Capcom Home Arcade: Domowy automat ze Street Fighterem i innymi klasykami
Capcom Home Arcade wygląda jak front automatu arcade. Na pewno poznasz ten układ przycisków i gałek. Z konsolą firmowaną przez Capcom, zamiast stać przy szafie połykającej złotówki, możecie siedzieć na własnej kanapie.

Capcom Home Arcade: Specyfikacja
Capcom Home Arcade wygląda jak duże logo studia Capcom. Konsola ma 24 cm szerokości, 75 cm długości i 15 cm wysokości, do tego jest dobrze dociążona. W zestawie znajduje się zasilacz 5 V 2 A z mierzącym 2,5 m kablem USB-microUSB oraz równie długi kabel HDMI. Oba dodatki są w tym samym kolorze, co dół obudowy konsoli.
Wewnątrz konsoli nie znajduje się oryginalny sprzęt automatów, ale niewielki komputer, na którym uruchamiany jest emulator. To rodzaj programu, który udaje (czyli emuluje) zupełnie inny procesor, pamięć i system operacyjny. To dzięki temu na współczesnym sprzęcie można uruchamiać obrazy gier (ROM-y typu CPS1 i CPS2) sprzed 30 czy 40 lat.



Capcom wykorzystuje tu gotowe, uniwersalne komponenty. Na płytce, będącej sercem Capcom Home Arcade, znajduje się 4 GB pamięci eMMC firmy Kingston – całkiem sporo jak na potrzeby tej konsolki. Nie ma niestety informacji o tym, jaki procesor został tu zamontowany. Jego radiator jest tak mocno przymocowany, że jeszcze nikt nie odważył się go usunąć. Poza tym na płytce znajduje się kość SDRAM (prawdopodobnie 4 GB, jest też puste miejsce na drugą kość) i moduł WiFi firmy Realtek.
Płytka ma też miejsca na gniazdo na kartę SD i więcej portów USB, ale aktualny system operacyjny konsoli ich nie obsługuje. Na zewnątrz Capcom Home Arcade został wyprowadzony jeden port USB, którego nie ma w opisacch produktu ani w specyfikacji. Jest w nim aktywne zasilanie, ale urządzenia podłączane do niego nie są używane przez system.
Najważniejsze jest to, czym gramy, czyli przyciski i gałka. Capcom nie podaje takich informacji oficjalnie, ale specjaliści pomogli mi zidentyfikować manipulatory. Zostały tu zamontowane przyciski Sanwa OBSF 30 o średnicy 25 mm oraz gałki Sanwa JLF-TP-8YT z 8-kierunkowym ogranicznikiem GT-Y. Elementy sterujące są podłączone do osobnego kontrolera, a on prowadzi sygnały do głównego komputera.
W Capcom Home Arcade wykorzystany został emulator FBAlpha. To program ceniony przez miłośników retro-grania, dostępny za darmo na licencji open source. FBAlpha jest bardzo dobrze zoptymalizowany i można go spokojnie uruchamiać na urządzeniach ze słabym procesorem, a w efekcie zaoszczędzić na sprzęcie.
Każdy znajdzie grę dla siebie
Capcom Home Arcade zawiera 16 oryginalnych gier i to one stanowią najdroższy element zestawu. O tym zestawie usłyszałam mieszane opinie – niektórym wydaje się doskonały, innych nudzi. Dla mnie jest interesujący w jednej trzeciej.
Mój ulubiony typ gry automatowej to taka, gdzie się leci w jednym kierunku i do wszystkiego strzela. Najwięcej czasu spędziłam, grając w 1944: The Loop Master – wojenny klasyk wciąż bawi, a we dwie osoby gra się doskonale. Niemal równie dużo frajdy dostarczył mi Giga Wing. Wiązałam też spore nadzieje z Progear no Arashi, ale gra wyraźnie zwalnia, gdy na ekranie dużo się dzieje. Wydaje i się jednak, że to nie jest wina konsoli. Obejrzałam kilka nagrań z rozgrywek i tam również widać było, że gra zwalnia.
Miło zaskoczyła mnie gra Eco Fighter. Gra zalatuje trochę ekopropagandą dla najmłodszych, ale ma bardzo interesującą mechanikę – działo zmienia położenie wokół osi, można je przekręcać zgodnie z ruchem wskazówek zegara albo przeciwnie. Wymaga to nie lada zręczności.
Na drugi ogień wzięłam platformówki i tu strasznie wciągnęła mnie gra Ghouls 'n' Ghosts. Nienawidzę jej, ale z uporem godnym lepszej sprawy staram się przejść jeszcze kawałek, mimo że gra jest po prostu wredna. To jedna z tych pozycji, w których przeciwnik może pojawić ci się pod nogami, a po dorzuceniu monety i tak zaczynasz planszę od początku. Strider urzekł mnie przerysowaną antyrosyjską propagandą na pierwszej planszy, tę grę polubiłam też za ciekawą mechanikę poruszania się po różnych płaszczyznach.
Bijatyki jest tu najwięcej i wcale mnie to nie dziwi. Przede wszystkim Capcom załadował tu Street Fighter 2: Hyper Fighting. Bez tej gry Capcom Home Arcade straciłby sens. Cyberbots to walki robotów o znacznie prostszej mechanice, które zupełnie mnie nie porwały. Darkstalkers to kolejna bijatyka, ale tu projektanci postaci puścili wodze fantazji i możemy zagrać na przykład mumią, która atakuje bandażami.
Gry, w których trzeba się bić, ale też iść przed siebie otwiera klasyk – Alien vs Predator. Mega Man The Power Battle to kolejny doskonały tytuł, w który trzeba zagrać przynajmniej raz. Armored Warriors wygląda obłędnie. To gra z 1994 roku. Moim zdaniem w ogóle się nie zestarzała. Captain Commando mnie nie porwał, Final Fight moim zdaniem brakuje polotu.
Na Capcom Home Arcade znalazła się oczywiście gra sportowa Capcom Sports Club, zawierająca turniej tenisa, piłki nożnej i koszykówki. Moim faworytem jest jednak Super Puzzle Fighter II Turbo – gra na styku „dopasuj trzy” i Tetrisa dla dwóch osób, w którym można dokładać dodatkowe klocki przeciwnikowi.
Skandal wokół emulatora FBAlpha
I tu właśnie zaczynają się schody – Capcom niejako przywłaszczył sobie ten emulator, nie zmienił w nim zupełnie nic i sprzedaje go ze swoim produktem, który wcale nie jest tani. Do tego jasno informuje się, że ma licencję na FBAlpha.
Licencja tego emulatora mówi, że można z nim zrobić wszystko, ale nie można go sprzedawać. FBAlpha jest dziełem grupy entuzjastów, a jednak jeden z twórców, Barry Harris, przekazał Capcomowi licencję na program bez wiedzy reszty. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że FBAlpha korzysta z kodu jeszcze innego projektu o jeszcze innej licencji.
Wywołało to małą burzę w środowisku retro-graczy. Programiści opuścili projekt FBAlpha i zaczęli nowy – FBNeo – już bez Harrisa. Capcom Home Arcade zaś trafił do tej samej kategorii, co NeoGeo X, Legends Flashback i inne lepsze i gorsze konsolki, wykorzystujące FBAlpha bez poszanowania licencji. Harris zamknął swojego Twittera, sprawa przycichła, życie społeczności toczy się dalej.
Piękna i droga podróż w przeszłość
Capcom Home Arcade to świetny sprzęt. Grałam na nim jakby nie było jutra i nie zauważyłam najmniejszych przycięć przycisków czy braku precyzji gałek. Nie jest to najcichsza konsola świata, ale nie o to chodzi. Capcom Home Arcade ma dać podobne wrażenia, jak prawdziwe automaty, które pamiętam z młodości, tylko worka złotówek nie muszę ze sobą nosić.
Capcom Home Arcade kosztuje niemało. Za świetnie skonstruowaną konsolę i licencję na 16 gier trzeba zapłacić 799 zł. O ile mnie pamięć nie myli, żeton do automatu kosztował pod koniec lat dziewięćdziesiątych 2 zł, więc konsola kosztuje równowartość 400 gier w salonie. Czy to dużo? Zależy od tego, jak mocno kochasz gry na automaty.
Ja kocham takie gry średnio-mocno, ale do Capcom Home Arcade mieszane uczucia. Zdaję sobie sprawę, że licencje na gry nie leżą na ulicy (na emulatory też nie, ale ktoś o tym zapomniał!), ale Capcom Home Arcade ma ich tylko 16. Konsola ma gniazdo USB z tyłu i łączność Wi-Fi, ale nie wiemy, czy kiedykolwiek będzie można uruchomić na niej własne ROM-y (mało prawdopodobne), czy pojawią się na niej nowe tytuły.
W obliczu tej niepewności chciałabym mieć też gwarancję, że aktualizacja konsoli żadnej gry mi nie usunie. Teoretycznie byłoby to możliwe, jeśli prawa do jakiegoś tytułu przejdą z rąk do rąk. Rankingi online to ciekawy dodatek dla maniaków, ale mi wystarczą lokalne potyczki ze znajomymi.
Życzyłabym sobie jeszcze, by Capcom Home Arcade można było podłączyć jako samodzielny kontroler do innej konsoli. Byłoby to spełnienie marzeń, bo konsolka jest niezawodna, świetnie wykonana i wspaniale oddaje klimat gier arcade. Aż chce się grać!