Chiny grożą Japonii. Chodzi o produkcję półprzewodników
Japończycy mają spory problem, bowiem naciskają na nich dwa mocarstwa. USA oraz Chiny żądają zupełnie czego innego, a jedna ze stron posuwa się do gróźb.

Najnowsze informacje zdradzają, że wysocy rangą chińscy urzędnicy wielokrotnie w ostatnim czasie "ostrzegali" Japonię. Chiny nie chcą by Japończycy szli śladami Stanów Zjednoczonych w kwestii sankcji nakładanych na sprzedaż i serwisowanie zaawansowanego sprzętu używanego do produkcji półprzewodników.
Japonia znajduje się między młotem a kowadłem
Jeśli tak się stanie, Chiny są gotowe na "poważne reperkusje ekonomiczne". Istnieją obawy, że najgorsze skutki chińskiego odwetu dotknęłyby branżę motoryzacyjną w Japonii. Byłby to bolesny cios, bowiem Toyota jest jednym z największych pracodawców w Kraju Kwitnącej Wiśni.



Japonia to gęsto zaludnione, ale ubogie w zasoby naturalne państwo. Tym samym wiele surowców jest importowana, a najbliższym i najbardziej oczywistym źródłem są Chiny. To właśnie z tego powodu japońscy politycy muszą bardzo ostrożnie balansować pomiędzy "Smokiem" a "Bielikiem".
Pewnym pocieszeniem dla Japończyków może być fakt, że ich przemysł półprzewodników nie jest już tak znaczący jak kiedyś. Znaczenie ma tylko jedna firma - Tokyo Electron (TEL). W lipcu zaprezentowała ona system Acrevia, urządzenie wykorzystujące wiązkę gazowych klastrów (GCB) przeznaczonych do ulepszania wzorów tworzonych przez maszyny EUV. Większym ciosem dla Chin jest odcięcie od narzędzi od holenderskiego ASML.
Rząd USA, Japonii oraz TEL nie skomentowały do tej pory raportu Bloomberga. Natomiast chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych stanowczo sprzeciwiło się sankcjom, określając je jako niesprawiedliwe. Trudno się temu dziwić, gdy największy chiński producent - SMIC - do 2026 roku ma nadal korzystać z leciwej litografii 7 nm.