Zoom w Galaxy S20 Ultra zmniejsza dystans i przesuwa granice
Aparat Samsunga Galaxy S20 Ultra jest niesamowity. To inżynieryjne cudeńko, pozwalające przybliżyć obraz nawet o 100 razy ze stabilizacją, która zwala z nóg. Pewnie zastanawiasz się teraz, do czego taki aparat może się przydać? Galaxy S20 Ultra wprowadził zwiedzanie na nowy poziom.

Galaxy S20 Ultra to bliski kontakt z dziką przyrodą
Od dłuższego czasu szukałam pretekstu, żeby się wybrać do łódzkiego Zoo i w końcu pretekst się pojawił – trzeba sprawdzić, jak blisko Galaxy S20 Ultra pozwoli podejść do dzikich zwierząt. Warto było. Nie miałam jeszcze w rękach telefonu, który pozwoliłby mi przyjrzeć się z tak bliska głowie żyrafy czy zebrom. Wybiegi wielu zwierząt są duże i nie można podejść do nich na tyle blisko, by w pełni się im przyjrzeć. W wielu przypadkach byłoby to zresztą ryzykowne. Z Galaxy S20 Ultra te granice znikają. Kraty przestają zasłaniać widok. Można stanąć oko w oko ze stworzeniem z drugiego końca świata.
Powiększenie 100-krotne to aż za dużo na takie okazje. Najwięcej korzystałam z zoomu 10x, rzadziej 5x i 30x. Zakres przybliżania daje niesamowitą wolność przy robieniu zdjęć. Wciąż nie mogę się napatrzeć na melancholijne spojrzenie surykatki. Mogłabym mieć taki plakat… i w zasadzie nic mnie nie powstrzymuje. Zdjęcie ma rozdzielczość 4000 x 3000 pikseli, nada się do drukowania.



Galaxy S20 Ultra pomógł mi też wypatrzeć pandę małą. Na pewno znasz ten problem. Pochodzisz do wybiegu, a tam zwierząt ani nie widać, ani nie słychać. W normalnych warunkach człowiek ma ochotę odpuścić, ale dobry zoom załatwił sprawę. Znalazłam leniucha na gałęzi.
To samo musiałam zrobić przy wybiegu z hipopotamem i by znaleźć lemury. Z daleka w ogóle nie było ich widać. Dopiero Zoom pozwolił mi na nie popatrzeć. Pod tym względem Galaxy S20 Ultra jest jak lornetka, a może nawet lepszy – w końcu na ekran mogą patrzeć dwie osoby, a przez lornetkę tylko jedna. Skoro już o tym mowa… zastanawiałam się, co też ten ptak tam wcina. No to już wiem. To tłumaczy zapachy w jego wolierze.
Można też popatrzeć, co dzieje się wysoko w koronach drzew.
Wiedzieliście, że istnieje gatunek zebry, który ma nie tylko białe i czarne, ale też szare pasy? Zebry były dobre 100 metrów ode mnie i znów zoom przyszedł na ratunek.
Kolejny śpioch. W niedzielę w południe większość podopiecznych Zoo spędzała czas właśnie tak.
Nie samym Zoomem człowiek żyje. To często podkreślana zaleta aparatu w Galaxy S20 Ultra, ale przecież jest tu też ultraszeroki kąt. Elastyczność tego zestawu do tej pory mnie zadziwia. To wciąż ten sam telefon, a mogę z nim spojrzeć z bliska na wielkiego kota albo zrobić zdjęcie całego wejścia na jego wybieg.
Interfejs aplikacji do robienia zdjęć został opracowany w taki sposób, by manipulowanie monstrualnym zoomem było łatwe i płynne. Obecność tego obiektywu to oczywiście duże osiągnięcie, ale jeszcze większym jest możliwość płynnego zoomowania od ultraszerokiego do maksymalnego przybliżenia. Nie ma tu żadnych potknięć. Mogę płynnie zmieniać ogniskową lub korzystać z „presetów” – kilku ustawień zaprogramowanych na stałe.
Tak na marginesie, jeszcze zanim dotarłam do Zoo, skorzystałam z możliwości zoomu Galaxy S20 Ultra w sposób wręcz banalny. Użyłam go jako lornetki, żeby zorientować się, jaki autobus widzę w oddali i czy może warto ruszyć się w kierunku przystanku. To zdjęcie zrobiłam z odległości ponad 150 metrów. To nadal nie jest szczyt możliwości tego telefonu!
Potęga maszyn na wyciągnięcie ręki
Nie można zwiedzać Łodzi bez wizyty w Centralnym Muzeum Włókiennictwa. To najlepsze miejsce, by poznać przemysłową, wielokulturową historię miasta, ale nie tylko. Komputerów też. Dzięki Galaxy S20 Ultra w końcu udało mi się przyjrzeć szczegółom konstrukcji krosna Jacquarda. To maszyna do tworzenia wzorzystych tkanin (żakardowych) na podstawie… kart perforowanych. To w branży włókienniczej powstał innowacyjny nośnik danych, przez wiele lat używany w informatyce. Tak wygląda jeden z nowocześniejszych wariantów.
Zoom w Galaxy S20 Ultra to nie tylko zamiennik lornetki. To także możliwość uchwycenia przedmiotów niewielkich tak, by skupić się tylko na nich. To zaleta robienia zdjęć z użyciem obiektywu, który ma wąski kąt widzenia, a takie zdjęcia lubię najbardziej.
Galaxy S20 Ultra sprawdził się też przy zbliżeniach. Geometria zdjęć jest na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że profesjonalny fotograf produktowy byłby zadowolony z takich kadrów i tego obiektywu.
Zobacz więcej, przeczytaj menu
Po takich wrażeniach trzeba było coś wrzucić na ruszt, Piotrkowska była więc logicznym punktem w planie wycieczki. Trzeba wiedzieć, że reprezentacyjna ulica Łodzi to nie tylko rząd restauracji i klubów. To też piękna architektura, która jest stopniowo odnawiana. Galaxy S20 Ultra pozwolił mi przyjrzeć się oczyszczonej mozaice na Pałacu Juliusza Kindermana (Piotrkowska 137). Z poziomu chodnika niestety nie sposób docenić w pełni rozmachu mozaiki, wykonanej według projektu wiedeńskiego artysty Hansa Aloisa Schrama.
Zasiedliśmy w restauracji na Offie, zamówiliśmy i patrzymy z tarasu, a tam… coś z mięchem, ale co? Przecież tam jest lodziarnia i gofrownia. Trzeba zbadać sprawę, ale nie wstaniemy od dobrego posiłku. Zoom 30x znów przyszedł z pomocą.
Gorfy z mięchem. Na słono. Znaczy wytrawne, pewnie trochę jak naleśniki francuskie. Muszę tego spróbować przy najbliższej okazji!
Galaxy S20 Ultra to nie jest tylko telefon. Po spędzeniu aktywnie dnia z tym modelem mam uczucie, że ten aparat wyraźnie poprawił jakość zwiedzania i w ogóle jakość życia. Robienie nim zdjęć to czysta przyjemność. Dopiero wróciłam, a już mam ochotę powtórzyć tę przygodę.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Samsung Polska