DAJ CYNK

Test telefonu Nokia Lumia 1020 - cz. 1

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Test telefonu Nokia Lumia 1020 wraz z porównaniem aparatów fotograficznych urządzeń: Samsung Galaxy S4 Zoom, Sony Xperia Z1 i doczepianego do smartfonów "obiektywu" Sony QX10.

Przejdź do drugiej części artykułu
(możliwość komentowania dostępna jest w drugiej części artykułu)

Nokia w końcu postanowiła wykonać ruch, którego wszyscy spodziewali się od dnia premiery Nokii 808 PureView - umieściła swoje magiczne 41 Mpix w smartfonie z Windows Phone. To, co kiedyś zrzuciło analityków ze stołków, dziś wydaje się naturalnym rozwojem rzeczy. Miliony megapikseli w smartfonie o martwym systemie operacyjnym były szokującą ciekawostką i nikogo do Symbiana raczej nie przekonały. Ale dołożone 41 Mpix do Windows Phone? To może się udać.

Jako, że Lumia 1020 ma przede wszystkim fotograficzne aspiracje, postanowiłem porównać jej możliwości do Xperii Z1, Samsunga Galaxy S4 zoom i nowinki na rynku smartfonów jaką jest doczepiany "bezkorpusowiec" Sony DSC QX10. Nie zabrakło rzecz jasna też bardziej standardowego przeglądu funkcji telefonu i zmian, które przynosi Windows Phone 8 w wersji Amber.

Przekonajmy się czy magia PureView nadal działa, a telefonem z matrycą liczącą więcej megapikseli niż te w większości profesjonalnych aparatów fotograficznych da się zrobić dobre zdjęcia.

Zestaw

Nokia zadbała by testerzy byli dopieszczeni pod względem liczby akcesoriów. Oprócz sprzedażowego zestawu z telefonem, otrzymałem również poduszkę do ładowania indukcyjnego, "plecki" doczepiane do smartfonu umożliwiające to ładowanie, a do tego nakładkę PD-95G rozbudowującą obudowę nowej Lumii o grip, większy spust aparatu, mocowanie statywu i dodatkowy akumulator o pojemności 1020 mAh (według Nokii wydłuża ona maksymalny czas nagrywania o 55 minut). Za wszystkie te akcesoria klienci muszą dopłacić łącznie prawie 600 zł do i tak niemałej ceny telefonu, która na koniec 2013 roku wynosiła 2599 zł.

Z samym telefonem otrzymujemy kluczyk do wyciągania karty SIM, ładowarkę 1,5 A, przewód microUSB - USB oraz słuchawki dokanałowe z mikrofonem. Zestaw niezbyt widowiskowy jak na tę cenę.



Obudowa

Nokia Lumia 1020 jest smartfonem niewielkim w stosunku do dominujących na rynku highend 5-calowych smartfonów z Androidem. Jak na 4,5-calowy wyświetlacz, flagowiec Nokii jest stosunkowo ciężki, jednak zejście ze 185 gramów w Lumii 920 do 158 gramów w Lumii 1020 i tak robi wrażenie. Nie da się ukryć, że producent nieco zyskał usuwając panel do ładowania indukcyjnego, jednak duża obudowa aparatu też ma swoją masę. Nie licząc wybrzuszenia aparatu fotograficznego, Lumia 1020 jest odczuwalnie smuklejsza od poprzedniczki (licząc razem z aparatem już tylko o 0,3 mm). Trochę szkoda, że metalowe przyciski na prawym boku obudowy producent postanowił zamienić na plastikowe (głośność, blokada telefonu i spust aparatu), podoba mi się natomiast ukrycie głośnika telefonu i mikrofonu pod dużą, wspólną maskownicą na dole obudowy oraz dołożenie zaczepu na smycz, do którego warto doczepić pasek na nadgarstek ułatwiający stabilne wykonywanie zdjęć (jest w zestawie z nakładką PD-95G). Kartę microSIM wsuwamy na górze obudowy, umieszczając ją najpierw w szufladce. Obok niej producent umieścił gniazdo słuchawkowe typu JACK 3,5 mm i dodatkowy mikrofon, bok lewy jest pozostał gładki. Z tyłu urządzenia znajdziemy oko aparatu fotograficznego z potężną matrycą 41 Mpix, diodą autofocusa i ksenonową lampą. To chyba najsłabszy punkt programu pod względem designu, bo z matowego poliwęglanu wystaje paskudny okrągły placek. Na tak wielki gabarytowo moduł aparatu w smukłej obudowie najzwyczajniej zabrakło miejsca.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News