Test Tronsmart Element T6 Max - 60W za 400 zł
Tronsmart Element T6 Max to głośnik, który doprowadza konkurentów do czerwoności. Metalowa obudowa, 60W i cena zaledwie 400 zł? Powinni tego zabronić!

Każda osoba, która miała podczas testów styczność z głośnikiem Tronsmart Element T6 Max sądziła, że to sprzęt za ponad tysiąc złotych. Odruchowo pojawiały się też porównania do znacznie droższych rywali, tymczasem firma wyceniła ten głośnik na 99,99 dolarów, czyli zaledwie około 400 zł. Geekbuying, od którego otrzymaliśmy testowy egzemplarz, dodatkowo daje 5 dolarów rabatu dla Czytelników TELEPOLIS.PL - wystarczy pod tym linkiem użyć kodu GKBTS13. Dla jasności, nie mamy prowizji z Waszych zakupów, ani też recenzja - jak to u nas - nie jest sponsorowana. Kupon to tylko bonus dla Was.
A wracając do recenzji, zacząłem błyskawicznie zastanawiać się skąd u licha tak niska cena. No i taki mały spoiler, wygląda na to, że to konkurencja srogo zawyża ceny swojego sprzętu. Rozważając zakup musisz mieć jednak świadomość ekstremalnie wręcz basowej natury produktu, o czym bardziej szczegółowo piszę w dalszej części testu. Zapraszam do lektury!



Specyfikacja i zestaw sprzedażowy
Producent zadbał o możliwie jak najmniejsze, a przy tym bezpieczne w transporcie opakowanie. Znalazłem w nim oprócz samego głośnika przewód USB-C, etui podróżne i przewód JACK-JACK 3,5 mm. Nie ma ładowarki, jednak z powodzeniem wystarczy nam ładowarka od telefonu.
Specyfikacja Tronsmart Element T6 Max
- Wymiary: 140 x 140 x 193 mm,
- Masa: 1,982 kg
- Maksymalna moc wyjściowa: 60 W,
- S/N: -65dB
- Zakres częstotliwości: 40 Hz - 20 kHz,
- Akumulator: 12000 mAh, 20h odtwarzania przy 50% głośności,
- Ładowanie: 5V/3A, 24V/0,65A (brak zasilacza w zestawie), ok. 6h,
- Łączność: Bluetooth 5.0, JACK 3,5 mm, USB-C.
- Obudowa: aluminium, uszczelnienia, certyfikat IPX5 (odporność na zachlapanie)
2 kilogramy muzyki
Tronsmart Element T6 Max to kawał sprzętu. Z jednej strony jest niewielki, z drugiej zaś ciężki, metalowy i naprawdę solidnie wykonany. Design łączy wszystko co najlepsze na rynku i bez cienia wątpliwości na T6 Maksa patrzy się z przyjemnością. Do tego stopnia przyjemnie, że używam go czasem w charakterze rekwizytu przy zdjęciach telefonów. Właściwie jedynym zarzutem z mojej strony jest wielgaśne logo marki, przerywające dostojny minimalizm. Z racji swojej masy i dosyć jednak dużej średnicy, głośnik nie jest wygodny do przenoszenia w jednej ręce. To z zdecydowanie sprzęt z segmentu bardziej domowego, niż w pełni mobilnego. Taki trochę mebel, który radzi sobie zarówno z prądem, jak i bez prądu. Choć jak nie będzie nam już szkoda urokliwej obudowy, to pewnie po czasie wpakujemy go w worek pełniący rolę etui i zabierzemy na wakacyjne imprezowanie poza domem.
Na górze urządzenia znajdziemy błyszczący panel z podświetlanymi, dotykowymi przyciskami sterowania. Wygląda to może ładnie, ale praktyczne nie jest. Co chwila rozłączałem Bluetooth próbując przesunąć czy chwycić głośnik. O wiele bardziej wolę ogumowane przyciski u konkurencji czy matowy plastik w Sonosach - ale wróć, rozmawiamy o sprzęcie za 400 zł. OK, nie mam uwag.
Znajdziemy tutaj regulację głośności (dłużej przytrzymane przyciski zmieniają utwór), przycisk parowania z Bluetoothem, który dłużej przytrzymany włącza tryb łączenia ze sobą 2 głośników. Jest pole parowania przez NFC, jest przycisk mikrofonu (przyciśnięcie przez 3 s wywołuje asystenta z telefonu, a jednokrotne odbierze połączenie), mamy też wreszcie przycisk centralny - do włączania/pauzowania muzyki, a przyciśnięty przez 2 sekundy zmienia tryb pracy equalizera.
Z tyłu na dole budowy znajdziemy dużą, gumową zaślepkę osłaniającą złącze JACK 3,5 mm, wejście opcjonalnego zasilacza i złącze USB-C, którym też możecie naładować sprzęt. Nie wiem po co dwie ścieżki ładowania, ale w sumie lepiej mieć ich więcej niż mniej. Początkowo narzekałem, że zaślepkę trzeba ściągać by dostać się do przycisku zasilania. Później spostrzegłem, że zaślepka może tenże wciskać bez ściągania jej - punkt dla Tronsmarta.
Łączność i zasilanie
Tronsmart T6 Max może być sparowany z telefonem czy innym urządzeniem obsługujących technologię Bluetooth. Obsługiwany standard to 5.0, ale bez wysokiej jakości kodeków takich jak apt-X, apt-X czy LDAC. Możemy natomiast w razie potrzeby posiłkować się wejściem aux. Parowanie z telefonem można przyspieszyć za pośrednictwem technologii NFC - wystarczy nacisnąć przycisk Bluetooth, a potem przyłożyć telefon do góry urządzenia i gotowe.
Sprzęt podczas testów potrafił wyłączać się zupełnie już po kilkunastu minutach nieużywania. Podłączony do projektora wymagał każdorazowo wstawania i szukania włącznika z tyłu obudowy, gdy na chwilę przerwałem oglądanie treści z dźwiękiem. Problemu tego nie mam z używanym na co dzień JBL Extreme - ale to już inna półka cenowa. Sam zasięg Bluetootha jest bardzo dobry - mogłem swobodnie przemieszczać się po całym mieszkaniu z telefonem w kieszeni, bez utraty łączności choćby przez sekundę. Nie będzie trzeba zostawiać telefonu przy grillu podczas spacerku do lodówki w domku letniskowym.
Ładowanie głośnika trwa długo - 5-6h, ale i bardzo długo głośnik gra z zasilania bateryjnego. Do wnętrza obudowy trafiło aż 6 akumulatorków 18650 o pojemności 2000 mAh każdy - daje to imponujące 12000 mAh i aż 20 godzin odtwarzania muzyki na głośności ustawionej na 50%. Z powodzeniem wytrzyma więc domówkę bez prądu i to taką do samego rana. Prędzej padnie Wam telefon niż głośnik. Do pełni szczęścia brakuje jakiegoś oznaczenia naładowania baterii. Na obudowie go nie znajdziecie, ale nowe telefony potrafią już pokazać stan naładowania na pasku na górze ekranu. Dziwi też nieco brak zasilacza w zestawie, ale z racji postawienia na złącze USB-C, z łatwością naładujecie głośnik ładowarką do telefonu.
Tradycyjnie już producenci lubią chwalić się funkcjami niby smart. Zawsze to ładniej wygląda znaczek Siri czy Asystenta Google'a w materiałach promocyjnych - pamiętajcie jednak, że głośnik robi tutaj jedynie za słuchawki Bluetooth i potrzebuje połączenia z telefonem. Na tej samej zasadzie możliwe jest prowadzenie rozmów, a właściwie byłoby możliwe gdyby nie bardzo słabo zbierający dźwięk mikrofon. Trzeba stać naprawdę blisko od głośnika, by dało się rozmawiać.
Brzmienie bardziej na grilla niż do salonu
Z bólem serca muszę stwierdzić, że T6 Max zdecydowanie lepiej wygląda niż gra. No chyba, że podstawą Twojej egzystencji jest bas. Tego ostatniego jest naprawdę mnóstwo, a na powierzchniach, na których stawiałem głośnik zaczynały tańczyć od niego drobne przedmioty. Wymaksowany T6 Max po odpaleniu obfitej w basy muzyki też sobie zaczynał zabawnie podskakiwać. Te 60W to za dużo na taką kruszynę (pomimo 2 kg), szczególnie że producent tutaj skupił się niemal wyłącznie na basie. Nie jestem jakimś muzycznym snobem, ale tego basu jest naprawdę chamsko wręcz dużo. I tak jak napisałem w nagłówku, na grilla w sam raz, ale do spokojnego pogadania ze znajomymi przy muzyce w domu - no już nie bardzo. Nie jest to też bas szczególnie głęboki, bardziej mamy wrażenie, że do małych głośników ktoś podłączył za duży, subwoofer i dodatkowo umieścił go w szafie. No dudni to trochę. Trzeba jednak oddać rację Tronsmartfowi, że przynajmniej nie charczy czy jak to się mawiało wśród moich kumpli z podstawówki - nie pierdzi basem. Głośnik można wręcz zajeżdżać basowymi testami, a jeśli pojawią się niepokojące odgłosy to prędzej spadającego ze stołu kubka niż produkowane przez samo urządzenie.
Ponad basową membraną znalazło się miejsce dla korony 4 głośników wysokotonowych. Tak jest, głośnik działa dookolnie - stawiając go w centrum pomieszczenia wszyscy dostaną muzycznego kopa po równo. Niestety w takim ustawieniu giną wyraźnie tony średnie, bas ogłusza wszystko i gdzieś tam tylko, biegnąc przez basową mgłę wyłaniają się tony najwyższe. Lektor w filmie ryczy nisko, a damskie wokale są wyraźnie stłamszone. Producent przygotował trzy profile equalizera: zrównoważony, który u mnie przeważał, mocny bas (o zgrozo) - jakby komuś nadal brakowało kopa i 3D.
Tryb 3D nieco wzmacnia tony wysokie, a w trybie mocny bas tony wysokie zanikają jeszcze bardziej. Dźwięk jest ciepły, mocno przyduszony, a scena wąska i mało szczegółowa. Możemy sparować ze sobą dwa takie głośniki uzyskując stereo, ale raczej nie będzie to dobry pomysł. Za wiele już razy walczyłem z takimi konfiguracjami, a włączanie każdego głośnika z osobna i zastanawianie się czy się poprawnie sparuje to udręka - musimy przez 3 sekundy dodatkowo przytrzymać przycisk Bluetooth dla przejścia w tryb TWS. Bardziej to ciekawostka niż użyteczne rozwiązanie - do takich zadań bardziej nadają się głośniki z Wi-Fi.
Do jakiej muzyki nada się Tronsmart T6 Max?
Muzyka filmowa męczy na T6 Max niezależnie od trybu - fajnie, że jest bardziej kinowy bas, szkoda, że nie ma reszty. Muzyka klasyczna? Tylko jeśli lubisz czuć w klatce piersiowej zmiany ciśnienia spowodowane niskimi tonami. Metal wychodzi natomiast całkiem zacnie, choć gitarom brakuje nieco w górnych rejestrach, to chyba tutaj 2 kilogramy Tronsmarta dają najlepsze efekty. Jest mocne kopnięcie, są oburzeni sąsiedzi i (prawie) wszyscy są zadowoleni. Elektronika taka jak Prodigy znośnie, Daft Punk natomiast potrzebuje większej równowagi brzmienia niż ta oferowana przez T6 Max. Opera? Bocelli był w stanie przebić się przez bas, ale to Bocelli. Gdy dołączyła Sarah Brightman, Tronsmart sprawił swoim basem, że przeszła terapię hormonalną pod kątem zmiany płci. Możecie natomiast liczyć na dopieszczony hip-hop z pociągłym basem na parterze i niezłymi kickami. Jakby Eminem szukał marki do brandowania, to z Tronsmartem myślę, że powinien się dogadać.
Absolutnie zaś dogada się T6 Max z muzyką pop. Wszelkie Dua Lipy, Drake'i, The Weeknd i wszystko inne podsuwane przez Tidal Billboard Hot 100 sprawiało, że chciało się wstać i zacząć tańczyć. Mnie tam bas w tańcu nie przeszkadza i raczej osamotniony w tym nie jestem. Tutaj uwaga, nagrodzona już chyba wszystkim Billie Eilish potrafiła jako jedyna wywołać w głośniku drobne trzaski. Ona już tak ma.
Wniosek płynie z tego jeden - T6 Max to głośnik imprezowy, bardziej do piwa i potańczenia niż do wsłuchiwania się w co bardziej wyrafinowane melizmaty. Czy to źle? W sytuacjach imprezowych często brakowało mi basu w głośnikach przenośnych i trzeba było coś tam kombinować z equalizerem. Takiego kopa jak z Tronsmarta uzyskać jednak się nie dało i w droższych konstrukcjach. Tutaj bas dostajesz z założenia, gorzej, że dosyć trudno jest uzyskać bardziej zrównoważone brzmienie.
Podsumowanie
Przez cały czas trwania testów chciałem odruchowo Tronsmarta T6 Max porównywać do znacznie droższych konkurentów w cenie tysiąca czy blisko dwóch tysięcy złotych. To niewątpliwa zasługa designu, którego mogą pozazdrościć Tronsmartowi najwięksi gracze rynku przenośnych głośników. T6 Max prezentuje się obłędnie, a na dodatek nic tu nie udaje metalu, nic nie skrzypi, no górnopółkowa perfekcja. A to wszystko za zaledwie 400 zł - piękne mamy czasy, bo nie znając ceny i marki, raczej bym odstawił ten głośnik na sklepową półkę z myślą "pewnie drogi".
Chociaż głośnik jest relatywnie mały, waży aż 2 kg i oferuje aż 60 W mocy(!). Duża masa to efekt z jednej strony metalowej obudowy, a z drugiej akumulatorów o pojemności aż 12000 mAh. Naprawdę czuć w rękach, że to sprzęt wysokiej jakości, a 20h pracy na pojedynczym ładowaniu zaspokoi potrzeby nawet najbardziej wymagających.
W brzmieniu ekstremalnie wręcz dominuje bas i nie da się ukryć, że nie jest to sprzęt dla każdego. Jeśli szukasz elastyczności i analitycznego brzmienia, źle trafiłeś. Jeśli zaś chcesz zrobić niewielkim urządzeniem domową dyskotekę w rytmach popu i hip-hopu czy pomęczyć sąsiadów metalem - dogadasz się z T6 Max. Małym urządzeniom z reguły brakuje charyzmatycznego basu, a głośnik Tronsmarta jest jednym z nielicznym wyjątków.
Chociaż zawsze sądziłem, że jestem basolubem, basu w T6 Max było dla mnie aż za dużo. Jeśli jednak jesteś rozrywkową bestią, domowym wodzirejem i weekendowym królem dyskotek, mogę Ci szczerze polecić ten model. Lepszego basu za te pieniądze nie dostaniesz. Testowałem jakiś czas temu o stówkę droższego Sharpa GX-BT480, również z zadymionym, basowym brzmieniem i powiem krótko - do pięt nie sięgał T6 Max. Moja ocena końcowa to 8/10.
Wady:
- bas zupełnie zdominował brzmienie,
- brak apt-X,
- duża masa ogranicza mobilność.
Zalety:
- CENA!
- bardzo duża moc zamknięta we wręcz nieproporcjonalnie małym urządzeniu,
- bardzo długi czas pracy na baterii i złącze USB-C,
- topowej jakości wykonanie i metalowa konstrukcja,
- potężny bas, nieosiągalny u konkurentów,
- NFC i na upartego możliwość sparowania 2 głośników ze sobą.