Test Huawei Mate 20 Pro po pół roku użytkowania. Genialny smartfon, którego nienawidzę
Pomimo rosnącego stażu na rynku. Huawei Mate 20 Pro stale przewija się w rankingach najlepszych smartfonów. Nie bez powodu, to cały czas topowe urządzenie oferujące jedną z najmocniejszych na rynku specyfikacji.

Zestaw i specyfikacja
Specyfikacja:
- szklano-metalowa obudowa o wymiarach 157,8 x 72,3 x 8,6 mm i masie 189 gramów, wodoszczelna zgodnie z normą IP68,
- Ekran OLED o przekątnej 6,39 cala i rozdzielczości 1440 x 3120 pikseli (DCI-P3, HDR10), chroniony szkłem Gorilla Glass 5,
- układ Kirin 980 z 8-rdzeniowym procesorem taktowanym zegarem 2,6 GHz, grafika Mali-G76 MP10,
- 6 GB pamięci RAM, 128 GB pamięci wbudowanej, gniazdo kart pamięci NanoSD,
- potrójny aparat główny - 40 Mpix (F/1.8, 27mm, PDAF + laserowy autofocus), 20 Mpix (F/2.2, 16mm), 8 Mpix (F/2.4, 80mm, 3-krotny zoom optyczny); przedni aparat 24 Mpix (F/2.0, 26mm),
- łączność Wi-Fi ac, Bluetooth 5.0, NFC, port podczerwieni, LTE kategorii 21 (1400/200 Mb/s), czytnik linii papilarnych wbudowany w ekran, FaceID (na podstawie skanu 3D), port USB typuC.
- litowo-polimerowy akumulator o pojemności 4200 mAh, szybkie ładowanie przewodowe (40W) i bezprzewodowe (15W), możliwość bezprzewodowego ładowania innych urządzeń.
- cena: 3499 zł.
Zestaw Mate'a 20 Pro jest standardowy. Znajdziemy w nim ładowarkę sieciową, kabel USB typu C, kluczyk do otwierania gniazda kart oraz przejściówkę na mini-Jacka. Pokrowiec, nawet prosty silikonowy, byłby tutaj miłym dodatkiem.



Solidna obudowa, obok której ciężko przejść obojętnie
Kiedy jeszcze przed oficjalną premierą miałem okazję pierwszy raz używać Mate’a 20 Pro, największe obawy miałem w związku z zakrzywionym ekranem. Nie byłem do tej pory zwolennikiem tego rozwiązania, ale po czasie stawiałbym ten element po stronie zalet. Choć nadal wolę płaskie konstrukcje, to dzięki zakrzywionym bokom Mate 20 Pro wizualnie sprawia wrażenie mniejszego od konkurentów oferujących ekrany o podobnej przekątnej, jak choćby LG V40.
Drugie obawy są w moim przypadku standardowe – szklany tył. Element, który w większości smartfonów rysuje się od samego wkładania go do kieszeni, a momentami wręcz od samego patrzenia. Mate’a 20 Pro używałem do tej pory głównie bez pokrowca (O nie!) i pojedyncze zarysowania w dolnej części tylnego panelu i na jego bokach są naprawdę znikome. Wiele smartfonów dużo gorzej potrafi wyglądać już po pierwszych 2-3 tygodniach. Nie wiem na ile jest to kwestia szczęścia, a na ile solidności konstrukcje, ale ogółem jestem pod wrażeniem.
Solidność konstrukcji potwierdziła się też podczas kilku upadków. Większość kończyła się na drewnianych panelach, głównie pod wbiegnięciu kotka w kabel ładowarki, a najpoważniejszy na płytki w łazience skończył się dwoma niewielkimi odpryskami na metalowym korpusie. Jak na to jak wyglądał upadek – jest więcej niż dobrze.
Jeśli chodzi o pokrowce, to niech nie przyjdzie Wam do głowy korzystać z magnetycznego etui, popularnego na Allegro. Są to dwie tafle skład z metalowymi bokami, łączące się za pomocą magnesów. Oprócz tego, że całość jest stosunkowo gruba, to okazuje się, że tłumi zasięg. O ile w mieście tego raczej nie odczujemy, tak dopiero w pociągu zauważyłem, że miejscach, w których Internet powinien już działać normalnie, smartfon nie łapie zasięgu. Winny okazał się pokrowiec.
Wizualnie Mate 20 Pro ostatecznie podbił moje serce. Smartfon jest bardzo dobrze wykonany, rzuca się w oczy za sprawą kwadratowego modułu aparatu, a dzięki wspomnianym zakrzywionym bokom sprawia wrażenie bycia delikatnie mniejszego niż jest w rzeczywistości, ale przy tym też nie wydaje się być przesadnie długi. Można mieć lekkie zastrzeżenia co do czarnej wersji kolorystycznej, której lustrzany tył wygląda w słońcu na lekko wyblakły. Ale to już kosmetyka.
Gramy w zielone? Nie tym razem
W moim egzemplarzu wyświetlacz wyprodukowała chińska firma BOE, więc jest z góry wolny od ryzyka wystąpienia zielonej poświaty, która spotykała niektóre modele z panelami LG. Nie poszliśmy w ślady kolegów z innych redakcji, którzy bardzo szybko podchwycili temat, szeroko informując o pladze zielonych ekranów, a ostatecznie stwierdzili, że nigdy takiego efektu nie zobaczyli. Zielony ekran mieliśmy tylko wtedy, kiedy sami ustawiliśmy odpowiednio podrasowaną tapetę.
Wyświetlacz, co tu dużo mówić, jest bardzo ładny. Oferuje perfekcyjną czerń, bardzo dobrze nasycone kolory, wysoki kontrast, a biel nie wpada w odcienie żółci. Niczego nie można też zarzucić reakcji na dotyk oraz widoczności w słońcu. Ani razu nie miałem okazji narzekać na czytelność ekranu.
A jak zakrzywienia boków panelu wpływają na jego obsługę? Już podczas pokazu przedpremierowego mogliśmy usłyszeć, że zakrzywiony ekran nie ma zupełnie żadnych dodatkowych funkcji, ma wyłącznie dobrze wyglądać. Miałem jednak obawy co do tego, czy bezaramkowa konstrukcja w połączeniu z krzywiznami nie doprowadzi do sytuacji, w której ekran nie będzie reagować na polecenia, bo przypadkiem dotykam go dłonią na którymś z boków. I faktycznie takie sytuacje się zdarzały, ale dosłownie raz na kilka tygodni. Elementy interfejsu zostały tak zaprojektowane, że zazwyczaj nie sięgają idealnie do końca ekranu, dzięki czemu jego zakrzywienia zupełnie nie przeszkadzają podczas codziennego użytkowania.
Przy ekranie warto też zwrócić uwagę na czytnik linii papilarnych. Wśród użytkowników Mate’a 20 Pro kilka razy słyszałem, że ten element potrafił momentami zawodzić i działać nieprecyzyjnie, ale były to chwilowe problemy. Mimo wszystko, czytnik w ekranie nie jest jeszcze idealnym rozwiązaniem i nie oferuje tak szybkiej i dokładnej pracy jak „tradycyjne” rozwiązania. Lepiej wypada za to opcja odblokowania za pomocą skanu twarzy. Co najważniejsze, mówimy o faktycznym skanie i tworzeniu trójwymiarowego modelu, a nie samym zdjęciu twarzy. Dzięki temu jest to bezpieczna metoda, która po serii aktualizacji działa bez większych zastrzeżeń. Niedługo po premierze byłaby zdecydowanie bardziej ciekawostka, niż użyteczne narzędzie.
Nienaganna kultura pracy i spory zapas mocy
Huawei Mate 20 Pro działa od samego początku jak złoto, choć kilka razy zdarzyły mu się małe wpadki. Zanim jednak do nich przejdziemy, skupmy się na pozytywnych wrażeniach.
Smartfon cały czas może być wzorem do naśladowania dla innych modeli. Nie ma praktycznie nic, co mogłoby zakłócić jego płynną pracę i spowolnić podczas codziennego użytkowania. Bez względu na to, czy są to gry, filmy, przeglądanie Internetu, czy zwykłe poruszanie się po Menu. Nie narzekałem przy tym nigdy na wzrost temperatury obudowy, który pojawiał się tylko na początku szybkiego ładowania oraz po uruchomieniu benchmarków.
Wspomniane wpadki można by policzyć na palcach obu rąk. Były to chwilowe zawieszenia, które ustępowały po zablokowaniu ekranu i tylko dwa razy smaratfon zawiesił mi się na tyle, że musiałem go zrestartować. W ciągu ostatnich miesięcy więcej razy samoczynnie restartowały mi się różne laptopy wyświetlając przy tym niebieski ekran.
Benchmarki, przeprowadzone w trybie wysokiej wydajności, plasują Mate’a 20 Pro w czołówce smartfonów 2018 roku, a i w roku 2019 nie ma się czego wstydzić. I podobnie będzie zapewne przynajmniej przez kolejny rok.
Perfekcyjna nakładka EMUI
Interfejs Emotion UI obserwuję i używam niemal od początku, czyli wersji 1.6 w Huaweiu P6. Bardzo szybko się polubiliśmy i choć całościowo mówimy o rewolucji jeśli chodzi o zmiany na przestrzeni ostatnich lat, tak zmiany pomiędzy kolejnymi wersjami to bardziej ewolucja, która nie wpływa drastycznie na codzienne użytkowanie.
Całość wraz z kolejnymi wersjami wygląda mniej więcej tak samo, a wiele kosmetycznych zmian można dostrzec dopiero po kilku tygodniach uzytkowania. Najnowsza wersja interfejsu miała wprowadzić wiele uproszczeń, dzięki czemu ścieżki do najczęściej używanych funkcji miały zostać skrócone. Zostało to zrobione w tak przemyślany sposób, że wiele z tych zmian bardzo łatwo można pominąć i dopiero po dłuższym czasie zauważałem, że do niektórych opcji mogę dostać się szybciej niż do tej pory.
EMUI ma do zaoferowania jeden z największych zbiorów motywów, wśród których bardzo dużo jest pozycji bezpłatnych. Dobranie odpowiedniego tematu potrafi zająć dużo czasu, szczególnie że ich elementy można ze sobą mieszać. Możemy wziąć tapetę z jednego, ekran blokady z drugiego, a ikony z kolejnego. W najnowszych wersjach interfejsu Huawei mocniej zaczął promować motywy płatne. Wcześniej na ekranie wyboru widzieliśmy głównie te bezpłatne, a obecnie płatne warianty pojawiają się dużo częściej.
Warto też zwrócić uwagę, że to właśnie EMUI można uznać za interfejs, który przyczynił się do promowania rezygnacji z klasycznego Menu w smartfonach z Androidem. Oczywiście, to rozwiązanie z iPhone’ów, ale to Huawei konsekwentnie stosuje je od lat w swoich urządzeniach.
Idealne narzędzie komunikacji
O ile tylko nie zaopatrzymy się we wspomniany wcześniej magnetyczny pokrowiec, na zasięg Mate’a 20 Pro nie można narzekać. Pod tym względem nigdy mnie nie zawiódł, bez względu na warunki i otoczenie. Sygnał sieci komórkowej, jak i Wi-Fi zawsze był bez zarzutów. Do tego smartfon stabilnie trzyma połączenia Bluetooth z różnymi urządzeniami, w tym słuchawkami i zegarkami oraz bardzo szybko paruje się z nimi za pomocą NFC. Najczęściej korzystałem z niego do parowania z aparatem.
Jakość rozmów stoi na wysokim poziomie. W przeciwieństwie do Mate’a 20 głośnik rozmów jest tradycyjny, nie powędrował na górną krawędź obudowy. Dzięki temu emitowany dźwięk połączeń nie rozchodzi się tak mocno w otoczeniu. Aplikacja telefonu w prosty sposób tworzyć listy zablokowanych numerów. Wystarczy przytrzymać daną pozycję na liście i wybrać odpowiednią opcje. Bardzo łatwo można się w ten sposób pozbyć niechcianych telefonów z banku i reklam odkurzaczy. Nie można też zapominać o fabrycznie dostępnej opcji nagrywania rozmów.
Mate 20 Pro to bardzo dobre narzędzie komunikacji. Rozmowy, wiadomości, komunikatory, poczta elektroniczna, łączenie z innymi sprzętami, a nawet funkcja pilota do telewizora – wszystko to działa jak złoto.
Muzyczna poprawność, znowu...
Możliwości muzyczne Mate’a 20 Pro są w dużym stopniu uzależnione od możliwości samej przejściówki z USB typu C na Jacka 3,5mm. Powoduje ona, że smartfon gra w zasadzie jak typowy Huawei. Już od dłuższego czasu większość modeli chińskiego producenta oferują bardzo zbliżoną jakość dźwięku. Dominuje w niej środek skali, a tony niskie i wysokie są dobrze odwzorowane, ale nie mają ochoty wychodzić przed szereg. Niczego zarzucić nie można głośności dźwięku.
Nie do końca trafionym pomysłem było umieszczenie głośnika w porcie USB. Gra on zdecydowanie słabiej niż typowe konstrukcje z otworem głośnika w dolnej krawędzi obudowy. O ile głośność jest niezła, tak zdecydowanie brakuje jakości i efekt stereo uzyskiwany poprzez połączenie z głośnikiem rozmów nie jest najlepszy. O tym, że to chybiony pomysł może świadczyć fakt, że w P30 Pro głośnik wrócił na swoje tradycyjne miejsce.
Aplikacja Odtwarzacza w smartfonach Huaweia nie zmienia się w zasadzie od lat. Mate 20 Pro dostał dodatkowo całkiem rozbudowany korektor dźwięku, z możliwością ręcznego wprowadzenia ustawień equalizera oraz dźwięku przestrzennego. Niestety działa on tylko w parze ze słuchawkami przewodowymi.
Niezastąpione narzędzie fotograficzne
O aparacie Mate’a 20 Pro zostało już powiedziane niemal wszystko. Dlatego też zamiast na dokładnym opisie jego możliwości i analizie zdjęć piksel po pikselu, skupmy się na wrażeniach z użytkowaniu.
A te w dużym stopniu ułatwia aplikacja, od lat jedna z najlepszych w świecie Androida. Mamy w niej łatwy dostęp do najważniejszych funkcji, a pomiędzy trybami przełączamy się prostymi gestami przesuwania ekranu. Bardzo łatwo steruje się też zoomem i jasnością obrazu.
Aparat Mate’a 20 Pro uzależnia. Powoduje, że wiele razy np. wyjeżdżając gdzieś w ostatniej chwili zmieniałem smartfon, bo z tyłu głowy zawsze miałem myśl – a co jak przyda mi się aparat? Fenomenem Mate’a jest to, że pomimo tego, że zwykłym aparatem oczywiście zrobimy dużo lepsze zdjęcie, to jednak często łatwiej jest zrobić lepsze zdjęcie smartfonem. Wszystko dzięki pracy, jaką wykonuje procesor przetwarzania obrazu oraz momentami również sztuczna inteligencja.
Mate 20 Pro, podobnie jak P20 Pro i obecnie P30 Pro, to idealne aparaty dla dziennikarzy. Podczas wszelkiego rodzaju konferencji wiele informacji jest wyświetlanych na ekranach. Aby zrobić wyraźne zdjęcie wyświetlanych treści aparatem, trzeba zazwyczaj wybrać odpowiedni tryb i ogółem, trochę się naklikać. W przypadku Mate’a kierujemy obiektyw na ekran i wykonujemy zdjęcie. Aż tyle. Będzie ono idealnie czytelne, a jak AI dodatkowo rozpozna tekst, to automatycznie ustabilizuje obraz i poprawi kolory. Bez problemu możemy też przy tym użyć zoomu. Dlatego też podczas różnych prezentacji większość zdjęć wykonuję smartfonem.
Aparat Mate’a 20 Pro to często również pierwszy wybór podczas różnego rodzaju wycieczek. To zasługa obiektywu szerokokątnego. Nie każdy dysponuje lustrzanką z szerokokątnym obiektywem, a zaawansowanym kompaktem często nie obejmiemy aż tak szerokiego kadru jak smartfonem. Dlatego też np. w Barcelonie potrafiłem częściej robić zdjęcia za pomocą Mate’a, a Sony RX100 III wykorzystywałem w momencie, kiedy zależało mi na bardziej szczegółowych zdjęciach lub zoomie.
Kolejna rzecz to sławny już tryb zdjęć nocnych, które możemy robić bez konieczności używania statywu. Nie ważne jak słabe jest oświetlenie, zwyczajnie wyjmujemy smartfon, celujemy aparatem na obiekt, czekamy 4-6 sekund i dzieje się magia. I jeszcze raz – często jest łatwiej to zrobić niż zwykłym aparatem.
Oczywiście nie zrezygnowałbym z tradycyjnego aparatu do użytku zawodowego i to on zawsze był głównym narzędziem pracy. Ale już prywatnie, to aparat często był dodatkiem do smartfonu, a nie odwrotnie. W końcu najlepszy aparat to ten, który mamy zawsze przy sobie. A skoro robi przy tym dobre zdjęcia, to pozostaje nam tylko się z tego cieszyć.
Mate'a 20 Pro kontynuuje trend zapoczątkowany przez P20 Pro. Huaweie o ile w kwestii zdjęć były zawsze bardzo mocne, tak filmy mocno od nich odstawały. Od wspomnianego P20 Pro obraz jest już znacznie lepszy, a do tego pojawiła się genialna, optyczna stabilizacja obrazu. Nie jest to jeszcze najlepszy na rynku smartfon do filmów i Mate 20 Pro ustępuje pod tym względem np. iPhone'om XS, ale pozostaje w czołówce rynku.
Energii zawsze pod dostatkiem
Czas działania na pojedynczym ładowaniu to kolejna cecha, przez którą ciężko jest się rozstać z Matem 20 Pro. Pod tym względem w zasadzie nigdy mnie nie zawiódł i bardzo rzadko musiałem się ratować powerbankiem. Tylko w ekstremalnych sytuacjach, kiedy pracując poza domem smartfon robił za hot-spot przez 8-10 godzin, Mate miał problemy z typowym wytrzymaniem do wieczora.
Podczas normalnego użytkowania obejmującego 15-20 minut rozmów, 1-2 godzin Internetu, godzinę słuchania muzyki, kilkadziąt wysłanych wiadomościach, kilkadziesiąt wykonanych zdjęć, stałe maksymalne podświetlenie ekranu, aktywne Wi-Fi, Bluetooth i stałą synchronizację wszystkim aplikacji, Mate 20 Pro bez większych problemów działa 1,5-2 dni. To bardzo solidny wynik.
Niezliczoną ilość razy pomagałą mi funkcja szybkiego ładowania. Możliwość doładowania akumulatora o 40-50% w ciągu zaledwie 20-30 minut to często zbawienna funkcja.
Za to już bardziej ciekawostką niż użyteczną funkcja jest opcja bezprzewodowego ładowania innych urządzeń. Ale to nie pierwszy raz, kiedy funkcja wprowadzona przez Huaweia była później kopiowana przez rynkową konkurencję. Użyteczność bezprzewodowego powerbanku jest, delikatnie mówiąc, przeciętna, bo nawet jeśli oddamy całą energię swojego akumulatora, to smartfon biorca zostanie naładowany w 20-30%. Ale pomimo tego wielokrotnie widziałem, jak ludzie korzystają z tej funkcji, a nawet kilkanaście minut takiego ładowania z powodzeniem wystarczało do np. przeprowadzenia ważnej rozmowy. Więc jako awaryjne rozwiązanie jest to dobra opcja.
Genialny smartfon, którego nienawidzę
Huawei Mate 20 Pro to smartfon, którego szczerze nienawidzę. Wszystko przez to, że po dłuższym okresie użytkowania potrafi całkowicie wypaczyć spojrzenie na inne smaratfony. Do tego stopnia, że kiedy zwyczajnie dla odmiany chciałem przesiąść się nawet na kilka dni na coś z niższej półki, to ostatecznie i tak kończyłem z Matem. Chciałem mieć szybkie działanie, ładny ekran, mieć pewność, że nie będę musiał na gwałt szukać gniazdka z prądem oraz zawsze pod ręką będę miał aparat, którym zrobię dobre zdjęcie. I nawet jeśli inny smartfon spełniał większość, czy nawet wszystkie z tych wymagań, to gdzieś z tyłu głowy zawsze miałem głos mówiący, że Huawei zrobi to lepiej i mnie nie zawiedzie.
Oczywiście, nie jest to smartfon idealny. Są tu rzeczy dyskusyjne, takie jak choćby duże wcięcie w ekranie lub jego zakrzywienie. To kwestia indywidualnego podejścia, ale nie każdemu te rozwiązania mogą przypaść do gustu. Chciałbym też, żeby smartfon Huaweia w końcu przestał być poprawny muzycznie, a pokazał pazur. Nawet niekoniecznie na poziomie modeli LG, ale żeby w końcu było to coś nowego, co będzie krokiem do przodu.
Koniec końców, Mate 20 Pro nie bez powodu uzyskał ode mnie najwięcej głosów w plebiscycie Gorące Telefony 2018 roku. To smartfon niemal kompletny, który skutecznie przypieczętował genialny rok Huaweia, zapoczątkowany przez modele serii P20. Mate 20 Pro to smartfon, który nie tylko dzisiaj jest godny uwagi i warty zakupu. Będzie nim również za rok, a nie zdziwię się, jeśli za dwa lata będziemy się ekscytować jeśli będzie dostępny w ramach kolejnych promocji.
Ocena końcowa: 9/10
Wady:
- głośnik w porcie USB gra słabiej niż tradycyjny,
- tył obudowy lubi zbierać zarysowania,
- czytnik linii papilarnych w ekranie nie działa tak dobrze jak tradycyjny,
- standard kart nanoSD nie zdobył ostatecznie popularności.
Zalety:
- bardzo dobre wykonanie i przyciągające wzrok wzornictwo,
- bardzo dobry ekran i wysoka jakość obrazu,
- topowy aparat i bardzo dobra jakość filmów,
- wysoka wydajność i nienaganna kultura pracy,
- wydajny akumulator z szybkim ładowaniem,
- wysoka jakość rozmów,
- przejrzysta nakładka i szeroki wybór motywów, również darmowych.
Zdjęcia z aparatu
Zdjęcia nocne
Zdjęcia z aparatu szerokokątnego