Słuchawki tygodnia: Sony ULT Wear dadzą tyle basu, ile tylko uniesiesz - test
Sony zaprezentował swoją nową serię sprzętu audio dla konsumentów szukających mocnego pie... mocnego basu. Sony ULT Wear to pierwszy przedstawiciel rodziny wśród słuchawek.

To takie WH-1000XM5 dla biedoty
Nie da się ukryć, że seria ULT czerpie całym garściami z flagowej serii 1000XM producenta, w tym nawet przewędrował tutaj chipset Sony V1. Podobnie jak czyniła to seria XB... Zresztą, chociaż Sony twierdzi, że ULT to zupełnie nowa marka, trzeba być głupim, by nie zauważyć, że to jedynie pudrowany ExtraBass. Chyba najbliżej właściwościami ULT Wear to uśmierconej serii XB900, a nazwa kodowa WH-ULT900N te konotacje zdaje się potwierdzać. Tym razem jednak Sony dowalił (bo inaczej tego nie da się nazwać) jeszcze więcej basu. Nie można natomiast odmówić firmie zadbania o porządne usuwanie szumu otoczenia, lepsze niż w Sony XB910N, o czym za chwilę.
Specyfikacja i cena
Neodymowe 40-milimetrowe membrany Sony ULT Wear na papierze mają pasmo przenoszenia od 5 do 20000 Hz, dynamikę 110 dB (100 bB po JACK 3,5 mm, przy wyłączonych słuchawkach) i impedancję 32 omów przy wyłączonym urządzeniu oraz 314 omów przy włączonych słuchawkach. Ładowanie realizowane jest przez USB-C, w zestawie dostajemy przewód, nie ma natomiast ładowarki. Czas ładowania od zera do pełna to 3,5 godziny, a baterii wystarcza na 50 godzin słuchania muzyki (30h z ANC) lub 40 godzin rozmów (30 z ANC).



W zestawie znajdziemy 1,2-metrowy przewód JACK 3,5 mm, który może przydać się w samolocie czy do podłączenia do źródeł dźwięku pozbawionych łączności Bluetooth. Słuchawki potrafią aktywnie utrzymywać połączenie z dwoma urządzeniami Bluetooth, obsługują też asystentów głosowych. Masa urządzenia to tylko 255 gramów, pałąk składa się przy nausznikach, a dołączone etui transportowe jest wyjątkowo smukłe i poręczne.
Sony wycenił swoje słuchawki na około 900 zł, cena może jednak różnić się w poszczególnych sklepach.
Świetne do hip-hopu czy techno, ale męczą w innych scenariuszach
Oczywiście pierwsze co zrobiłem po odpaleniu słuchawek to test magicznego przycisku ULT na obudowie. Uruchamia on potężny bas (Tryb Deep Bass), a naciśnięty ponownie — czyni ten bas jeszcze potężniejszym (Tryb Attack Bass). Suchoty hip-hopu czy mniej dobasowanego techno słuchawki zalały nawet nie morzem, ale całym oceanem wysokociśnieniowego basu.
I wszystko by było w porządku, tylko wygląda na to, że nawet na zerowym ustawieniu ULT Bassu i Clear Bassu w equalizerze producent nadal ładuje tego basu za dużo. Dopiero nastawa -10 Clear Bassu zdjęła trochę z tej przesady, ale bez ręcznego grzebania w equalizerze też się nie obyło. I nie były to subtelne mikro-korekty. Obejrzenie serialu w samolocie bez tej operacji było bolesne niczym jazda maluchem ze zbitym z desek subem na tylnej kanapie. Nie obędzie się też bez podbicia tonów wysokich, które giną w tym basowym zadymieniu.
Intencją twórców było dostarczenie użytkownikowi doświadczenia, jakie zna z koncertów, na których jest w pierwszych rzędach przy scenie. Krótko mówiąc, przede wszystkim emocji i energii, a nie jakiegoś analitycznego snobizmu. I ta energia ewidentnie występuje, a charakterystyczna dla konsumenckich produktów Sony basowa sygnatura zyskała kolejną aktualizację i kolejny poziom basowego doładowania. Choć pamiętałem o tym podczas testów Sony ULT Wear, nie da się pominąć faktu, że przemierzając testową playlistę na każdym kroku miałem niestety nieodparte wrażenie, że słuchawki sabotują mi brzmienie przesadnym, dudniącym basem.
Testy z zewnętrznym DAC-iem
Jako że nasze „ucho redakcji“, Arek Bała zaopatrzył mnie w mobilny DAC (xDuoo Link2 Bal Max), zobaczyłem, jak słuchawki działają zupełnie analogowo. I brawo. To zupełnie inny sprzęt, gdy nie ma tych wszystkich ulepszeń Sony.
Bas nadal jest nieco przeciągnięty, ale o niebo bardziej sprężysty i dynamiczny niż po Bluetooth. Szersza jest też scena i nieporównanie lepsza szczegółowość, co pośrednio może być również dostępem do bezstratnych, masterowanych materiałów Tidala i Apple Music, zamiast tego, co przepuszczają kodeki AAC i SBC czy nawet LDAC.
Nie no szok! Słuchawki, które były dla mnie akceptowalne dopiero po wielkich operacjach w equalizerze nagle zaczęły grać rewelacyjnie bez jakichkolwiek poprawek. Wciąż z japońskim ciepłem, ale z zadowalającą ekspresją detali, w końcu przebijającym się środkiem i górą skali, a do tego z przyjemną, znacznie lepszą separacją instrumentów — Sony ULT Wear przewodowo potrafią wywołać ciarki. I nie chodzi tu o ciary żenady.
Podczas słuchania przewodowego można też słuchawki włączyć. I powiem krótko — nie róbcie tego. Będzie wciąż lepiej niż po Bluetooth i dostaniemy ANC, ale całe zestrojenie umiera i dochodzi manieryczny, zapychający wszystko bas Sony.
Podsumowanie
Sony ULT Wear to słuchawki o bardzo nieuniwersalnym brzmieniu. Jeśli na pierwszym miejscu stawiasz szeroką scenę muzyczną, szczegółowość i balans muzyczny, o którym myśleli twórcy muzyki — źle trafiłeś. Tutaj lepiej sprawdzą się podobnie wycenione Sennheiser Accentum Plus czy tańsze JBL Live 770NC.
Jeśli jednak na pierwszym miejscu stawiasz potężny bas, jesteś miłośnikiem hip-hopu i R&B albo dyskotekowego house’u, a choćby najsubtelniejszy utwór w Twoim odczuciu musi zostać przykryty zadymioną kołderką smolistego basu, to ULT Wear będą Cię cieszyć. Bardziej „dobasowanych” słuchawek nie miałem na głowie. Tryb ULT1 już wgniata, ULT2 natomiast nie zostawia jeńców, a wszystko to bez jakiegoś charczenia czy innych zniekształceń basu znanych ze starszych konstrukcji.
To, co muszę oddać Sony ULT Wear to również obłędnie działający system usuwania szumu otoczenia, który odcina nas po dowaleniu ULT-owym basem nawet jeszcze mocniej. Bez problemu prześpisz w nich długi lot samolotem czy nie zauważysz, że konduktor w pociągu prosi o okazanie biletu. A że słuchawki wygodnie składają się na płasko i mieszczą w smukłym etui, bardzo wygodnie zabiera się je w podróż.
Reasumując, jeśli uwielbiasz bas, to z Sony ULT Wear na głowie może się okazać wręcz, że nie aż tak bardzo, jak sądziłeś. Nie wątpię jednak, że znajdą się chętni na podjęcie tego wyzwania i z ULT Wear będą piekielnie zadowoleni. Sam jednak więcej czasu spędziłem na redukowaniu basu niż na jego dodawaniu, jak bas kocham.
...a przynajmniej do czasu podłączenia słuchawek do mobilnego DAC-a. W trybie wyłączonym, a więc bez wszystkich „ulepszeń” cyfrowych firmy Sony, słuchawki ULT Wear podpięte przewodem pokazują swoje drugie, lepsze oblicze. Dostajemy lepszą szczegółowość i separację kanałów, odpowiednio wydatne wokale, niestłumione tony wysokie, sprężysty, szybszy bas, większą dynamikę i o niebo szerszą scenę muzyczną. Jest to nadal ciepłe, V-kowe brzmienie Sony, ale w wydaniu jakie u Japończyków lubię.
Oceny końcowej wyjątkowo nie będzie. W tym szaleństwie jest zapewne metoda, która wychodzi poza moją percepcję. To bardzo fajne słuchawki Bluetooth na kablu, doskonałe do podróży (kozacki ANC) i niegłupie dla miłośników przeciągniętego, konsumenckiego basu. Coś jakby trzy urządzenia w jednym, jednej oceny nie da się dać.
Wady:
- tego basu jest jednak za dużo (być może to zaleta),
- nawet po korektach, wąska scena i przytłumione brzmienie,
- złącze USB-C nie może służyć do przekazywania dźwięku,
- podczas rozmów telefonicznych słychać nas cicho i niewyraźnie,
- wbrew deklaracji nie pauzują muzyki po zdjęciu z głowy (iPhone).
Zalety:
- lekkie, wygodne i dobrze wykonane,
- smukłe, bardzo praktyczne etui transportowe,
- wygodna obsługa gestami i brak natłoku przycisków,
- funkcjonalna aplikacja do zarządzania słuchawkami,
- praca też via złącze JACK 3,5 mm, przewód w zestawie,
- ...i właśnie na złączu JACK o niebo lepsze parametry dźwięku,
- genialnie działające usuwanie szumu otoczenia,
- obłędny czas pracy (do 50h, 30h z ANC),
- tyle basu ile tylko zapragniesz.