DAJ CYNK

Test telefonu Orange Reyo

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Zupełnie inaczej umieszczony został przycisk włączania/blokady ekranu, który zamiast na prawy bok trafił na górną krawędź obudowy. W połączeniu z wymiarami telefonu, o których za chwilę, jest to zupełnym przeciwieństwem jakiejkolwiek ergonomii. Na górnej krawędzi znajdziemy również gniazdo Jack 3,5 mm. Na prawym boku umieszczone zostało gniazdo microUSB, a na dolnej krawędzi znajdziemy otwór mikrofonu oraz szczelinę do otwarcia tylnej klapki. Z tyłu natomiast znajduje się dziwnie znajomo ukształtowany, okrągły i delikatnie wystający obiektyw aparatu, dioda LED oraz otwór dodatkowego mikrofonu. Wszystko u góry. U dołu natomiast znajdziemy pięknie pomarańczowe logo Orange wraz z nazwą telefonu Reyo oraz głośnik zewnętrzny, wyposażony w bardzo użyteczną wypukłość, która chroni go przez tłumieniem wydawanych dźwięków.

Pisząc nie tak dawno test Huaweia P6 wspominałem, że telefon w wielu miejscach nawiązuje do modeli innych producentów. Pomimo tego, że nie wygląda identycznie, to wywołuje bardzo proste i szybkie skojarzenia. W przypadku Reyo jest bardzo podobnie. Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak Samsung, to jednak wprawione oko szybko dostrzeże różnice rozmieszczenia elementów oraz ogólnie odmienne proporcje obudowy. A ta jest zwyczajnie wielka - jej wymiary to 143 x 72 x 9,1 mm. Dla porównania Galaxy Note 3 jest o około 8 mm dłuższy i szerszy, cieńszy o prawie milimetr, a ma ekran o znacznie większej przekątnej (5,7 cala). Muszę przyznać, że przez pierwsze dni miałem problem z ogarnięciem ogromu konstrukcji, ale było to jak zwykle kwestią przyzwyczajenia. Z wyjątkiem przycisku blokady ekranu. Przy tych wymiarach przeniesienie go na prawy bok obudowy byłoby idealnym posunięciem. Do tego należy dołożyć sporą masę 160 gramów. Połączenie jej z wymiarami całej konstrukcji powoduje, że obsługa telefonu jedną ręką jest niezwykle trudna.

Przyzwyczaić się za to nie mogłem do samego wykonania obudowy. Telefon jest plastikowy, z powierzchnią ekranu włącznie. O ile jeszcze boki i korpus dają radę, są zwarte i solidne, tak już przód i tył, delikatnie mówiąc, szału nie robią. Pokryty plastikiem ekran wykazuje tendencje do zarysowań. Na szczęście jego powierzchnia jest gruba i nie ugina się pod naciskiem. Natomiast tylna klapka wręcz woła o pomstę do nieba żyjąc własnym życiem. Dosłownie, ponieważ porusza się we wszystkich możliwych kierunkach, wydając przy tym całą masę przeróżnych trzasków i skrzypień. Mocno rzuca się to w oczy, od razu po wzięciu telefonu do ręki.

Wyświetlacz

Duży ekran jest główną rzeczą, która przyciąga do siebie potencjalnych nabywców Reyo. Przekątna wynosząca 5 cali robi wrażenie, które pryska w momencie podświetlenia wyświetlacza. Rozdzielczość 480 x 854 pikseli wygląda bardzo źle, a zagęszczenie pikseli wynoszące 196 pikseli na cal budzi politowanie. Pojedyncze piksele są mocno widoczne, nawet w przypadku interfejsu, który teoretycznie powinien być dopasowany do ekranu. Strony internetowe prezentują się jeszcze gorzej, szczególnie te w widoku mobilnym. Pikseloza jest ogromna. Ma to jedną zaletę, wszystko jest duże. Jest to bardzo dobre rozwiązanie dla osób ze słabszym wzrokiem, natomiast te z lepszym powinny ekranu Reyo unikać, żeby go nie pogorszyć. I nie jest to wcale złośliwość. Rozmiar wyświetlanych elementów, szczególnie w połączeniu z możliwością powiększenia czcionki czyni z Reyo idealną propozycję dla osób ze słabszym wzrokiem.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News