DAJ CYNK

Test telefonu Huawei P9

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Wobec modelu P9 miałem ogromne oczekiwania. Tutaj nie mogło być żadnej taryfy ulgowej. W końcu trzeci producent smartfonów na świecie musiał udowodnić, że jest w stanie zaprezentować urządzenie, które postawimy na równi z najsilniejszą konkurencją. Pierwsze benchmarki napawały optymizmem.

Flagowe smarfony Huawei z serii P towarzyszą mi już od 2013 roku i modelu Ascend P6. Pierwsze urządzenie miało masę wad, spowodowanych głównie przez ogromne problemy z przegrzewaniem się. P7 był już zdecydowanie lepszy, wydajniejszy, ładniejszy, ale z kolei strasznie niefortunnie wykonany z bardzo łatwo rysującego się szkła. Model P8 był jego idealnym rozwinięciem. Dużo lepiej, niemalże perfekcyjnie wykonany, wyraźnie wydajniejszy, z niespotykanym dotąd aparatem. W zasadzie miał wszystko, ale pomimo znikomych wad nie można było go stawiać na równi z ubiegłorocznymi flagowcami.
Wobec modelu P9 miałem ogromne oczekiwania. Tutaj nie mogło być żadnej taryfy ulgowej. W końcu trzeci producent smartfonów na świecie musiał udowodnić, że jest w stanie zaprezentować urządzenie, które postawimy na równi z najsilniejszą konkurencją. Pierwsze benchmarki napawały optymizmem. Potem pojawiły się informacje o podwójnym aparacie stworzonym we współpracy z Leicą. Po pierwszych testach okazało się, że to jedne z najlepszych aparatów jakie trafiły do smartfonów. W końcu Huawei P9 trafił w moje ręce i... zobaczcie sami czy sprostał oczekiwaniom.

Nowy sprzęt w starym opakowaniu

Huawei postanowił zrezygnować z eleganckiego, plastikowego pudełka znanego z modelu P8 i postawił na białą tekturę, taką samą w jaką pakowany był Ascend P7. Pudełko jest eleganckie, wręcz dostojne, ale do czasu. Niemiłosiernie szybko zbiera kurz i robi się brudne. To zdecydowanie nie było dobre posunięcie, no ale ważniejsze jest wnętrze. W środku, obok smartfonu, znajdziemy białe akcesoria - jednoczęściowy zestaw słuchawkowy z pilotem, kabel USB i ładowarkę przystosowaną do standardu szybkiego ładowania. Oprócz tego dostajemy zestaw instrukcji i kluczyk do otwierania gniazda kart. Zestaw należy uznać za kompletny.



Obudowa jak dzieło sztuki

Pierwsze zdjęcia, które pojawiły się po premierze P9 nie spowodowały u mnie "opadu szczęki". Dziwnie zaokrąglone krawędzie, paskudnie odseparowana od reszty część aparatu, dziura z czytnikiem linii papilarnych... P8 był ładniejszy - pomyślałem. Wszystko to zmieniło się po wzięciu smartfonu do ręki i ostatecznie opad szczeki był. Nie tylko u mnie. Nie spotkałem osoby, która nie byłaby zachwycona wyglądem P9. Dziwnie zaokrąglone krawędzie okazały się idealnie dopieszczone i na swój sposób wyróżniają się na tle innych modeli, część aparatu nie odstrasza, lecz przyciąga uwagę wyglądając naprawdę ciekawie, tylko czytnik linii papilarnych... ot dziura jak dziura. Zdecydowanie można by ten element lepiej wkomponować w obudowę.

Do samej konstrukcji za moment wrócimy, zobaczmy najpierw rozmieszczenie elementów. Z przodu obudowy mamy oczywiście wyświetlacz, pokryty szkłem 2.5D Gorilla Glass 4, delikatnie zaokrąglonym na krawędziach obudowy. Pod ekranem połyskuje napis Huawei, z kolei u góry umieszczony został przedni aparat, głośnik rozmów oraz czujnik zbliżeniowy i oświetlenia. W głośniku schowana została dioda powiadomień, która w bardzo efektowny podświetla chroniącą go siatkę. Na prawym boku umieszczono przyciski regulacji głośności i pokryty nieregularną fakturą przycisk blokady ekranu, z kolei na prawy bok trafiła szuflada kart(y) SIM i karty pamięci, zamiast której możemy włożyć drugą kartę SIM. Na górnej krawędzi znajdziemy wyłącznie otwór mikrofonu, a na dolnej gniazdo Jack 3,5 mm, drugi otwór mikrofonu, port USB typu C oraz głośnik zewnętrzny. Z tyłu obudowy, obok wspomnianego wcześniej aparatu (z dwoma obiektywami) i czytnika linii papilarnych, widnieje logo producenta, informacje o aparacie oraz dwie, dwukolorowe diody lampy błyskowej.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News