7 powodów, dlaczego chińskie telefony są lepsze od Samsunga i Apple

Gizmochina, jeden z kluczowych międzynarodowych serwisów poświęconych chińskiemu rynkowi elektroniki pokusił się o nieco radykalne zestawienie - 7. przyczyn, z powodu których chińskie telefony są lepsze. W artykule czuć pewien patriotyzm lokalny, ale przekonajmy się, czy czasem nie ma tu wiele racji.

Lech Okoń (LuiN)
69
Udostępnij na fb
Udostępnij na X
7 powodów, dlaczego chińskie telefony są lepsze od Samsunga i Apple

1. Innowacyjne technologie baterii

W materiale zostały wymienione baterie krzemowo-węglowe, które faktycznie są lżejsze i gromadzą więcej energii w jednostce objętości niż klasyczne litowo-jonowe. Tutaj punkt dla Chińczyków, a w Polsce znajdziecie je m.in. we flagowych smartfonach marki Honor. Da się też zauważyć w ostatnim czasie większe pojemności akumulatorów w chińskich telefonach.

Dalsza część tekstu pod wideo

2. Błyskawicznie szybkie ładowanie

I tutaj ponownie punkt dla Chińczyków — producenci tacy jak Oppo, Xiaomi czy Infinix oferują nieporównywalnie szybsze ładowanie telefonów niż Apple, Samsung czy Google. Pełne ładowanie od zera do pełna w 30 minut nie jest w chińskich telefonach żadnym rekordem, to takie rozsądne minimum. Z drugiej strony, co telefon i co producent to nowa ładowarka — w standardach ładowania panuje chaos. Wspomniani konkurenci spoza Chin postawili na jednolity standard Power Delivery.

3. Najnowocześniejsze wyświetlacze — bzdura

W artykule wymienia się wysokie częstotliwości odświeżania ekranów i wyższe rozdzielczości niż u Samsunga czy Apple'a. I to akurat jest totalna bzdura. Flagowy Xiaomi 14 Ultra oferuje tę są rozdzielczość (1440 x 3120 px) i odświeżanie (120 Hz) co Samsung Galaxy S24 Ultra. 1320 x 2868 pikseli i 120 Hz w Apple iPhone 16 Pro Max też nie wygląda jakoś biednie, to wciąż absurdalne 460 ppi, gdzie przyjmuje się, że więcej niż 300 ppi ludzkie oko i tak nie jest w stanie zobaczyć przy typowym użytkowaniu telefonu.

4. Potęga aparatów fotograficznych — fakt, ale nie jest to reguła

Gizmochina pisze o tym, że chińskie marki zrobiły ogromny krok naprzód w dziedzinie fotografii mobilnej, często dorównując, a nawet przewyższając jakość aparatów flagowych modeli Samsunga i Apple. I tutaj sprawa jest bardziej złożona. Fakt, że Huawei pozostaje od lat liderem mobilnej fotografii, natomiast w rankingu DXOMark są zaraz za Pura 70 Ultra są smartfony Google Pixel 9 Pro XL (USA) i Honor Magic6 Pro (Chiny, taki Huawei, ale z usługami Google), a potem mamy ogrom iPhone'ów wymieszanych z Pixelami i pojedynczymi rodzynkami z Chin.

Bazując tylko na rankingu DXOMark można odnieść wrażenie, że na górze dominują jednak amerykańskie telefony, z pojedynczymi mocnymi propozycjami chińskich firm na "H". Warto tutaj jednak dodać, że DXOMark sprzedaje optymalizacje aparatów pod jak najwyższe miejsce w rankingu. Często wysokie miejsca w rankingu są prezentowane już podczas premiery telefonu, a oprogramowanie, jakie trafia do finalnego telefonu jest zupełnie inne niż to, które dostaje na koniec konsument.

Natomiast ewidentnie coś źle dzieje się u Samsunga, bo najwyżej oceniony S24 Ultra ma dopiero 28. miejsce i pokonała go np. Motorola Edge 50 Ultra (Chiny). Bez fajerwerków jest też jednak i u chińskiego Xiaomi, z 17. miejscem dla Xiaomi 14 Ultra i dopiero 39. dla Xiaomi 14. Od czasów Xiaomi Mi 11 Ultra i tutaj czuć pewną zadyszkę.

Wracając jeszcze do argumentacji Gizmochina, chińskie telefony mają mieć lepszy zoom (tutaj w sumie Samsung długo był numerem 1, ale się popsuł trochę), większe matryce (tak, pojawiły się calowe) i lepszą stabilizację (bzdura, iPhone nadal najlepiej stabilizuje wideo). Argumentem ma być też współpraca z uznanymi markami fotograficznymi jak Leica w przypadku Xiaomi. Leica to faktycznie kawał historii i legenda optyki, ale nie traktowałbym tego znaczka jako gwarancję jakości — warto analizować każdy produkt indywidualnie.

5. Bogate w funkcje oprogramowanie

Chińscy producenci stawiają na ekstremalną konfigurowalność swoich nakładek systemowych, dzięki czemu użytkownicy mają szeroki wachlarz funkcji i opcji personalizacji. O ile w przypadku Apple'a podejście do personalizacji jest po prostu inne niż pod Androidem i pod wieloma względami uboższe, o tyle już bzdurą jest stawianie producentów telefonów z Androidem spoza Chin niżej pod tym względem. 

Opcje konfiguracyjne w Samsungach potrafią przerazić mnogością laika, a i "goły" Android w Google Pixel ma od groma ustawień i nie można mówić o żadnych kompleksach. Dodatkowo chińskie smartfony mają z reguły znacznie więcej preinstalowanych aplikacji, które na siłę uszczęśliwiają użytkowników.

6. Szybkie wdrażanie nowych technologii

Według tego argumentu chińskie firmy wyróżniają się elastycznością i szybkością we wdrażaniu nowinek technologicznych. I tak to faktycznie wyglądało w czasie, gdy swoje triumfy święcił Huawei. Taki Mate 20 Pro czy P30 Pro rzuciły świat na kolana. Teraz przewagę widać nadal w aparatach, niezbanowane przez USA marki szybciej wprowadzają nowe chipsety (czasem o kilka miesięcy), dużo dzieje się w przypadku wyginanych ekranów, natomiast prawdziwie przełomowe funkcje wciąż zdają się wypływać z amerykańskich czy koreańskich produktów.

7. Lepszy stosunek jakości do ceny

I tutaj można dość mocno polemizować. Owszem, zdarzają się modele, które kosztem pewnych cięć sprawiają wrażenie lepiej wycenionych. Jak np. Motorole ze Snapdragonami ze zubożałej serii "S", czy OnePlus 12 z niepełną wodoszczelnością. Trzeba być niestety czujnym, bo te okazje oznaczają często pomijanie różnego rodzaju funkcji jak np. pominięte bezprzewodowe ładowanie i eSIM w Realme GT 7 Pro.

Topowe modele chińskich marek tanie absolutnie nie są — zapłacimy za nie podobne kwoty jak za flagowce koreańskie czy amerykańskie. Xiaomi 14 Ultra startował z ceną 6999 zł, Huawei Pura 70 Ultra - 6399 zł, Honor Magic6 Pro - 5999 zł, Oppo Find X8 Pro - 5499 zł. Tymczasem Apple iPhone 16 Pro premierowo kosztował od 5299 zł, 16 Pro Max od 6299 zł, a Samsung Galaxy S24 Ultra startował od 6599 zł. Obowiązuje więc zasada, że można zapłacić mniej za mniej technologicznych nowości, ale gdy będzie ich po brzegi, to różnice w cenach nie są duże i nie zawsze na korzyść Chin.