Test Sennheiser Momentum True Wireless. Najwyższa półka bezprzewodowego dźwięku
Sennheiser długo zwlekał z wprowadzeniem do oferty bezprzewodowych słuchawek. Ale kiedy w końcu nadszedł na to czas, firma wytoczyła grube działa w postaci modelu Momentum True Wireless. Prawdziwie bezprzewodowe słuchawki miały jedno zadanie – zrobić zamieszanie na rynku. Czy im się to udało? Sprawdźmy.

Zestaw i specyfikacja
W zestawie, obok słuchawek oraz pokrowca ładującego, znajdziemy kabel USB typu C oraz zestaw trzech wymiennych, gumowych końcówek.
Specyfikacja:



- słuchawki bezprzewodowe, douszne,
- odporne na zachlapanie zgodnie z normą IPX4,
- masa obu słuchawek - 13,2 grama, masa pokrowca ładującego - 56,6 grama,
- wymiary pokrowca - 78,6 x 54 x 35mm,
- pasmo przenoszenia - 5 - 21 000 Hz,
- poziom ciśnienia akustycznego - 107 dB,
- dynamiczne przetworniki o średnicy 7mm,
- łączność Bluetooth 5.0, SBC, aptX, aptX Low Latency, AAC, A2DP, AVRCP, HSP, HFP,
- cena: 1175 zł.
Plus dla słuchawek, minus dla pokrowca
Wizualnie słuchawki Momentum TW w zasadzie nie różnią się od innych podobnych konstrukcji. Wglądają trochę jak przerośnięty i opity krwią kleszcz. Taki już urok bezprzewodowych pchełek. Tym czego nie wiemy na pierwszy rzut oka bez przeczytania instrukcji lub przypadkowego wciśnięcia to to, że na bokach konstrukcji zostały umieszczone pola czułe na dotyk, za pomocą których można sterować odtwarzaczem, funkcjami lub regulacją głośności.
Słuchawki są wykonane perfekcyjnie. Wszystkie elementy są ze sobą idealnie spasowane, a połączenie solidnego plastiku i metalu wypada bardzo dobrze. Choć muszę przyznać, że tańsze propozycje np. Jabry choć wykonane podobnie, robią trochę lepsze wrażenie.
Nieco mnie dobrych słów można powiedzieć na temat pokrowca ładującego. Ten też wygląda podobnie jak w przypadku innych tego typu konstrukcjach, ale w przeciwieństwie do nich został wykonany z plastiku pokrytego plecionym materiałem. Rozumiem zamysł producenta, miało być bardziej prestiżowo, stąd materiał zamiast plastiku, ale kolokwialnie mówiąc – coś nie pykło. Oczywiście, wygląda to ładnie, robi dobre wrażenie, ale pokrowiec ze słuchawkami raczej często ląduje na dnie torby lub w kieszeni i chyba nie chcę wiedzieć jak może wyglądać po kilku miesiącach użytkowania. Nie ma siły, aby materiał się nie pobrudził, a przecież nie wrzucimy go potem do pralki. A przynajmniej nie zrobimy tego świadomie.
Drugą jego wadą jest sama konstrukcja. Zawias sprawia wrażenie bardzo delikatnego, a pokrywa pokrowca delikatnie kołysze się na bok, co nie sprawia wrażenia solidności. Na plus należy zaliczyć port USB typu C oraz diody sygnalizującej stan naładowania akumulatora.
Podsumowując – wykonanie słuchawek na ogromny plus, ale wykonanie pokrowca… cóż, wolę chamski plastik.
Bardzo wygodne i funkcjonalne
W przypadku dousznych, bezprzewodowych słuchawek pozbawionych jakichkolwiek skrzydełek, wygoda korzystania z nich w dużej mierze zależy od naszych uszu. Jeśli mają one w miarę standardowy kształt, to po odpowiednim umieszczeniu słuchawek nie powinniśmy narzekać na wygodę korzystania. Po włożeniu urządzenia do ucha wystarczy je delikatnie przekręcić i wszystko powinno trzymać się bez zarzutów. Oczywiście korzystanie z tego typu słuchawek wymaga chwili przyzwyczajenia. Chyba każdy na początku będzie obawiać się, że podczas chodzenia słuchawka może nam wypaść z ucha i zginąć bezpowrotnie. Dużo zależy tutaj też od odpowiedniego dopasowania rozmiarów gumek. Tym z zestawu nic nie można zarzucić.
Bardzo wygodna jest funkcja automatycznego wyłączenia słuchawek po odłożeniu ich do pokrowca. To w zasadzie eliminuje konieczność pamiętania o ich każdorazowym włączaniu i wyłączaniu. O ile tylko mamy aktywny Bluetooth w telefonie, wystarczy wyjąć słuchawki z pokrowca i włożyć je do ucha aby muzyka zaczęła grać. Spotkałem się z opiniami, że ta funkcja nie zawsze działa jak powinna i po włożeniu do pokrowca słuchawki nadal odtwarzają muzykę. Być może to kwestia egzemplarza, ale nie spotkałem się z tym problemem.
Sterowanie za pomocą paneli dotykowych umieszczonych na bokach słuchawek wymaga przyzwyczajenia. Nie ma tu żadnych przycisków, kliknięć czy pisków, które mogłyby potwierdzić wciśnięcie wirtualnego przycisku. Jest to jednak kwestia przyzwyczajenia i w krótkim czasie można tę sztukę opanować. Większość akcji odbywa się poprzez dotknięcie słuchawki. W przypadku słuchawki lewej np. jedno dotknięcie to zatrzymania odtwarzania, dwa to następny utwór, a trzy poprzedni. Z kolei przytrzymanie słuchawki zmniejszy poziom głośności. Analogicznie przytrzymanie prawej go zwiększy.
Ze słuchawek można też korzystać pojedynczo, o ile zdecydujemy się na prawą słuchawkę. To ona odpowiada za łączność ze smartfonem i to na niej znajdują się przyciski odpowiedzialne m.in. za odbieranie przychodzących połączeń.
Aby w pełni korzystać z możliwość słuchawek warto zaopatrzyć się w aplikację Smart Control. W niej znajdziemy dokładny opis wszystkich gestów, co już samo w sobie jest warte uwagi. Tutaj również znajdziemy ustawienia funkcji przekazywania dźwięku z zewnątrz lub aktywacji redukcji hałasu oraz… coś co można nazwać złośliwie equalizerem. Jest on prezentowany w formie wykresu. Domyślnie jest to prosta kreska. Po lewej stronie skali mamy tony niskie, po prawej wysokie. Do tego mamy kropkę, którą przesuwając po ekranie możemy podbić dany zakres dźwięków, wykrzywiając naszą prostą. Z jednej strony, to bardzo proste rozwiązanie, ale z drugiej osoby bardziej wymagające płacąc tak dużo za słuchawki wolałyby mieć większą kontrolę nad dźwiękiem.
Dźwięk… ależ to gra!
Po słuchawkach za prawie 1200 zł można oczekiwać wysokiej jakości dźwięku. To powinien być standard i pod tym względem Sennheisery Momentum TW nie zawodzą w żadnym aspekcie. Brzmienie jest wręcz genialne i naprawdę nikogo nie urazimy mówiąc, że to najlepiej grające słuchawki o takiej budowie na rynku.
Momentum TW oferują miękki, przyjemny bas, który wyskakuje przed szereg, ale nie dominuje nad resztą pasma i nie zagłusza pozostałych dźwięków. Jest głęboki, momentami wręcz przyjemnie mruczący i wibrujący, ale tylko wtedy, jeśli faktycznie taki ma być. To nie jest brzmienie ogromnego głośnika basowego z bagażnika samochodu. Średnica jest równie dobra i bez problemu usłyszymy dźwięki poszczególnych instrumentów, a na deser zostają perfekcyjnie czyste wokale. Nie piszczące, bez metalicznego pogłosu. Wszystkie dźwięki są przy tym bardzo dynamiczne. Wyraźnie słychać wszystkie pojedyncze uderzenia, które nie zlewają się w jedną wielka papkę. Całość uzupełnia bardzo wysoka głośność i zapewne wiele osób nie będzie mało potrzeby wykorzystywania pełnej skali dźwięków.
Oczywiście brzmienie nie jest aż tak głębokie jak w przypadku słuchawek nausznych, ale nieco zbliżone jest działanie redukcji hałasów. Pomimo niewielkiej konstrukcji Momentum TW bardzo skutecznie izolują nas od dźwięków otoczenia. W razie potrzeby można skorzystać z funkcji Transparent Hearing. Za pomocą wbudowanych mikrofonów słuchawki przekazują do nas dźwięki otoczenia. Dzięki temu bez problemu usłyszymy nie tylko trąbiący na nas samochód, ale w ogóle sam fakt, że nadjeżdża. W przypadku zatrzymania odtwarzania możemy bez problemu rozmawiać z innymi osobami, słysząc je przy tym niemal identycznie jak bez słuchawek. Oczywiście pozostaje tu kwestia kultur prowadzenia rozmowy ze słuchawkami w uszach. Ale w razie potrzeby – można i działa to perfekcyjnie.
Absolutnie niczego nie można też zarzucić jakości prowadzonych rozmów. Dźwięk w obie strony jest przekazywany bardzo dobrze, a jakość dźwięku i sam komfort prowadzenia rozmowy jest wyższy niż w przypadku tradycyjnego trzymania telefonu przy uchu.
Czas pracy to cena bardzo dobrej jakości dźwięku
Brzmienie słuchawek wynika z zastosowania bardzo dużych, jak na tego typu słuchawki, 7mm przetworników. Zaletą tego rozwiązania jest genialny dźwięk. Wadą – jego prądożerność. I tak jak większość słuchawek zwyczajnie rozładowuje akumulator czerpiąc z niego energię do działania, tak Sennheisery Momentum TW go dosłownie pożerają bez przeżuwania.
Efekty? Cztery godziny działania do maksimum, co możemy od nich dostać. Dla osoby, która słuchawki ładuje co 2-3 tygodnie, brzmiało to jak nieśmieszny żart. Musiałem więc sobie to racjonalizować tym, że brzmienie kosztuje. Nie tylko pieniądze, ale tez czas działania.
Pokrowiec pozwala na dodatkowe osiem godzin działania, czyli w praktyce za jego pomocą naładujemy słuchawki do pełna dwa razy. Jedno ładowanie trwa 1,5 godzin.
To nie są słuchawki dla każdego, ale każdego potrafią oczarować
Oczywiście swoim brzmieniem. To główna i największa zaleta słuchawek Sennheiser Momentum True Wireless. Wśród słuchawek dousznych to naprawdę sprzęt bezkompromisowy jeśli chodzi o jakość dźwięku.
To niestety jest okupione wręcz śmiesznie krótkim czasem działania. Co prawda rzadko kiedy słuchamy muzyki dłużej niż cztery godziny, a w dłuższych podróżach zdecydowanie lepiej sprawdzają się konstrukcje nauszne. Ale jeśli zapomnimy naładować słuchawek i pokrowca przyzwyczajeni do dużo rzadszego ładowania innych modeli, potrafi być różnie. Uwierzcie, że podróż pociągiem obok kosmicznie wygadanych i roześmianych, na oko 15-latek, bez naładowanych słuchawek bywa piekłem.
To w zasadzie jedna z niewielu wad Momentum TW. Do nich należy też dodać przeciętnie wykonany pokrowiec. Ale po stronie zalet mamy też bardzo dobrze działającą redukcję hałasu i genialnie działającą funkcję Transparent Hearing, bardzo wysoką jakość rozmów oraz ogólną wygodę korzystania.
Cena, cóż… wysoka jakość dźwięku zawsze od zawsze wiąże się z wysoką ceną i nie inaczej jest w tym przypadku. Przy tak grającym sprzęcie nie jest to wada, a cecha.
Ocena końcowa: 8,5/10
Wady:
- przeciętnie wykonany pokrowiec, pokryty łatwo brudzącym się materiałem,
- bardzo krótki czas działania na pojedynczym ładowaniu,
- ubogi equalizer.
Zalety:
- genialna jakość dźwięku,
- bardzo dobrze działająca funkcja Transparent Hearing,
- bardzo dobra redukcja hałasu,
- wysoka jakość rozmów,
- bardzo dobre wykonanie samych słuchawek,
- duża wygoda codziennego użytkowania.