jednak nie tym razem, moi rozmówcy nie narzekali na jakość połączeń, nawet gdy biegałem sobie na bieżni z głośną muzyką siłowni w tle. Wygląda na to, że cała ta technologia Precise Voice Pickup, która ma wydobywać głos rozmówcy i tłumić hałas otoczenia to nie przechwałki. Algorytm powstał ponoć z wykorzystaniem sztucznej inteligencji i użyciem ponad 500 próbek głosu. Co jednak najważniejsze — działa.
Wspomnieć należy jednak, że jeśli macie na głowie kaptur, czasem słuchawki głupieją i pojawiają się zniekształcenia. To jednak problem wszystkich słuchawek dokanałowych. W ogólnym rozrachunku zestaw Sony wypada lepiej niż AirPods Pro. Test tych ostatnich z bieżnią w tle zaowocował prośbą o "wyłączenie betoniarki", na LinkBudsach nikt nie narzekał. Ba, proszony byłem często by wrócić do słuchawek Sony, bo w aktualnie testowanych (w dodatku blisko 2x droższych), było mnie słychać gorzej.
Sony LikBuds mają sterowanie przez pukanie
Jakby już sama konstrukcja słuchawek nie była wystarczającą ekstrawagancją, Sony postawił na bardzo nietypowy system sterowania. Pukamy palcem w okolicy kości jarzmowej, z lewej czy z prawej strony głowy, by uzyskać określony efekt. Puknięcia mogą być dwa lub trzy, a idące za nimi efekty są w pełni konfigurowalne. Możecie np. puknąć się trzy razy w okolicy prawego ucha, by tuż po usłyszeniu dźwięku wiadomości przychodzącej ta została odczytana przez Asystenta Google. Można rzecz jasna też tak odbierać połączenia czy zmieniać utwory na playliście.
Nie spotkałem się, by kogoś dziwiły te gesty, ale jeśli nie chcecie iść w tak nowatorskie podejście, możecie w ustawieniach aplikacji ograniczyć obszar działania i pukać w same słuchawki. Może mieć to sens, jeśli macie zwyczaj jeść bez wyjmowania słuchawek. Co twardsze chrupnięcia mogą pauzować muzykę etc. AirPods Pro po prostu wypadały z uszu, gdy pracowała żuchwa, tutaj jest zabawniej :-). W ogólnym rozrachunku jednak funkcja działa dobrze i to sterowanie jest całkiem wygodne.
Aplikacja Headphones trąci myszką
Oprogramowanie do sterowania Sony LinkBuds jest nieco toporne, brakuje mu lekkości apek konkurencji — zarówno na poziomie struktury aplikacji, jak i jej warstwy wizualnej. Chyba najbardziej jednak dziwi pierwsza aktualizacja słuchawek, która wymaga naładowania do pełna słuchawek i telefonu... bo trwa ponad godzinę. Gdy redakcyjni koledzy straszyli mnie tym, myślałem, że to żart. Nie spotkałem się z aż tak długim czasem aktualizacji, a to wszystko pomimo najnowszego Bluetooth 5.2. Co ciekawe, kolejne aktualizacje, a miałem ich od kwietnia łącznie 4 czy 5, były już wyraźnie krótsze.
Z drugiej strony, trudno odmówić aplikacji kompletności. Dostajemy ogrom ustawień dotyczących jakości dźwięku, z trybem poprawy jakości utworów (DSEE), licznymi profilami equalizera, analizą kształtu ucha czy optymalizacją dźwięku 360 stopni. Jest pełna kontrola nad skrótami dla każdej słuchawek, szybki dostęp do Spotify, czy nawet szczegółowe statystyki czasu korzystania ze słuchawek, wraz z systemem odznak. Te ostatnie to trochę dla mnie przerost formy nad treścią — końcu to nie wyniki w aplikacji sportowej, tylko informacje gdzie i jak często słuchamy muzyki. Np. można dostać odznakę za słuchanie w szkole czy w pracy.
Pod Androidem podłączenie słuchawek wyświetli informację o stanie naładowania każdej ze słuchawek oraz etui. Na iPhone'ach funkcja ta jest niedostępna. Tradycyjnie też Apple robi pod górę konkurencji, nie przełączając domyślnie dźwięku połączeń na słuchawki czy rozłączając za jakiś czas słuchawki w aplikacjach do komunikacji dźwiękowej. To nie wada słuchawek Sony, to nieuczciwa polityka Apple'a. Gdy tylko przeskoczyłem podczas testów na Androida, wymienione problemy przestały występować.
Słuchawki mogą być podłączone do dwóch urządzeń w tym samym czasie, przy czym producent wymaga stosowania aplikacji Headphones Connect w wersji 9.2.7 lub nowszej i aktywacji tej funkcji w ustawieniach (zakładka System).
Łączności niedostatki
Słuchawki obsługują Bluetooth 5.2, więc w teorii nie powinno być problemów z łącznością. O ile jednak w przypadku AirPods Pro mogłem sobie swobodnie przemieszczać się pomiędzy pomieszczeniami, niezależnie od lokalizacji telefonu, tutaj przy trybie wysokiej jakości dźwięku ograniczyć trzeba się do jednego pomieszczenia i najlepiej nosić ze sobą telefon. Mało tego, na iPhonie 12 Pro słuchawki w tym trybie potrafiły sporadycznie gubić łączność, gdy wychodziłem z domu na spacer. To już słabo. Obie te bolączki w znacznej mierze ogranicza wyłączenie trybu podwyższonej jakości. Choć w przypadku rozmów telefonicznych, również w trybie podstawowym kuchnia okazywała się jakąś straszną klatką Faradaya, zniekształcającą głos.
Zostawienie telefonu na bieżni i oddalenie się od niej o kilkanaście metrów (po spryskiwacz ze środkiem do dezynfekcji) połączenia natomiast nie zrywało. Mowa w tym przypadku o siłowni, w której znajdują się dziesiątki osób ze słuchawkami Bluetooth, ale i nie ma litych przeszkód pomiędzy telefonem a słuchawkami.
Wnioski po ponad 400 godzinach słuchania są takie, że to słuchawki bardziej rekreacyjne, dla osób, którym wystarczy podstawowy, stratny kodek SBC. Z drugiej jednak strony...
Jakość dźwięku zaskakuje
Trudno odmówić Sony LinkBuds dobrego brzmienia. Wiadomo, że nigdy nie będzie to dźwięk porównywalny z pompą, jaką uderzają szczelne słuchawki dokanałowe. Brzmienie jest dosyć analityczne, szybkie, bez charakterystycznego dla Sony mruczącego basu. A przynajmniej takie było, póki nie czepiłem się korektora ;-). Nie spodziewałem się specjalnie szerokiej sceny, a i tutaj niespodzianka. I nawet nie chodzi o to, że jakoś negatywnie nastawiałem się do słuchawek. Niepojętym było dla mnie, jak taka konstrukcja może doścignąć tradycyjne rozwiązania. Tymczasem robi to lepiej niż dobrze.
Kodeki i jakość dźwięku
Słuchawki nie obsługują zaawansowanych kodeków audio. Dostajemy jedynie podstawowy dla Bluetootha kodek SBC oraz apple'owy AAC. Aż dziwne, że zabrakło tutaj jakiegoś kodeka HiRes Audio, choćby promowanego przez Sony LDAC-a. Dosyć jasno pozycjonuje to słuchawki jako sprzęt mniej audiofilski, a bardziej hmm... wyczynowy? Tidal nawet w jakości Master spotykał się jedynie z kodekiem SBC.
Dla miłośników mniej stratnego audio Sony ma jednak też od niedawna rekordowo lekkie LinkBuds S, w których LDAC jak najbardziej zagościł. Widać więc tutaj pewne specjalizacje w ofercie Sony — słuchawki z dziurką "do biegania", a bez dziurki pod czystszy dźwięk. Nasz test Sony LinkBuds S znajdziecie tutaj.
Czas pracy — jest dobrze
Czasy pracy słuchawek rzędu 1-2 godzin mamy szczęśliwie już za sobą. Sony obiecuje do 5,5 godziny pracy naładowanych do pełna słuchawek oraz dodatkowe do 12 godzin zgromadzone w etui ładującym. Co ważne, 10 minut ładowania daje dodatkowe 90 minut słuchania — można więc i "na raty" ratować się podczas dłuższej podróży.
Tak to wygląda w teorii, tymczasem w praktyce szereg funkcji ogranicza czas pracy, należą do nich:
- Equalizer
- DSEE
- Speak-to-Chat
- Funkcja uruchamiania asystenta głosowego za pomocą głosu
- Service Link
- Tryb jakości dźwięku podczas odtwarzania Bluetooth: priorytet jakości dźwięku.
No i co chyba najważniejsze, deklarowany czas pracy nie dotyczy maksymalnej głośności i rozmów. W przypadku rozmów deklarowane 5,5 godziny spada do 2,5 godziny. W praktyce, przy maksymalnej głośności i słuchaniu muzyki z aktywnym equalizerem oraz trybem jakości dźwięku, uzyskiwałem wyniki rzędu niespełna 4 godzin. W trybie mieszanym — trochę muzyki, trochę rozmów, wyniki ponad 3h pracy nie są problemem. Aktywny asystent głosowy nie skracał odczuwalnie czasu pracy (chyba najbardziej robił to tryb jakości dźwięku). Co warto dodać, asystent Google'a wyklucza działanie sprzętu na dowolnej ze słuchawek. W moim przypadku działała solo prawa słuchawka, działały obie, ale sama lewa była nieużywalna — niezależnie od tego, czy chciałem korzystać z asystenta, czy innych funkcji. Wyłączenie funkcji przywróciło autonomię lewej słuchawki.
Finalna ocena czasu pracy jest pozytywna. Nie są to wartości rekordowe, ale i też należy pamiętać, że rozmawiamy o maleństwach ważących 4,1 grama sztuka, o których obecności w naszych uszach szalenie łatwo jest zapomnieć.
W trybie czuwania słuchawki pracują do 11 godzin. Domyślnie jednak wyłączają się natychmiast po wyjęciu ich z uszu (co można zmienić w aplikacji).
Podsumowanie
W gruncie rzeczy większość wad LinkBuds, jakie mógłbym wskazać, to bardziej cecha produktu, niż obiektywna wada. Bo jak tu marudzić np. na to, że Sony LinkBuds zupełnie nadają się do samolotu? Trzeba się puknąć w głowę i spakować sprzęt z ANC, a nie z dziurką w środku. Producent mógł też pokusić się o zapewnienie obsługi LDAC, byłby to jednak kolejny punkt na liście funkcji, które tylko skracają czas pracy. No a audio "wysokiej rozdzielczości" nie jest ideą tych słuchawek. To słuchawki, które z założenia nie odcinają nas od świata i dźwięk z nich płynący ma mieszać się z tym, co dzieje się wokół nas. No jakby się uprzeć, to mógłbym oczekiwać bezprzewodowego ładowania, ale etui wtedy musiałoby być znacznie większe — też niedobrze.
Po wielu miesiącach korzystania i przeszło 400 godzinach odsłuchu jestem natomiast pewien wielu zalet. To jedne z najlepiej trzymających się ucha słuchawek, jakie powstały. Rower czy hulajnoga, nawet połączone z polnymi wertepami są im niegroźne. Niegroźny jestem też ja, komicznie poruszający się na bieżni. A przy tym to słuchawki, których praktycznie nie czuje się w uchu (i kieszeni, etui też jest mini). Jeśli w nich zaśnięcie, nie obudzi Was obolałe ucho czy jakiś stan zapalny.
Przeogromną zaletą jest też jakość dźwięku, jaki rejestrują mikrofony, wielokrotnie chwalona przez moich rozmówców z różnych zakątków świata. Krótko mówiąc, z Sony LinkBuds zżyłem się bardzo mocno, to one służą mi do telekonferencji, to w nich czuję się najpewniej na drodze, a o ile nie szukam audiofilskich uniesień, to właśnie one lądują na co dzień w moich uszach.
Ocena końcowa: 9/10
Wady:
- brak HiRes Audio,
- brak bezprzewodowego ładowania,
- tryb wysokiej jakości odczuwalnie ogranicza zasięg słuchawek i czas pracy,
Zalety:
- brak izolacji od dźwięków otoczenia docenią sportowcy, nawet ci amatorscy,
- ekstremalnie wygodnie leżą w uszach,
- bardzo dobra jakość dźwięku, pomimo nietypowej konstrukcji,
- rewelacyjne mikrofony,
- niska masa słuchawek i etui ładującego,
- innowacyjne sterowanie poprzez pukanie w policzek,
- zadowalający czas pracy.
W chwili publikacji recenzji cena słuchawek wynosiła 469 zł, aktualną sprawdzić możecie na Ceneo pod tym adresem, dostępny jest też grafitowy wariant kolorystyczny, o tutaj.