DAJ CYNK

Test telefonu Motorola Moto X Force

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Na prawy bok smartfonu trafiły przyciski regulacji głośności i pokryty nieregularną fakturą przycisk blokady ekranu. Na dolnej krawędzi znajdziemy port microUSB, z kolei na górnej gniazdo Jack 3,5 mm oraz gniazdo karty SIM i karty pamięci. Warto tutaj zaznaczyć, że karty w szufladzie trzymają niewielkie zatrzaski. Często podczas zasuwania szuflady w innych telefonach karty potrafią wypadać, szczególnie jeśli dodatkowo korzystamy z adapterów, tutaj są sztywno trzymane i jest to przemyślane rozwiązanie. Bardzo mała rzecz, a daje dużą satysfakcję. Z tyłu, w bardzo ładnie odseparowanym od czarnej powierzchni metalowym elemencie, umieszczone zostało logo Motoroli w charakterystycznym zagłębieniu, dwukolorowa dioda doświetlająca oraz mocno schowany w obudowie obiektyw aparatu.

Smartfon jest wykonany perfekcyjnie. Każdy element idealnie do siebie pasuje, a zaokrąglony kształt obudowy nadaje potężnej konstrukcji trochę elegancji. Podobnie jak tył, który został wykonany z... czegoś na kształt jeansu. Bardzo sztywnego i twardego, mocno naciągniętego na obudowę. Wbrew pozorom, rozwiązanie wydaje się trwałe i nie jest łatwo uszkodzić tył obudowy. Materiał da się, podobnie jak zwykłe spodnie, zaciągnąć, ale było to widoczne tylko w zniszczonym egzemplarzu. Jest to coś, co wyróżnia smartfon i bardzo chwaliłem sobie to rozwiązanie.

Wyświetlacz i odporność

Ekran jest główną i najmocniej reklamowaną cechą Moto X Force. Zastosowano tutaj panel AMOLED o przekątnej 5,4 cala oraz rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli, który został pokryty pięciowarstwowym szkłem ShatterShield. Dodatkowo, sama konstrukcja jest swego rodzaju nowością. Elastyczny panel AMOLED leży na aluminiowym rdzeniu, a idąc w górę mamy tutaj kolejno: podwójną warstwę dotykową, wewnętrzną warstwę szkła i zewnętrzną powłokę ochronną. Wszystko po to, aby ekran był niemalże niemożliwy do potłuczenia. Patrząc na to, jak wyglądał egzemplarz przeznaczony do upuszczania ;), byłem w stanie to uwierzyć. Powiedzieć, że obudowa wyglądała jak wyciągnięta psu z pyska, to zdecydowanie za mało. Prościej byłoby powiedzieć, że ktoś wrzucił ją do pracującej betoniarki wypełnionej kamieniami. Korpus smartfonu był poobijany i miejscami mocno wgnieciony, podobnie jak ramka wokół ekranu. A ekran? Poza kilkoma poważniejszymi zarysowaniami był w idealnym stanie w każdym miejscu swojej powierzchni, nawet na brzegach, pomimo dużych obrażeń obudowy.

Po testach polowych jestem przekonany, że do rozbicia ekranu Moto X Foce potrzebny jest ogromny pech (albo młotek). Nie chodziło tutaj o podejście w stylu - ale że ja go nie rozbije?!, tylko o sprawdzenie, czy faktycznie przypadkowy upadek na różne powierzchnie nie uszkodzi ekranu. Smartfon lądował na betonowym chodniku w różnych pozycjach, z różnych wysokości i poza pogłębieniem się ubytków korpusu i pojawieniem się w nim minimalnych szczelin na łączeniach, nic mu nie dolegało. Przyznaję, że nie sprawdziłem jak wyglądałby upadek na płytki w łazience, bo szczerze mówiąc bałem się o płytki. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby zamiast ekranu pękła któraś z nich.

Odporność odpornością, ale zastosowanie kilku warstw szkła odbija się wyraźnie na jakości obrazu. W porównaniu z panelami AMOLED w innych smartfonach, czerń i nasycenie kolorów w Motoroli nie są aż tak dobre. Co prawda dalej jakość obrazu jest bardzo dobra i dostajemy tutaj praktycznie maksymalne kąty widzenia, ale różnica jest widoczna. Ekran cierpi również poza pomieszczeniami, gdzie co prawda czytelność obrazu jest na przyzwoitym poziomie, ale tak dużej ilości refleksów i odblasków nie widziałem już od dłuższego czasu.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News