DAJ CYNK

Test projektora Philips PicoPix PPX4835

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Z lewej strony urządzenia znajdziemy niewielki włącznik. Nie ma on formy porowatego suwaka, więc przy pracy po ciemku jego odnalezienie nie zawsze jest łatwe. Suwak przydałby się przy okazji też do innego zadania - włączania trybu powerbanku. Teraz ten tryb uruchamia się przytrzymując włącznik przez 1 sekundę, a tryb projekcji przez 3 sekundy. Producent chwali się też trybem latarki, jednak z racji konieczności uruchamiania go poprzez wyświetlane na ścianie menu ustawień... przyjmijmy, że tego trybu nie ma.

Złącza

Z tyłu urządzenia znajdziemy złącze słuchawkowe typu Jack 3,5 mm, pełnowymiarowe wyjście USB (ładowanie urządzeń 5V/1A), złącze miniHDMI obsługujące standard MHL i niewielkie gniazdo ładowania. Zastosowana przez producenta ładowarka ma na wyjściu 19V/2,37A, więc terenowe doładowanie projektora jakie wchodzi w grę to co najwyżej takie za pośrednictwem przetwornicy samochodowej. O jakichś dodatkowych bankach energii można zapomnieć.

PicoPix PPX4835 nie obsługuje pamięci zewnętrznych. Nie podłączymy do niego pendrive'a z filmami czy zdjęciami, ani dysków przenośnych 2,5 cala. To dosyć bolesne ograniczenie, bo im mniej potrzebujemy dodatków do mobilnego odtwarzania treści, tym lepiej.

Tymczasem w przypadku nowego Philipsa konieczny jest komputer lub podpięty przewodowo telefon. Problem częściowo udało mi się zniwelować podłączając do projektora Chromecasta (złącze USB jak najbardziej nadało się do zasilania go). Każdy jednak, kto próbował kiedyś włączyć film na telewizorze różnymi bezprzewodowymi i przewodowymi metodami wie, że najpewniejszym i najbardziej bezstresowym rozwiązaniem jest pendrive. Mój stary PPX2480 jak najbardziej tenże obsługuje (filmy z napisami), a dodatkowo ma wejście na kartę SD.

Parametry obrazu

Do tej pory w przypadku pikoprojektorów miałem do czynienia z urządzeniami oferującymi jasność rzędu 80-100 lumenów. Ograniczało to ich użyteczność jedynie do kompletnie zaciemnionych pomieszczeń i projekcji nocnych. Można było na siłę zbliżyć się z projektorem do ściany i uzyskać czytelny obraz również za dnia, ale tutaj choćby najmniejszy telewizor okazywał się o niebo wygodniejszym rozwiązaniem.

Przeskok na 350 lumenów może nie sprawia, że nie trzeba używać zasłon, ale komfort projekcji za dnia wzrasta kolosalnie. Nie trzeba już z takim pietyzmem jak wcześniej pozbywać się choćby drobnych prześwitów zza rolet czy gasić wszystkich świateł. Można też pozwolić sobie za dnia na np. 2-metrowy obraz i tym samym wciąż uzasadniać korzystanie z projektora, a nie z telewizora.

Kolejnym "kopniakiem" okazała się rozdzielczość. Natywne 1280 x 720 pikseli to po pierwsze idealne proporcje do odtwarzania filmów, po drugie idealnie czytelna zawartość komputerowego pulpitu i wreszcie po trzecie - nabiera sensu podłączanie do projektora konsoli. Owszem, nie pogardziłbym FullHD, choć przy tym pułapie cenowym i tak skrajnej miniaturyzacji sprzętu, HD jest i tak niezłym wynikiem.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News