TP-Link Tapo RV30 nie wyróżnia się niczym wyjątkowym na tle konkurencji, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd. Niemal w całości wykonany jest z matowego, białego plastiku, co zdecydowanie uważam za duży plus. Z jednej strony nie będzie się tak łatwo rysował, z drugiej nie będzie na nim widać tak bardzo kurzu jak na modelach w kolorze czarnym. Jedynym ciemniejszym elementem jest przedni zderzak z gumowymi elementami, który ma chronić nasze meble przed ewentualnymi uderzeniami odkurzacza.
Górna część odkurzacza to wystający element systemu LiDAR oraz trzy przyciski: rozpoczynania i zatrzymywania pracy, powrotu do bazy oraz sprzątania punktowego. Całkowity standard. W zestawie z odkurzaczem przynajmniej w tej wersji, która trafiła do mnie na testy, otrzymujemy jeszcze niewielką stację ładowania, która ma od spodu miejsce do zwinięcia i schowania nadmiarowego przewodu. Mała rzecz, a cieszy. Prawie zapomniałbym jeszcze o włączniku odkurzacza, który znajduje się na jednym z boków.
Z tyłu znajduje się wysuwany, zintegrowany zbiornik na wodę oraz kurz, który jednocześnie jest też elementem mopującym. To duże ułatwienie, bo pozwala za jednym zamachem napełnić wodę, opróżnić zbiornik na kurz i wymienić szmatkę mopującą. Dla ułatwienia zbiornik na kurz, w którym znajduje się także niewielki filtr, jest odczepiany. Cała obsługa tego zestawu jest banalnie prosta, tak samo zresztą jak odczepianie i ponownie montowanie. W niektórych odkurzaczach, które miałem już okazję testować, bywało to zdecydowanie bardziej problematyczne.
Natomiast spód to główna szczotka, którą można zdemontować i wyczyścić (szkoda, że końcówki wałka nie są zdejmowane), dwa duże kółka boczne i jedno mniejsze, przednie, a także mała, boczna szczotka z potrójnym włosiem. Ta ostatnia jest łatwo zdejmowana i to bardzo dobrze. We wszystkich odkurzaczach mają one tendencję do zaplątywania zebranych włosów. Brak możliwości demontażu znacząco utrudniłby czyszczenie szczotki. Na szczęście tutaj tego dylematu nie ma.
Źródło zdjęć: Damian Jaroszewski (NeR1o)