DAJ CYNK

Rzeźnik wśród monitorów. Test Philips EVNIA 34M2C7600MV

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Zasilanie i pobór energii

Jak już wspomniałem, w pudle z Philipsem EVNIA 34M2C7600MV znajdziemy wielki zasilacz o mocy 300 W. Wygląda on dość niepokojąco, ale na całe szczęście aż tyle prądu z gniazdka to monitor raczej nie pociągnie. To jednak nie oznacza, że nie warto mieć zapasu.

Bo Philips EVNIA 34M2C7600MV przesadnie energooszczędną konstrukcją bynajmniej nie jest. W trybie SDR przy 100% jasności wyświetlacz potrafi pobrać z gniazdka ok. 85 W. Jest to stały wynik, który utrzymuje się z grubsza niezależnie od tego, czy wyświetlamy pulpit, czy gramy w dynamiczną grę. Pomaga natomiast zbicie jasności do nieco bardziej „cywilizowanego” poziomu. Po przesunięciu suwaka ze 100 na 35 pobór mocy spadł do ok. 55 W, co brzmi bardziej rozsądnie.

W trybie HDR porównywalnej kontroli nie mamy. W praktyce jednak podczas grania w Final Fantasy XV zdarzało mi się widzieć skoki do nawet 120 W. Przez większość czasu pobór mocy utrzymywał się jednak w zakresie 75-95 W.

Podsumowanie

Stwierdzenie, że zakochałem się w bohaterze testu byłoby może lekką przesadą, ale tylko odrobinę. To naprawdę kapitalny monitor, który ma dużo do zaoferowania wymagającym użytkownikom. Niezależnie od tego, czy planujecie go wykorzystać do gier, czy do pracy, z pewnością znajdziecie tutaj coś dla siebie.


Jako monitor do gier Philips EVNIA 34M2C7600MV kusi przede wszystkim wysoką częstotliwością odświeżania oraz wsparciem dla technologii Adaptive Sync, ale na tym jego atuty bynajmniej się nie konczą. W końcu to w grach najłatwiej docenić bardzo wysoką szczytową jasność w trybie HDR, która potrafi tchnąć sporo życia w kompatybilne tytuły. Przypuszczam też, że to głównie gamerzy docenią podświetlenie Ambiglow, które prezentuje się rewelacyjnie, nawet jeśli niektóre tryby wymagałyby lekkiego dopracowania (szczególnie śledzenie obrazu).

Jako monitor do pracy testowany model sprawdza się równie dobrze… a może nawet lepiej? W każdym razie to przy pracy najłatwiej docenić dodatkową przestrzeń roboczą, jaką zapewnia rozdzielczość UWQHD, funkcję huba USB-C, KVM oraz bardzo dobre odwzorowanie kolorów. Co prawda żeby w pełni cieszyć się tym ostatnim, potrzebny będzie kolorymetr oraz ręczne przeprowadzenie kalibracji, ale tak czy inaczej niemal pełne pokrycie najpopularniejszych gamutów bynajmniej piechotą nie chodzi.

Niestety jest tu kilka elementów, które mogłyby wypaść lepiej. W kontekście wszystkich zalet testowanego monitora są to co prawda drobiazgi, ale jednak trzeba je odnotować. Największym problemem jest smużenie, które pojawia się przy dynamicznych animacjach. Z innych uwag wskazałbym na stosunkowo niewielkie kąty widzenia, które ograniczają użyteczność monitora w niektórych zastosowaniach oraz mało intuicyjną nawigację w obrębie menu ekranowego.

No i jest cena, która wynosi 7974 zł. To dużo, szczególnie mając na uwadze, że za mniejsze pieniądze możemy mieć chociażby model Philips EVNIA 34M2C8600 o bardzo zbliżonych parametrach, ale za to wyposażony w matrycę QD OLED. I chyba tutaj upatrywałbym się największej wady testowanej EVNII. To świetny monitor, jednak nieco zbyt drogi jak na to, co ma do zaoferowania. Jeśli się na niego zdecydujecie, z pewnością będziecie zadowoleni z zakupu. Ot, po prostu sporo przepłacicie.

Ocena końcowa: 8/10

Plusy:

  • Bardzo dobre pokrycie najważniejszych gamutów
  • Wysoki kontrast
  • Bardzo wysoka jasność maksymalna w trybie HDR
  • Bardzo dobra równomierność podświetlenia
  • Duża przestrzeń robocza
  • Atrakcyjny design
  • Wysoka jakość wykonania
  • Podświetlenie Ambiglow
  • Hub USB-C z funkcją przesyłania obrazu i Power Delivery
  • Przyzwoita jakość dźwięku z wbudowanych głośników

Minusy:

  • Wygórowana cena
  • Wyraźne smużenie obrazu (ghosting)
  • Fabryczna kalibracja pozostawia sporo do życzenia
  • Mało intuicyjna nawigacja po OSD
  • Stosunkowo wąskie kąty widzenia
  • Ograniczone możliwości kalibracji obrazu z poziomu monitora

Monitor do testów udostępniła firma Philips.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne