DAJ CYNK

Test telefonu Microsoft Lumia 950 XL

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Nowa Lumia jest jednym z pierwszych telefonów uzbrojonych w dwustronne złącze USB 3.1 Type-C, nie zabrakło przy tym ani szybkiego, ani bezprzewodowego ładowania zastosowanego w urządzeniu akumulatora o pojemności 3340 mAh. Zupełną nowością jest Windows Hello, czyli technologia identyfikacji użytkownika na podstawie skanowania tęczówki oka oraz opisany wyżej Windows Continuum, czyli możliwość pracy w trybie komputerowego Windowsa.

Cały ten sprzęt trafił do obudowy o wymiarach 151,9 x 78,4 x 8,1 mm, a jego łączna masa to 165 gramów. Za stosunkowo niską masą stoi m.in. zastosowanie poliwęglanowej obudowy.

Ergonomia i jakość wykonania

Przyzwyczajenie do 5,7-calowego Note'a 4 sprawiło, że pod względem gabarytów Lumia 950 XL wpasowała się w mój gust właściwie idealnie. Tej samej wielkości ekran i bryła urządzenia nie wymagały łamania przyzwyczajeń. Produkt Microsoftu okazał się przy tym nieco smuklejszy, ale i też bardziej ostro wykończony na brzegach - nie na tyle jednak, by było to męczące.

Najpoważniejszą wadą konstrukcji okazała się pokrywa akumulatora, która z jednej strony jest bardzo trudna do ściągnięcia przy krótkich paznokciach, z drugiej zaś koszmarnie skrzypi na dole obudowy. Gdyby te trzaski wydobywały się z okolic aparatu, słyszelibyśmy je rzadziej, a tak każde wzięcie telefonu do ręki daje wrażenie obcowania z czymś tanim i tandetnym. I chociaż poliwęglanowa obudowa i szkło Gorilla Glass 4 po długich testach pozbawione były jakichkolwiek rys, jakość spasowania okazała się gorsza niż np. w Lumii 550, kosztującej ułamek ceny flagowego modelu.

Nie do końca przekonują też przyciski regulacji głośności oddzielone od siebie włącznikiem telefonu, natomiast plusem jest sprzętowy przycisk aparatu. Wszystkie wymienione przyciski umieszczone zostały na prawym boku urządzenia. Jedynie spust aparatu okazał się przy tym nieco chybotliwy, biorąc jednak pod uwagę, że działa on dwustopniowo, jestem w stanie to wybaczyć. Lewa strona urządzenia jest gładka, na górze znajdziemy gniazdo słuchawkowe JACK 3,5 mm, przy którym obudowa pękła już pierwszego dnia, na dole zaś znajdziemy gniazdo ładowania USB Type-C, przy którym plastik obudowy nieco wgiął się do środka.

Ciekawie prezentuje się tył urządzenia. Wystaje tutaj przesadnie duża obudowa aparatu wraz z aż trzema diodami. Obok niej znajduje wylot głośnika zewnętrznego, a na skrajnych brzegach obudowy znajdziemy jeszcze po 5 maleńkich otworów - za nimi znajdują się łącznie 4 mikrofony. Służą one do nagrywania filmów w standardzie Rich Audio Recording.

Ponad ekranem znajdziemy w lewym narożniku sporą czerwoną diodę pomagającą przy rozpoznawaniu siatkówki oka, wylot głośnika słuchawki, czujnik jasności otoczenia i zbliżania, kamerkę identyfikującą siatkówkę oka i właściwy aparat 5 Mpix. Pod ekranem znajdziemy jedynie niewielką szczelinę mikrofonu - przyciski systemowe są wyświetlane.

Po zdjęciu pokrywy okaże się, że aby dostać się do gniazd kart nanoSIM wymagane jest wyjęcie akumulatora. Ten tkwi pod wystającą obudową aparatu i jest dosyć lekki i smukły jak na deklarowane 3340 mAh. Kartę pamięci wymienimy natomiast bez wyjmowania akumulatora. Na pokrywę przyklejone zostały dwie folie - jedna, biegnąca wokół aparatu to antena modułu NFC, druga, zajmująca większość dołu pokrywy, zawiera płytkę do ładowania indukcyjnego. Warto o nich pamiętać w razie chęci zakupu alternatywnej obudowy.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News