Huaweo P50 Pro to kawał doskonałego sprzętu. Można dyskutować o estetyce dwóch czarnych kółek, ale z drugiej strony mam pewność, że tego modelu nie da się przeoczyć w tłumie. Nie sposób też nie zawiesić wzroku na zdjęciach nocnych, które nim zrobiłam. Rzeczywiście widać, że R&D w Chinach nie próżnuje.
Problem w tym, że Huawei P50 Pro nie będzie działał w izolacji. Osoba, która wyda na niego 5500 zł, będzie musiała komunikować się ze znajomymi, nie będzie chciała zostać w tyle w mediach społecznościowych, wiadomościach i popkulturze. A może będzie musiała używać go do pracy i męczyć się z aplikacjami Microsoftu jako PWA oraz ryzykować instalację Slacka z zewnętrznych źródeł? Niestety jesteśmy zbyt uzależnieni od Google i Apple z ich sklepami, by Huawei P50 Pro z AppGallery miał jakiś sens.
Mając to na uwadze, próbowałam wymyślić odbiorcę tego telefonu i… zupełnie tego nie widzę. W tej cenie Huawei P50 Pro stanie w szranki z Galaxy S22+ i iPhone'ami Pro. Może i powalczy z nimi na polu fotografii, ale bez 5G i popularnych aplikacji nie ma tu czego szukać. Aplikacji do pracy nie ma, aplikacji rozrywkowych nie ma, nie ma nawet popularnych aplikacji do obróbki zdjęć i montażu filmów.
Myślę też, że nikt, kto traktuje poważnie bezpieczeństwo, nie sięgnie po telefon, który zachęca do instalacji aplikacji ze źródeł niekontrolowanych. AppGallery przeszedł audyty i jego bezpieczeństwo zostało potwierdzone, ale Petal często podpowiada APKPure bądź APKMonk, a im już nie można zaufać w takim samym stopniu. PWA zaś nie mają sensu – wystarczy odłączyć się od internetu, by stały się bezużyteczne.
Chciałabym ocenić Huawei P50 Pro wyżej, ale zwyczajnie nie mogę. Może gdyby AppGallery był promowany w Europie początku (2011 rok), miałoby to jakiś sens, ale teraz Google i Apple mają duopol nie do złamania. To smutne.
Źródło zdjęć: własne
Źródło tekstu: własne