OM System OM-1 - dowód na to, że warto zabrać aparat na wakacje (test)
OM System OM-1 to kompaktowy aparat bezlusterkowy przeznaczony dla profesjonalistów. Czy warto go kupić?
Czy w dzisiejszych czasach jest jeszcze sens kupowania tradycyjnego aparatu pod kątem fotografii podróżniczej? Powiedzmy, że zdania na ten temat są podzielone. Nie zmienia to jednak faktu, że Olympus OM System przygotowało na pierwszy rzut oka idealny produkt właśnie do takich zastosowań. Mowa o aparacie OM System OM-1, który miałem okazję sprawdzić w akcji.
OM System OM-1 to bezpośredni następca popularnych konstrukcji z serii Olympus OM-D E-M1. Mamy więc do czynienia z profesjonalnym aparatem należącym do systemu Mikro Cztery Trzecie. Na pozór zresztą specyfikacja nowego body jest bardzo podobna do poprzedników. Znajdziemy tu matrycę Live MOS w rozmiarze 4/3” o rozdzielczości 20,4 MP, procesor TruePic X, hybrydowy autofokus z 1053-punktową detekcją fazy oraz uszczelnianą obudowę. Mamy też opcję nagrywania 4K przy 60 kl./s. i stabilizowaną matrycę.



Oczywiście wszystkie te parametry wyrwane z kontekstu nie mówią absolutnie nic. Zamiast tego poprzestańmy po prostu na tym, że nowy OM System OM-1 to na pierwszy rzut oka bardzo dobrze wyposażony kompaktowy bezlusterkowiec, który jednak ustępuje w kilku kluczowych parametrach aktualnym liderom branży. Ale może w tym szaleństwie jest metoda? Może faktycznie mamy tu do czynienia z produktem, na który warto wydać 9990 zł (samo body)?
Co w zestawie?
Ale zacznijmy po kolei. Co znajdziemy w pudełku z OM System OM-1? Same najpotrzebniejsze rzeczy. Poza samym korpusem mamy tutaj akumulator BLX-1, dokumentację pasek z logo OM System, krótki przewód USB-C i zasilacz sieciowy.
W sklepach znajdziemy również zestawy z obiektywem OM System 12-40 mm f/2.8 PRO II za 12 690 zł. Warto wspomnieć, że sam obiektyw to odświeżona wersja popularnego szkła Olympus M.Zuiko Digital 12-40 f/2.8 PRO i wraz z nowym korpusem stanowi bardzo udany duet.
Wygląd i wykonanie
Z wyglądu OM System OM-1 prezentuje się dość niepozornie. Ot, jak klasyczna lustrzanka ze stosunkowo głębokim gripem i wyraźnie zaznaczonym wizjerem. Cała konstrukcja wykończona została w kolorze czarnym. Mamy także gumowe obicie z teksturą imitującą skórę, ale nie znajdziemy tu żadnych dodatkowych zdobień.
Widać, że projektantom aparatu przyświecał utylitaryzm. Każdy element konstrukcji ma tutaj jakieś praktyczne zastosowanie i generalnie jest to podejście w tej klasie sprzętu jak najbardziej uzasadnione. Ba, w swojej kategorii OM-1 prezentuje się nawet atrakcyjnie. Trudno jednak wyobrazić je sobie w roli modnego akcesorium, tak jak ma to miejsce w przypadku tańszych modeli z rodziny Olympus OM-D.
Do wykonania aparatu nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Jest pancerne. Konstrukcja wykonana została ze stopu magnezu, natomiast spasowanie poszczególnych elementów wypada bardzo dobrze. Całość jest bardzo solidna i bez problemu powinna wytrzymać kilka upadków, wrzucenie luzem do plecaka albo niespodziewaną ulewę. Potwierdzeniem tego ostatniego ma być deklarowana przez producenta wodoszczelność na poziomie IP53 – oczywiście w parze z uszczelnianym obiektywem.
Dużym atutem OM System OM-1 są jego kompaktowe gabaryty. Mówimy tu o wymiarach rzędu 13,9 x 9,2 x 7,3 cm i masie 599 g (bez obiektywu, z akumulatorem i kartą pamięci). Jasne, znajdziemy na rynku korpusy podobne rozmiarowo, ale z większym sensorem. W większości będą to jednak konstrukcje amatorskie i półamatorskie; mniej wytrzymałe oraz gorzej wyposażone. No i podpinane do nich obiektywy będą znacznie większe.
A skoro o tym mowa, to OM System OM-1 stanowi bardzo stabilną platformę, jeśli planujemy sięgnąć po większe szkła z bogatej bazy systemu Mikro Cztery Trzecie. Sam miałem okazję przetestować go między innymi z Olympusem 12-40 mm f/2.8 PRO, OM System 45-150 mm f/4.0 PRO oraz Sigmą 16 mm F/1.4. Dla wszystkich tych szkieł korpus stanowił dobrą przeciwwagę, pozwalając na komfortową pracę mimo stosunkowo wysokiej masy takich zestawów.
OM System OM-1 generalnie dał się zresztą poznać jako aparat bardzo wygodny. Wszystkie elementy sterujące są łatwo dostępne, a praca z korpusem nie męczy, nawet w przypadku dłuższych sesji.
Z elementów zasługujących na szczególną pochwałę warto wymienić m.in. dobrze wyprofilowany grip i możliwość przeprogramowania praktycznie wszystkich przycisków znajdujących się na obudowie. Mamy także dżojstik pozwalający na ustawienie punktu ostrości, choć nie jest on ani tak szybki, ani tak precyzyjny, jakbym sobie tego życzył.
Duży plus należy się natomiast za odświeżony interfejs i menu ustawień aparatu. Co prawda w dalszym ciągu mamy tutaj klęskę urodzaju, jeśli chodzi o liczbę różnych opcji, przez co całość może się mniej zaawansowanym użytkownikom wydawać przytłaczająca. Nowy layout jest jednak o wiele bardziej czytelny, a przede wszystkim najczęściej wykorzystywane pozycje możemy przenieść do odrębnej, w pełni konfigurowalnej zakładki, dzięki czemu zawsze pozostają pod ręką.
Oczywiście jest też kilka drobiazgów, które do gustu mi nie przypadły. Przede wszystkim w porównaniu z poprzednimi modelami w serii OM-D EM-1 pokrętła zostały znacznie mocniej zabudowane, przez co są one trudniej dostępne. Zakładam, że ideą było ograniczenie ryzyka przypadkowej zmiany ustawień aparatu, ale jest to miecz obosieczny, bo na tej samej zasadzie trudniej podczas fotografowania dokonać szybkiej korekty ekspozycji. Jest to kwestia mocno subiektywna, jednak nie jestem fanem tego kierunku zmian w OM-1.
Jeśli chodzi o złącza dostępne na korpusie OM System OM-1, do dyspozycji mamy dwa gniazda jack 3,5 mm (mikrofonowe i słuchawkowe), złącze USB-C i mikro HDMI (typ D). Podłączymy też tradycyjny wężyk spustowy oraz dedykowanego gripa. Wreszcie przewidziano miejsce na dwie karty SD UHS-II. Wszystkie złącza schowano pod zaślepkami.
Wyświetlacz i wizjer
OM System OM-1 wyposażony został w dotykowy wyświetlacz LCD o przekątnej 3” i rozdzielczości 1,62 MP. Ma on proporcje 3:2, co warto odnotować choćby przez wzgląd na to, że nie pokrywają się z proporcjami sensora – ten ma układ 4:3.
Ekran umieszczono na obrotowym wysięgniku, dzięki czemu możemy go odchylić zarówno w pionie, jak i w poziomie. Jest to przydatne podczas filmowania oraz fotografowania z nietypowych pozycji (np. z poziomu podłogi). Mocowanie jest solidne i nie budzi większych obaw w kontekście wytrzymałości.
Jeśli chodzi o parametry ekranu, są one przyzwoite. Kolory odwzorowane zostały wiernie, a jasność maksymalna pozwala na komfortową pracę w słoneczny dzień.
Elektroniczny wizjer wykonany został w technologii OLED. Zastosowany panel ma rozdzielczość 5,76 MP i zapewnia maksymalne powiększenie na poziomie 1,65x. Wyświetlany przez niego obraz jest ostry, a kolory i ekspozycja odwzorowane są poprawne. Szybki czas reakcji matrycy pozwala na komfortową pracę nawet w przypadku fotografowania dynamicznych scen (sport, zwierzęta, pojazdy).
Autofokus
OM System OM-1 wyposażony został w hybrydowy autofokus, wykorzystujący 1053 punkty detekcji fazy umieszczone bezpośrednio na matrycy. Wszystkie punkty są punktami krzyżowymi. Dodatkowo aparat w określonych sytuacjach wspomaga się detekcją kontrastu.
Według deklaracji producenta autofokus działa w przedziale od -5,5 EV aż do 19 EV. Co jednak bardziej istotne, obok podstawowych trybów (S-AF, C-AF, rozpoznawanie twarzy) mamy kilka trybów specjalistycznych wykorzystujących uczenie maszynowe. Na szczególną uwagę zasługuje rozpoznawanie określonych kategorii obiektów, w tym pociągów, samochodów i zwierząt.
Autofokus działa szybko i skutecznie. Sam najchętniej korzystałem z trybu C-AF, który w zasadzie gwarantował precyzyjne ustawienie ostrości w punkcie, który wskazałem. Oczywiście było kilka wyjątków – m.in. w słabych warunkach oświetleniowych oraz w okolicach minimalnej odległości ostrzenia – jednak mówimy tu o sytuacjach skrajnych.
Jedynym realnym utrudnieniem była tendencja aparatu do przyznawania wyższego priorytetu obiektom znajdującym się bliżej obiektywu, nawet jeśli ręcznie wskażemy punkt znajdujący się na dalszym planie. W takiej sytuacji jedynym ratunkiem okazywało się przełączenie na ręczne ustawianie ostrości.
Po tryb S-AF sięgałem rzadko, ponieważ C-AF dawało zwykle lepsze, bardziej powtarzalne rezultaty i to nawet w przypadku scen statycznych (głównie fotografii produktowej). Odradzam też aktywowanie śledzenia, gdyż działa ono wyłącznie w przypadku wolnoporuszających się obiektów. Jeśli mamy do czynienia z bardziej dynamicznym ujęciem – i przez „bardziej dynamicznym” rozumiem ty chociażby powolne panoramowanie – aparat gubi fotografowany obiekt i potrafi ustawić ostrość w zupełnie innym punkcie.
Z rzeczy wartych pochwały należy natomiast napisać o wspomnianym wcześniej rozpoznawaniu obiektów. Sam miałem okazję dość intensywnie przetestować tryb ostrzenia na zwierzętach i działał bez zarzutu, niezależnie od fotografowanego gatunku. Ostrość za każdym razem ustawiona była na oku „modela”, tak jak ma to miejsce w przypadku rozpoznawania twarzy. Już samo to sprawia, że OM System OM-1 stanowi bardzo ciekawą propozycję dla osób zajmujących się fotografią przyrodniczą.
A skoro o rozpoznawaniu twarzy mowa, ta funkcja również wydaje się działać bardziej niezawodnie niż w przypadku wcześniejszych generacji korpusu. Tak jak w przypadku OM-D E-M1 Mark III ostrość często ustawiana była minimalnie przed lub za okiem, tak tutaj podobnych problemów w toku testów nie zauważyłem.
Jakość zdjęć
OM System OM-1 wyposażony został w matrycę Live MOS w rozmiarze 4/3” o rozdzielczości 20,4 MP oraz procesor obrazu TruePic X. Na pierwszy rzut oka nie sugeruje to dużych różnic względem poprzedników, ale to dlatego, że nie wspomniałem jeszcze o najważniejszym. Mamy tu do czynienia z nowy sensorem wyposażonym w technologię BSI.
Korzyści z tego tytułu widać nawet w przypadku zdjęć w formacie JPG. W świetle dziennym aparat może się pochwalić szerokim zakresem dynamiki, skutecznie radząc sobie z wyciąganiem szczegółów z zacienionych fragmentów kadru. Czasem odbywa się to kosztem lekkich przepaleń w jaśniejszych partiach obrazu, jednak sytuacje takie zdarzają się rzadziej niż w przypadku np. Olympusa OM-D E-M1 Mark II, którego używam na co dzień.
Prawdziwą przepaść widać natomiast w ciemnych scenach, gdzie musimy się posiłkować wysokim ISO. Tego typu scenariusze od zawsze stanowiły piętę achillesową konstrukcji z matrycami 4/3” i nie da się ukryć, że to stwierdzenie nadal pozostaje prawdziwe. Widać tu jednak duży postęp, ponieważ OM-1 potrafi wykonać dobrze wyglądające zdjęcie przy ISO sięgającym 6400, a nawet 12 800, podczas gdy w przypadku starszych modeli 3200 wydawało się granicą, której lepiej nie przekraczać. Zwiększenie czułości odbywa się oczywiście pewną degradacją, jeśli chodzi o detale i zakres dynamiki, jednak procesor obrazu bardzo dobrze radzi sobie z zachowaniem naturalnych kolorów oraz redukcją szumu.
Poniżej znajdziecie porównanie zdjęć wykonanych przy czułościach ISO 200 (z lewej) i ISO 12800 (z prawej). Sample zamieściłem też w galerii na końcu strony.
Analiza plików RAW obnaża niestety nieco ograniczenia niewielkiego sensora. Tutaj już od ISO 2000 zaczynają się problemy z ostrością i wyraźnym ziarnem w kadrze. Nie mamy też dużego pola do popisu, jeśli chodzi o korektę ekspozycji. Takie zdjęcia nadal powinny być używalne, natomiast ich obróbka może okazać się wymagająca. Na pewno OM System OM-1 wypada tutaj dużo gorzej od nowoczesnych konstrukcji pełnoklatkowych, które przy ISO 6400 nadal zapewniają duży margines na dalsze zabawy.
Żeby nieco zobrazować, jak wygląda tu w praktyce, poniżej zamieszczam zdjęcie wykonane przeze mnie OM System OM-1 (40 mm, f/2.8, 1/200 s., ISO 3200) przy okazji niedawnej wizyty w centrum logistycznym Amazon. Fotografia pierwsza to plik wywołany w dedykowanej aplikacji OM Workspace bez żadnych modyfikacji, natomiast fotografia druga to ten sam plik z cieniami podniesionymi do poziomu +10.
Warto także wspomnieć, że jeśli z jakiegokolwiek powodu uznamy, że 20 MP to dla nas za mało, OM System OM-1 pozwala na wykonanie zdjęć w wysokiej rozdzielczości i to zarówno z ręki, jak i ze statywu. Efekty uzyskane w ten sposób są całkiem zadowalające, aczkolwiek rozwiązanie to nadaje się wyłącznie do fotografowania statycznych obiektów. Fajny trick pod kątem fotografii produktowej i pejzaży, ale w pracy reporterskiej raczej mało użyteczny.
OM System OM-1 - zdjęcia przykładowe (JPG z aparatu)
Wideo
OM System OM-1 pozwala na nagrywanie wideo w rozdzielczości 4K przy 60 kl./s. Możemy wybierać między klasycznym 3840x2160 oraz Cinema 4K, czyli 4096x2160.
Niestety nie mamy do dyspozycji wyższych rozdzielczości i choć w kontekście 8K wydaje się to zupełnie zrozumiałe – wymagałoby to sensora o wyższej rozdzielczości – tak na nagrywanie w 6K pozwalał już Panasonic Lumix GH5 w 2017 roku. Fajnie by było, gdyby OM System w końcu dogoniło w tym zakresie konkurencję.
Na całe szczęście pewne postępy widać w innych obszarach. Chociażby w obecności trybu logarytmicznego (OM-Log400) albo możliwości rejestrowania obrazu w formie 12-bitowego sygnału RAW. Niestety ta ostatnia funkcja dostępna jest wyłącznie w przypadku wykorzystania zewnętrznego rekordera.
Generalnie OM System OM-1 jako aparat do nagrywania wideo spisuje się całkiem dobrze. Rejestrowany obraz jest wysokiej jakości, a skuteczna stabilizacja pozwala na komfortową pracę z ręki. Na potrzeby YouTube czy sporadycznego wideoreportażu z pewnością wystarczy. Jeśli jednak szukamy kamery do profesjonalnej produkcji wideo, brak nagrywania w rozdzielczości wyższej niż 4K oraz kilku kluczowych funkcji może się okazać poważnym ograniczeniem. W takiej sytuacji lepiej będzie sięgnąć po konkurencyjne konstrukcje np. ze stajni Panasonica.
Bateria
OM System OM-1 wyposażony został w nowy akumulator litowo-jonowy BLX-1. Ma on pojemność 2280 mAh i, według deklaracji producenta, pozwala na wykonanie 520 zdjęć (na podstawie testów CIPA). Liczba ta wzrasta do 1100 zdjęć, jeśli korzystamy z funkcji szybkiego uśpienia.
W praktyce rezultaty te są jeszcze lepsze, szczególnie jeśli wyrobimy sobie nawyk wyłączania aparatu za każdym razem, kiedy akurat nie fotografujemy. W ten sposób byłem w stanie wykonać ok. 1200 zdjęć, zużywając na to raptem połowę baterii. Cały dzień pracy bez konieczności wymiany lub doładowywania akumulatora jest więc jak najbardziej w zasięgu.
Jeśli natomiast chodzi o ładowanie, to możemy się wspomóc zarówno dedykowaną ładowarką, jak i zwykłym przewodem USB-C lub powerbankiem. OM System OM-1 obsługuje bowiem standard USB-PD.
Podsumowanie
Pisząc o OM System OM-1 opisywałem go z mojej perspektywy, zwracając uwagę na funkcje i parametry istotne z mojego punktu widzenia. Wydaje mi się, że jest to bardzo istotne, ponieważ ocena testowanego aparatu będzie radykalnie inna w zależności od tego, czego od niego oczekujemy.
Nowy korpus w ofercie przemalowanego Olympusa to fajny, uniwersalny sprzęt dla osób, które z aparatem podróżują i zależy im na wysokiej ergonomii oraz uniwersalności. Nie jest to maszyna dla osób oczekujących bezkompromisowej jakości obrazu oraz reporterów, którzy 90 procent swojego czasu spędzają w niedoświetlonych salach – czy to sportowych, czy weselnych. Tutaj lepszym wyborem okażą się aparaty pełnoklatkowe… tyle że to raczej oczywiste, prawda? Także pod kątem nagrywania wideo znajdziemy na rynku lepsze propozycje.
Uważam jednak, że OM System OM-1 nadal bez problemu znajdzie dla siebie niszę. Szybki autofokus w polączeniu z kompaktowymi rozmiarami sprawia, że to bardzo dobra propozycja dla fotografów przyrody. Szczególnie, jeśli dodamy do tego nową funkcję rozpoznawania zwierząt. Aparat bardzo dobrze sprawdza się również w fotografii produktowej, podróżniczej i reporterskiej. Sam bardzo go sobie cenię za świetną ergonomię oraz długi czas pracy na jednym ładowaniu.
Tylko czy w tej niszy jest miejsce dla korpusu za 9990 zł? Szczególnie w czasach, kiedy znaczną część tego, co robi OM-1, można wycisnąć z dobrej klasy smartfona? Nie wiem i nie wydaje mi się, żeby to było dobre miejsce na wchodzenie w takie dyskusje. Wiem natomiast, że sam OM System OM-1 ze swojej torby fotograficznej bynajmniej bym nie wyrzucił i podejrzewam, że nie jestem w tym odosobniony. To bardzo udany sprzęt, któremu warto dać szansę.
Ocena końcowa: 8/10
Plusy:
- Bardzo dobra jakość wykonania
- Pancerna konstrukcja
- Wodoszczelność (IP53)
- Rewelacyjna ergonomia
- Szybki i celny autofokus
- Dedykowany tryb rozpoznawania zwierząt
- Czytelne menu z opcją personalizacji
- Skuteczna wbudowana stabilizacja obrazu
- Długi czas pracy na jednym ładowaniu
- Ładowanie przez USB-C
- Wysoka jakość obrazu (jak na aparat z sensorem 4/3")
Minusy:
- Jakość zdjęć w słabym oświetleniu nadal pozostawia sporo do życzenia
- Możliwości w zakresie nagrywania wideo pozostają w tyle za konkurencją
- Liczba opcji w menu nadal może przytłaczać
- Stosunkowo wygórowana cena