DAJ CYNK

Test Philips 241B7 - ekologiczny monitor do biura

Arkadiusz Bała (ArecaS)

Testy sprzętu

Zasilanie i zużycie energii

Philips 241B7 posiada wbudowany zasilacz, a więc nie musimy się przejmować leżącą gdzieś obok „cegiełką” - wystarczy wpiąć kabel zasilający. Przynajmniej jedna korzyść z grubej obudowy.

Philips 241B7

Jeśli chodzi o zużycie energii, to producent nie przesadzał - rzeczywiście jest bardzo niskie. Maksymalna wartość, którą pokazał watomierz, to jedynie 12 W. W trakcie codziennej pracy z jasnością ustawioną na ok. 100-120 nitów urządzenie pobierało z gniazdka ok. 7 W. To świetny wynik, a z perspektywy firmy, gdzie takich urządzeń może stać kilkadziesiąt i praktycznie nie są wyłączane, znaczna oszczędność.

Philips 241B7

Zresztą w oszczędzaniu energii pomóc mają także dwa czujniki zamontowane pod ekranem. Jednym jest działający na podczerwień czujnik zbliżeniowy, który przygasza lub wyłącza monitor, kiedy akurat nikt przy nim nie siedzi. Muszę przyznać - to działa i to bardzo dobrze. Gorzej ma się sprawa z drugi sensorem, a więc czujnikiem oświetlenia, który pomaga w automatycznej regulacji jasności podświetlenia. Rzecz praktyczna, tylko w mojej ocenie kuleje jej implementacja. O ile za dnia jasność monitora dobierana była nieźle, o tyle po zmroku automat ustawiał zbyt wysoką wartość, która powodowała błyskawiczne męczenie się wzroku. W efekcie przez większość czasu funkcję tę miałem wyłączoną.

Podsumowanie

Philips 241B7 to monitor stworzony do konkretnych zastosowań - ma stać w biurze i służyć do pracy z tekstem oraz arkuszami kalkulacyjnymi. W tej roli powinien sprawdzić się bardzo dobrze. Jakość obrazu jest do takich celów, natomiast od strony funkcjonalności i ergonomii trudno się do czegokolwiek przyczepić. Szerokie możliwości ustawienia monitora? Są. Hub USB? Jest. Wbudowane głośniki? Są. Bogaty zestaw wejść sygnałowych? Jest. Serio, od sprzętu do pracy biurowej nie ma potrzeby wymagać więcej.

Philips 241B7

No przecież monitor ma jeszcze asa w rękawie - szalenie niskie zużycie energii. Dla użytkownika domowego lub osoby próbującej wyposażyć swoje domowe biuro jest to pewnie bez znaczenia, ale w firmie, gdzie takich monitorów może stać 10, 20 czy 50 zaczyna się to przekładać na wyraźne oszczędności.

No ale przyczepić się też można do kilku rzeczy. Po pierwsze - obsługa jest strasznie toporna, zarówno z powodu niewygodnych przycisków, jak i nieprzemyślanego układu menu ekranowego. Po drugie - niski kontrast może nie dyskwalifikuje go do zastosowań biurowych, ale i tak parametr ten wypada bardzo słabo i to czuć. Wreszcie po trzecie - design monitora jest dość toporny. Może nie poszedłbym tak daleko, by nazwać go brzydkim, ale i tak podejrzewam, że wielu potencjalnych nabywców wybierze finalnie coś zwyczajnie ładniejszego. Trudno mieć im to za złe, szczególnie jeśli monitor miałby stać w domu.

Philips 241B7

Zbierając to wszystko do kupy, czy Philipsa 241B7 warto kupić? To zależy czy wizja monitora, który z gniazdka pobiera mniej prądu niż ładujący się smartfon, jest dla nas atrakcyjna. No bo nie oszukujmy się - za 979 zł, na które testowany model został wyceniony, bez problemu można dostać i ciekawszy design, i lepszą jakość obrazu, na dodatek nie rezygnując ze świetnej ergonomii. Ale jeśli zależy nam na tym, żeby być eko i oszczędzić parę groszy, to trudno będzie znaleźć dla Philipsa 241B7 sensowną alternatywę.

 

Ocena końcowa: 7/10

Plusy:

  • Bardzo niskie zużycie energii
  • Wbudowany czujnik, pomagający dalej ograniczyć zużycie energii
  • Szeroki zakres regulacji wysokości i nachylenia monitora
  • Funkcja pivot
  • Wbudowane głośniki
  • Wbudowany hub USB
  • Przyzwoite odwzorowanie kolorów

Wady:

  • Chaotyczne, nieintuicyjne menu ekranowe
  • Twarde, niewygodne przyciski
  • Bardzo niski kontrast
  • Toporny wygląd
  • Nieco zbyt wysoka cena

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News

Źródło zdjęć: własne

Źródło tekstu: własne