DAJ CYNK

Ile warte jest 12 Mpix w telefonie

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Foto-obudowa

Producenci zdążyli już przyzwyczaić nas, że telefon fotograficzny z reguły ma szereg dodatkowych przycisków i mechanizmów ułatwiających korzystanie z aparatu. Nie inaczej jest tym razem. Zaczynając od uruchomienia aparatu fotograficznego, mamy do czynienia z dwoma rozwiązaniami. W przypadku Satio dostajemy dużą, aktywną pokrywę obiektywu, którą to odsuwając automatycznie uruchamiamy aparat fotograficzny. W Pixon12 mamy zamiast tego dedykowany przycisk uruchamiający aparat fotograficzny, a pokrywa obiektywu zsuwa się automatycznie sama (chroniona dodatkowo plastikową szybką). W obu przypadkach uruchomienie aparatu jest możliwe nawet przy wygaszonym, zablokowanym urządzeniu. Pixon12 oferuje dodatkowo gadżet dla lubiących wykonywanie zdjęć z ukrycia. Specjalny pokrowiec skutecznie chowa wszelkie świecące elementy telefonu, zostawiając jednak na wierzchu włącznik aparatu, spust aparatu i obiektyw.



W Satio zabrakło co prawda dedykowanego przycisku uruchamiającego aparat fotograficzny, ale dostajemy za to skrót do przechodzenia między trybem foto a wideo oraz przycisk uruchamiający galerię. Duży i wygodny spust migawki w obu przypadkach nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z telefonami, które skonstruowano z myślą o cyfrowej fotografii. Cała reszta operacji odbywa się już przy pomocy ekranu dotykowego. Ten w Satio jest większy (3,5 cala vs. 3,1 cala), ale jest mniej czytelny (ciemniejszy) i mniej czuły od wykonanego w technologii AMOLED ekranu Pixon-a. O ile w przypadku Pixona nie można się przyczepić do jakości panelu dotykowego (jeden z najlepszych oporowych paneli dotykowych z którymi miałem do czynienia), o tyle na czułość tego zastosowanego w Satio narzekałem zarówno ja, jak i wszystkie inne osoby, które brały telefon do ręki. Mniejsza i mniej śliska obudowa Samsunga lepiej leży w dłoni. Pierwsze spotkania z Satio wiążą się z wrażeniem, że telefon za chwilę wyślizgnie nam się z dłoni.

Menu

Pod względem podstawowych funkcji menu, oba telefony oferują zbliżony sposób prezentacji ikon, jak i zakres funkcji dostępnych za jednym - dwoma dotknięciami ekranu. Oba telefony rejestrują zdjęcia w formacie 4:3, prezentując je na ekranach o odmiennych proporcjach: 16:9 w przypadku Satio i 16:10 w przypadku Pixon12. Po bokach podglądu zdjęcia mamy dzięki temu dwa pionowe paski z miejscem na sporych rozmiarów ikony. W obu telefonach prawy, górny róg zawiera przycisk wyjścia z aplikacji. Kolejną cechą wspólną jest dostęp do regulacji ekspozycji bez wchodzenia do głębszych ustawień.



Patrząc na zaawansowane funkcje, menu Pixona prezentuje się znacznie okazalej niż mocno uproszczone menu Satio. W Satio nie znajdziemy ręcznego wyboru ISO, zabrakło trybu wymuszonej lampy błyskowej, zapomnieć możemy o regulacji ostrości, nasycenia kolorów czy kontrastu - podczas gdy wszystkie funkcje te oferuje Pixon12. W produkcie Samsunga lepiej przemyślana jest też funkcja manualnego wyboru przedmiotu, na którym ustawiana ma być ostrość (tzw. touch focus). W Satio jedynie wybieramy miejsce na ekranie, tymczasem Samsung podąża za przedmiotem w razie zmiany ułożenia telefonu. Testowany Sony Ericsson broni się jednak trybem BestPic, w którym telefon wykonuje w trybie ciągłym 7 zdjęć o maksymalnej rozdzielczości - Pixon12 robi ich 9, ale w marnej rozdzielczości VGA. Satio lepiej też prezentuje się w trybie zdjęć panoramicznych, gdzie obraz składa z trzech ujęć po 3 Mpix każde, podczas gdy Pixon12 skleja 4 zdjęcia po 1,2 Mpix każde.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News