DAJ CYNK

Jak się zaczęła "znajomość" Streżyńskiej i Piotrowskiej-Oliwy

WitekT

Wydarzenia

W miesięczniku Forbes ukazał się bardzo ciekawy wywiad z Anną Streżyńską, prezesem UKE. Opowiada w nim o swoich pierwszych potyczkach z Grażyną Piotrowską-Oliwą oraz o tym, dlaczego z taką determinacją podejmuje "nieprzyjemne" dla Telekomunikacji Polskiej i operatorów komórkowych decyzje.

W miesięczniku Forbes ukazał się bardzo ciekawy wywiad z Anną Streżyńską, prezesem UKE. Opowiada w nim o swoich pierwszych potyczkach z Grażyną Piotrowską-Oliwą oraz o tym, dlaczego z taką determinacją podejmuje "nieprzyjemne" dla Telekomunikacji Polskiej i operatorów komórkowych decyzje.

Grażyna Piotrowska-Oliwa była głównym graczem w procesie prywatyzacji TP po stronie Ministerstwa Skarbu Państwa (chyba naczelnikiem w departamencie prywatyzacyjnym...), a ja doradcą i dyrektorem departamentu w Ministerstwie Łączności, które się sprzeciwiało sposobowi prywatyzacji TP - powiedziała w wywiadzie dla miesięcznika Forbes Anna Streżyńska, prezes UKE.

Byłyśmy i już od tamtego czasu jesteśmy stale po dwóch stronach barykady. To jej autorstwa była umowa regulacyjna, dodatkowa część do umowy prywatyzacyjnej TP, oddająca nabywcy nie tylko przedsiębiorstwo, ale i cały rynek, ja byłam głównym wrogiem tego pomysłu. Wtedy się poznałyśmy i doszło do pierwszego starcia. Wtedy przegrałam. To była bolesna przegrana nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich klientów TP, chociaż oni mieli się o tym dopiero przekonać. Nie, (nie mam zadry czy pretensji) ani do TP, ani do pani dyrektor Piotrowskiej. Mam zadrę, ale odpowiedzialnością obarczam ówczesne kierownictwo Ministerstwa Skarbu, które miało taki pomysł na prywatyzację. Pani dyrektor Oliwa po prostu wykonywała polecenia. Robiła to bardzo sprawnie, ale ta prywatyzacja była robiona bez sumienia propaństwowego, z myślą jedynie o zawarciu korzystnego finansowego kontraktu. Poczucie, że źle się wtedy stało, tkwi we mnie do dzisiaj, ale ma raczej wymiar obywatelski niż osobisty - powiedziała Streżyńska.

W dalszej części wywiadu Streżyńska powiedziała, że ma wiele zastrzeżeń do France Telecom jako inwestora TP, choć - jak dodaje - może nie wiedzieć wszystkiego. Nie podobają się jej jednak zaniechania inwestycyjne firmy. Umowa regulacyjna, która wtedy zawarto, przyzwyczaiła inwestora do tego, że to on decyduje jak jest rynek regulowany, więc po co się starać, skoro i tak nie będzie konkurencji. TP może i powinna być liderem - dodała Streżyńska.

Na zarzuty o to, że prezes UKE ma na celu nie ochronę konsumentów, a dopiekanie TP kosztem alternatywnych, Streżyńska odpowiedziała, że w istocie rzeczy pomaga się konsumentom nie tylko w codziennych sporach, ale również długofalowo, tworząc warunki konkurencyjne - czyli właśnie wspierając małych operatorów, stwarzając im warunki powstawania i prowadzenia biznesu na różnych infrastrukturach i technologiach. Na tym to polega, żeby konsument miał wybór, a my dodatkowo mamy mu pomóc. Po pierwsze, żeby nie został oszukany, a jak zostanie, to żeby mu pomóc z tego wyjść - dodaje Streżyńska.

Mali operatorzy stacjonarni sieci dostępowych (czyli ci, którzy też inwestowali w infrastrukturę) są dla Streżyńskiej bardzo ważni, bo - jej zdaniem - zostali w jakiś sposób przez państwo oszukani. Państwo skłoniło ich do realizacji inwestycji w infrastrukturę dostępową, za ogromne pieniądze w latach 90. wydano im koncesje, a potem nagle - nie zwracając im tych pieniędzy - otwarto rynek i wpuszczono konkurencję. TP nie płaciła opłat koncesyjnych w milionach euro, a oni płacili, dodatkowo ograniczono im zakres uprawnień do działalności telekomunikacyjnej na wiele lat. I teraz się borykają z podstawowymi kłopotami z utrzymaniem bytu (w tym utrzymaniem przyłączonych do sieci i bardzo często nieopłacalnych abonentów), więc z prośbą o pomoc przychodzą do UKE jako ostatni. Razem ze średniakami jak Dialog czy Netia wybudowali ponad milion przyłączeń dostępowych, w większości na wsi. Jednocześnie nie mieli żadnego wsparcia ze strony regulatora.

Niektórzy uważają, że wspieramy operatorów wirtualnych w związku z decyzją WLR na rzecz Tele2, które nie jest operatorem dostępowym. Tele2 było pierwszym operatorem, który złożył wniosek o WLR, a ja nie mogę zignorować wniosku, który mój poprzednik załatwiał przez 20 miesięcy i decyzji nie wydał, choć miał na to zgodnie z prawem trzy miesiące. Mój poprzednik powinien, jak sądzę, zostać z tego rozliczony przez odpowiednie organy. Nie tylko za to. Wcześniej był taki jaskrawy przypadek, gdy ustawa telekomunikacyjna z 2004 roku mówiła, że w ciągu trzech miesięcy od jej wejścia w życie TP ma przedstawić wszystkie oferty ramowe skierowane do konkurentów prezesowi UKE. Mój poprzednik przedłużył pismem do TP ten termin do dwóch lat. Takich zaniedbań, zaniechań, ewidentnych naruszeń prawa jest naprawdę mnóstwo. Czy to, co dzieje się teraz, można uznać za stronnicze wspieranie małych czy wirtualnych operatorów? Teraz jest po prostu wykonywanie ustawy, która od 2001 roku kreuje takie same obowiązki dla regulatora co do promowania konkurencji, tylko że one nie były wykonywane. A Telekomunikacja Polska w ogóle nie podjęła dyskusji z konkurentem, bo była przyzwyczajona przez poprzednie lata, że to ona decyduje o momencie i tempie deregulacji tego rynku. Pierwsze argumenty na temat WLR jakie TP podnosiła, brzmiały: rynek nie jest jeszcze na to gotowy, rynek tego nie potrzebuje, uważamy, że to przedwczesne. Jakież TP ma prawa decydować, co abonent dostanie od konkurencyjnych operatorów? - powiedziała Streżyńska w wywiadzie.

Kontynuując wątek "krucjaty" przeciwko TP i operatorom komórkowym Streżyńska dodaje: prowadzimy postępowania kontrolne w sprawie rozdzielenia oddzielenie Internetu od telefonii stacjonarnej innych operatorów niż TP. Różnica reakcji UKE jest tylko w czasie, ponieważ TP ma 12 mln abonentów, komórkowi ponad 20 mln. a inni operatorzy łącznie milion. Więc najpierw zajmujemy się sytuacją TP i operatorów komórkowych, których naruszenia mają największe znaczenie dla abonentów a później, konsekwentnie, zajmiemy się innymi. W toku jest wiele postępowań kontrolnych.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło tekstu: Forbes, wł