DAJ CYNK

Nothing Phone (1) - najciekawszy telefon tego roku (test)

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Aparat

Aplikacja aparatu w Nothing Phone (1) to taki branżowy standard. Znajdziemy tu wszystkie najważniejsze funkcje okraszone prostym, minimalistycznym interfejsem. Może nawet zbyt minimalistycznym, biorąc pod uwagę, jak skrzętnie część ustawień schowała się pod niewielką strzałeczką przy krawędzi ekranu. Nie włączymy też tak po prostu trybu nocnego, gdyż stosowna ikonka pojawia się wyłącznie kontekstowo. Prywatnie nie jestem fanem takiego ukrywania wszystkich kontrolek, jednak jest to głównie kwestia preferencji.

Nothing Phone (1) - najciekawszy telefon tego roku (test)

Co ważne, na pokładzie znajdziemy też pełnoprawny tryb manualny. Pozwala on na ręczny dobór parametrów ekspozycji, robienie zdjęć w formacie RAW, a do tego umożliwia przełączanie się między obydwoma tylnymi aparatami. Do pełni szczęścia zabrakło kilku dodatkowych narzędzi, takich jak histogram czy focus peaking. Z tego typu udogodnień możemy liczyć wyłącznie na poziomicę.

Nothing Phone (1) - najciekawszy telefon tego roku (test)

Jeśli chodzi o zastosowany aparat, Nothing poszedł po rozum do głowy i nie mnożył niepotrzebnie bytów. Zamiast konstrukcji potrójnej lub poczwórnej mamy tylko dwa obiektywy, ale za to całkiem przyzwoite – przynajmniej na papierze. Jeden odpowiada ogniskowej 24 mm, posiada przysłonę f/1.9 oraz optyczną stabilizację obrazu (OIS), a drugi to moduł ultraszeroki z kątem widzenia 114 stopni. Za obydwoma skrywają się matryce o rozdzielczości 50 MP.

Jakość zdjęć wykonanych za pomocą głównego aparatu wypada bardzo dobrze. Kolory prezentują się atrakcyjnie i w większości naturalnie, a odwzorowanie detali stoi na wysokim poziomie. Na pochwałę zasługuje również skuteczny tryb HDR, który skutecznie poszerza zakres dynamiczny fotografii, wyciągając szczegóły z zacienionych partii kadru. 

Z wad z pewnością należy wspomnieć o agresywnym wyostrzaniu, ale to standard. Wprawne oko wyłapie jednak także znaczny spadek ostrości w pobliżu krawędzi obrazka. Mamy tu zarówno zniekształcenia, jak i nieznaczną aberrację chromatyczną, a więc zjawiska kojarzone raczej z aparatami ultraszerokokątnymi. Tutaj pojawiły się najpewniej na skutek decyzji producenta o zastosowaniu ogniskowej odpowiadającej 24 mm, a więc 2 mm szerszej niż w przypadku smartfonów konkurencji. Mówiąc najprościej, widoczne tutaj wady optyczne rywale „ucinają”, co okupione jest węższym polem widzenia. Jest to więc pewien kompromis i jako taki trudno mi to jednoznacznie uznać za minus Nothinga.

W słabszym oświetleniu telefon nadal może się pochwalić bardzo dobrymi rezultatami. Zdjęcia wykonane po zmroku pozostają ostre, co jest w znacznej mierze zasługą optycznej stabilizacji obrazu (OIS). Ponadto fotografie zachowują duży kontrast i naturalne kolory, a obecność sztucznych źródeł światła w kadrze nie wywołuje niekontrolowanych refleksów.

Aparat ultraszerokokątny również zapewnia dobre rezultaty. Zdjęcia są ostre i mogą się pochwalić dobrym odwzorowaniem kolorów – przynajmniej jak na standardy porównywalnych jednostek. Nie należy się jednak nastawiać, że zastosowanie matrycy o wysokiej rozdzielczości zapewni nagły skok szczegółowości obrazka. Tutaj nadal ograniczeniem jest przeciętne odwzorowanie przejść tonalnych, przez co wiele detali gubi się nawet na dużych zbliżeniach.

Nothing Phone (1) - najciekawszy telefon tego roku (test)


Po zmroku nie zalecam robienia zdjęć aparatem ultraszerokokątnym. Spadek ostrości jest bardzo duży, przez co fotografie prezentują się mało atrakcyjnie. Sprawę ratuje nieco tryb nocny z wydłużonym czasem naświetlania, jednak tu pojawia się inny problem – liczne artefakty na skutek mocnego wyostrzania.

Warto jeszcze nadmienić, że moduł ultraszeroki wykorzystywany jest również przy zdjęciach makro – brany jest wtedy wycinek kadru. Rezultaty są… cóż, znośne. Przy optymalnej odległości w centrum kadru możemy liczyć na niezłą ostrość. Sam aparat radzi sobie również nieco lepiej z odwzorowaniem kolorów niż większość dedykowanych modułów makro. Poważnym ograniczeniem jest jednak brak autofokusu, co w połączeniu z płytką głębią ostrości mocno komplikuje zrobienie atrakcyjnego, ostrego zdjęcia.

Przedni aparat o rozdzielczości 16 MP jest w tym wszystkim prawdopodobnie najmniej interesujący. Radzi sobie dobrze. Ekspozycja jest dobierana poprawnie w odniesieniu do twarzy modela, kolory prezentują się w porządku, a odwzorowanie szczegółów na pierwszy rzut oka nie budzi zastrzeżeń. Przyczepić się można natomiast do tendencji do podbijania kontrastu na zdjęciach oraz ostrości, która wydaje się ustępować bezpośrednim rywalom. No i do braku HDR, ale to już smutna rzeczywistość w większości tego typu konstrukcji.

Przykładowe zdjęcia

Aparat główny (50 MP)

Ultraszerokokątny

Przedni

Wideo

Nothing Phone (1) rejestruje wideo w rozdzielczości maksymalnie 4K i 30 kl./s. Jakość obrazu w takim trybie jest bardzo dobra. Obraz jest szczegółowy, kolory atrakcyjne i nasycone, szumu w kadrze niewiele. Możemy też korzystać z dobrodziejstw optycznej stabilizacji obrazu, a więc nagrywanie z ręki jest jak najbardziej wykonalne. Jej skuteczność mogłaby być jednak nieco lepsza.

Nothing Phone (1) - najciekawszy telefon tego roku (test)

Zejście do rozdzielczości Full HD nie daje szczególnie dużych profitów, jeśli nie liczyć możliwości nagrywania w 60 kl./s. 

Nothing Phone (1) dobrze radzi sobie z nagraniami po zmroku. Obraz w takich warunkach pozostaje ostry, szumu niewiele. Co prawda w ruchu problem flar wywołanych przez sztuczne źródła światła może być nieco bardziej dotkliwy niż podczas wykonywania zdjęć, jednak w dalszym ciągu nie nazwałbym tego dużą niedogodnością. Znacznie bardziej uciążliwa jest ograniczona skuteczność stabilizacji obrazu. Generalnie w słabym oświetleniu unikałbym chodzenia z telefonem, a skupił się na robieniu ujęć statycznych lub – jeszcze lepiej – zamontował sprzęt na statywie albo gimbalu.

Wideo nagramy też aparatem ultraszerokokątnym i tutaj także mamy do dyspozycji rozdzielczość 4K. Zarejestrowany w ten sposób materiał wygląda dobrze, a raczej wyglądałby, gdyby nie jeden szkopuł: stabilizacja. W tym przypadku jest ona w pełni elektroniczna i nie do końca radzi sobie z ruchem w krawędziach kadru, co potrafi popsuć nagranie. Jest to w zasadzie mój jedyny zarzut, ale za to bardzo poważny.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne