Test telefonu Huawei Ascend P6
Od jakiegoś czasu na rynku smartfonów zaczyna się robić nudno. Dokładane są co raz to nowe rdzenie procesorów, powiększają się ekrany i ich rozdzielczości, a obudowy w większości przypadków nie powalają ani wyglądam, ani wykonaniem. Przed szereg postanowił się wybić chiński gigant Huawei prezentując model Ascend P6. Marka ciągle niezbyt popularna w naszym kraju, szerzej znana głównie z tańszego modelu Y300 i swego czasu bardzo szeroko promowanego modelu Ideos U8500 ("z Androidem!"). P6 wyróżnia się najcieńszą na świecie obudową o grubości niewiele ponad 6 mm, która dodatkowo została wykonana z metalu. Oprócz tego dostajemy wydajny (według zapowiedzi) czterordzeniowy procesor, ekran IPS+ o rozdzielczości HD i 8-megapikselowy aparat, któremu towarzyszy przedni o rozdzielczości 5 Mpix. Lista ta wyglądała obiecująco i równie obiecująco rozpoczęła się moja przygoda z P6.
Od jakiegoś czasu na rynku smartfonów zaczyna się robić nudno. Dokładane są co raz to nowe rdzenie procesorów, powiększają się ekrany i ich rozdzielczości, a obudowy w większości przypadków nie powalają ani wyglądam, ani wykonaniem. Przed szereg postanowił się wybić chiński gigant Huawei prezentując model Ascend P6. Marka ciągle niezbyt popularna w naszym kraju, szerzej znana głównie z tańszego modelu Y300 i swego czasu bardzo szeroko promowanego modelu Ideos U8500 ("z Androidem!"). P6 wyróżnia się najcieńszą na świecie obudową o grubości niewiele ponad 6 mm, która dodatkowo została wykonana z metalu. Oprócz tego dostajemy wydajny (według zapowiedzi) czterordzeniowy procesor, ekran IPS+ o rozdzielczości HD i 8-megapikselowy aparat, któremu towarzyszy przedni o rozdzielczości 5 Mpix. Lista ta wyglądała obiecująco i równie obiecująco rozpoczęła się moja przygoda z P6. To była miłość od pierwszego wejrzenia. A jak później układały się nasze relacje? Tego dowiecie się z poniższej recenzji.
Zestaw - elegancko, ale bez fajerwerków
Telefon dotarł do mnie w prostym, ale eleganckim, białym pudełku. Ciężko powiedzieć, czy tak ma wyglądać opakowanie sprzedażowe, ponieważ znajdowała się na nim tylko nalepka z informacja o modelu i numerze IMEI. Przydałoby się jeszcze jakieś zdjęcie tego, co można znaleźć w środku. A w środku mamy... porządek. Wszystkie elementy zestawu znajdują się w ładnie ułożonych, białych pudełkach. Znajdziemy w nich telefon, białe, jednoczęściowe słuchawki z mikrofonem, biały kabel USB i niekompatybilny, również biały, zasilacz (na szczęście w paczce dostałem polski odpowiednik, czarny) oraz silikonowy pokrowiec. Muszę przyznać, że gdybym miał taką potrzebę, to mógłbym tego pokrowca na co dzień używać. Głównie dlatego, że jest cienki, półprzezroczysty i nie powiększa zbyt mocno telefonu. Możecie być jednak spokojni - nie przyszło mi do głowy testować szczelnie zapakowanego telefonu. Czy czegoś brakuje w zestawie? Karta pamięci z pewnością byłaby miłym dodatkiem. Dosyć ciekawie producent podszedł do kwestii szufladek kart SIM i pamięci - kluczem do ich otwierania jest zatyczka gniazda JACK..
Wygląd - szczupła piękność
Patrząc z góry na P6 nie wyróżnia się on niczym szczególnym. Długi na 132,7 mm i szeroki na 65,5 mm prostokąt nie odbiega wymiarami od telefonów o podobnej przekątnej ekranu. Cały sekret obudowy widać po spojrzeniu na nią pod kątem lub wzięciu jej do ręki. Dopiero wtedy zauważamy najcieńszą obudowę na rynku, w którą zapakowano smartfon. Grubość 6,2 mm robi wrażenie. Obudowa jest naprawdę super-cienka i jest niestety jednocześnie znakiem rozpoznawczym P6, jak i jedną z jego największych wad, o czym dowiecie się w dalszej części tekstu.
<: F1402 :>
Przód telefonu zdominowany został przez wyświetlacz o przekątnej 4,7 cala i pokryty szkłem Gorilla. Nie znajdziemy pod nim przycisków, są one wyświetlane na ekranie. Zamiast tego u dołu przedniego panelu znalazł się biały napis Huawei. Jestem przyzwyczajony do umieszczenia nazw producenta u góry, przez co wielokrotnie rozpoczynałem korzystanie z telefonu nie tą stroną, co trzeba. Jak się okazało, nie jestem osamotniony z takim przyzwyczajeniem. Prawie wszystkie osoby biorące telefon do ręki rozpoczynały korzystanie z niego do góry nogami. Sprawy nie ułatwia umieszczony nad ekranem czarny głośnik, którego na pierwszy rzut oka nie raz nie widać. Na prawo od niego znajduje się kamera do wideorozmów, o niespotykanej rozdzielczości 5 Mpix, a na lewo czujniki - zbliżeniowy i oświetlenia oraz nieduża dioda powiadomień. Na górnej krawędzi obudowy znajduje się gniazdo microUSB oraz dodatkowy otwór mikrofonu, natomiast na dolnej, mikrofon do rozmów.
Prawy bok telefonu został zagospodarowany w maksymalny możliwy sposób. Znajdziemy na nim, kolejno od góry: przycisk blokady ekranu/włączania, przyciski regulacji głośności oraz dwa gniazda, na karty microSIM oraz microSD z wysuwanymi tackami. Nie są one w żaden sposób oznaczone i jestem absolutnie pewny, że karty użytkowników tego modelu nie raz będą lądowały w nieodpowiednim gnieździe. Przyciski mogłoby być trochę lepiej wyczuwalne. Nie jest źle, nie jest też idealnie. Dodatkowo przez cienką obudowę, odblokowanie leżącego telefonu bez wzięcia go do ręki jest trudne do wykonania. Na lewym boku znajdują się dwa elementy. Pierwszy z nich, to wygrawerowany napis. Jest to ciąg znaków, liter i cyfr, którego przeznaczenia nie udało mi się odszyfrować. Nie jest to na pewno numer IMEI. Natomiast na samym dolne lewego boku znajduje się... kółko. Coś, co początkowo wydawało mi się przyciskiem okazało się mieć całkowicie inne zastosowanie. Po serii prób wciśnięcia owego owalnego elementu i użycia go jako przycisku aparatu olśniło mnie, że może to się jednak nie wciska, a wyjmuje? Eureka! - wyjmuje się. W ten oto sposób znalazłem brakujący kluczyk do otwarcia gniazd na karty. W postaci eleganckiej metalowej szpilki siedzi sobie u dołu obudowy. Całe szczęście, bo spinacze gdzieś wyszły. Następny problem pojawił się przy próbie podłączenia słuchawek. Zaraz... tu nie ma gniazda Jack? Znalezienie go zajęło mi trochę mniej czasu niż odkrycie zastosowania dziwnego kółka. Otóż gniazdo Jack 3,5 mm jest zaślepione szpilką do otwierania gniazd na karty. Nie jest to do końca przemyślane, ponieważ jest to mały element, który łatwo zgubić. A jak złapie nas potrzeba podłączenia słuchawek gdzieś poza domem, to o stratę nie trudno. Dodatkowo umieszczenie gniazda słuchawkowego na boku obudowy bywa zabójcze dla kabli, a poza tym włożeniem telefonu do kieszeni nie należy do prostych czynności. Przenieśmy się teraz na drugą stronę obudowy. U dołu tylnego panelu znajdziemy centralnie umieszczone informacje o modelu, a obok szczeliny głośnika zewnętrznego. W górnej części centralnie znajduje się logo Huawei, a w lewym rogu obiektyw aparatu fotograficznego oraz dioda doświetlająca.
Telefon, poza zaokrągloną i plastikową dolną krawędzią, został wykonany z metalu. Pomimo tego P6 nie jest ciężki. Jego masa to 120 gramów. Ciężar został bardzo równomiernie rozłożony, dzięki czemu telefon wygodnie leży w dłoni. Obudowa jest wykonana perfekcyjnie. Idealnie spasowana, materiały są wysokiej jakości i sprawiają wrażenie trwałych. Tylny panel, oczywiście niezdejmowalny, ma tendencję do zbierania odcisków palców. Podczas użytkowania udało mi się na nim spowodować dwie bardzo płytkie i ledwo widoczne rysy. Pomimo tego ten element, jak i krawędzie boczne robią bardzo dobre wrażenie i nie powinny się ścierać podczas eksploatacji.
Patrząc na obudowę nie trudno jest odnieść wrażenie, że gdzieś już to było. Na bocznych krawędziach mamy dwie czarne kreski pokazujące gdzie należy złapać żeby stracić zasięg, z tyłu centralnie umieszczone logo, aparat w lewym górnym rogu... wypisz wymaluj iPhone 4 lub nowszy. Daleko tutaj do powiedzenia, że jest identycznie. Jest podobnie i wywołuje szybkie i łatwe skojarzenie. Co więcej, obudowa nie jest jedynym elementem, który od razu stawia przed oczami sprzęt innego producenta. Nie jest to jednak kopiowanie w stylu takich wynalazków jak NokLa lub SciPhone. To jest coś na zupełnie innym poziomie. Wzorowanie się, ale z wyczuciem i przede wszystkim - bardzo dobrym efektem końcowym.
Obudowa wywołuje masę pozytywnych wrażeń. To od niej zaczęła się moja miłość do Huawei P6.



Po wysunięciu górnej belki mamy dostęp do szeregu skrótów. W sumie jest ich 16. To, które są aktualnie wyświetlane oraz w jakiej kolejności, możemy w prosty sposób modyfikować. Skrót wystarczy złapać i przesunąć go w nowe miejsce.
Drobne zmiany zaszły też w widoku Ustawień, które są dwa. Pierwszy z nich klasyczny, wyglądający identycznie jak w każdym innym Androidzie, a drugi, to widok uproszczony. Znajdziemy w nim tylko podstawowe ustawienia, takie jak zmiana tapety, rozmiaru czcionki i dzwonka, regulacja głośności, czy uruchomienie Wi-Fi. Zdecydowanie jest to widok kierowany do mniej zaawansowanych użytkowników.
Niecodzienny i bardzo wygodny interfejs w połączeniu z pięknym ekranem i bardzo ładną obudową powodują, że miłość kwitnie.
Podzespoły - ciepło, cieplej... zaraz wybuchnie?!
W cienkiej, metalowej obudowie Huawei upchnął, na pierwszy rzut oka, solidne podzespoły. Znajdziemy w niej układ Huawei K3V2 z czerordzeniowym procesorem ARM Cortex A9 taktowanym z częstotliwością do 1,5 GHz oraz 2 GB pamięci RAM. Procesor wykonany jest w architekturze ARMv7 w procesie technologicznym 40 nm. Wspiera go układ graficzny Vivante GC4000. Układ miał premierę w 2012 roku i według pierwszy testów miał przewyższać wydajnością Tegrę 3 o prawie 50%. Nad całością czuwa Android w wersji 4.2 z nakładką Huawei Emotion 1.6. To tyle jeśli chodzi o czystą teorię. W praktyce już nie wygląda to tak ładnie. Sam interfejs telefonu działa wzorowo. Płynne animacje i przejścia, telefon nie myśli nad naszymi poleceniami, jest dobrze. Uruchomionymi w tle aplikacjami również nie mamy się co przejmować. 2 GB pamięci RAM czuwają nad wszystkim i zapchanie tej ilości pamięci nie jest proste do wykonania podczas codziennego użytkowania. Kłopoty innej natury zaczynają się już po kilku minutach wykonywania jakichkolwiek czynności i szybko zaczynamy odczuwać pierwsze problemy. Dosłownie odczuwać. Telefon szybko zaczyna się nagrzewać i nie jest to lekkie zwiększenie temperatury. Jest to dawka energii cieplnej, która zimą z powodzeniem zastąpi nam rękawiczki, natomiast podczas 30-stopniowych upałów naprawdę ciężko było utrzymać telefon w rękach podczas przeglądania Internetu. Cały efekt dodatkowo potęguje metalowa obudowa. Kiedy uruchomiłem najpopularniejsze benchmarki - AnTuTu oraz Quadrant Standard, miałem wrażenie, że zaraz zobaczę dym. W ciągu dwóch minut testu telefon nagrzał się do tego stopnia, że tylko czekałem aż wybuchnie. Uzyskane wyniki okazały się różne. W teście AnTuTu P6 uzyskał ładny wynik 14747 punktów, przewyższający Xperię Z, czy Galaxy S III, ale już Quadrant Standard pokazał dosyć średnie 5057 punktów.
Niestety nie jest to koniec pastwienia się nad P6. Nagrzewanie się telefonu powoduje automatyczne przyciemnianie ekranu. Nawet przy zwykłym przeglądaniu Internetu, po kilku minutach ekran przygasa o około połowę. Najprościej jest wtedy rozwinąć górną belkę i kliknąć skrót regulacji jasności, wtedy podświetlenia wraca do poprzedniego, w moim przypadku, maksymalnego poziomu. Jest to bardzo uciążliwe, ale o ile jeszcze podczas przeglądania Internetu belkę można rozwinąć, tak już podczas grania lub oglądania filmów taka zabawa mija się z celem.
Skoro już wywołaliśmy do tablicy gry, to niestety, tutaj też nie jest dobrze. Przyzwoite wyniki w testach wydajności nijak mają się do wydajności w grach. Na pierwszy ogień poszedł Need For Speed: Most Wanted. Gra działała, nawet dało się grać, ale wszystko odbywało się w tempie zwolnionym przynajmniej o połowę. Podsumowując - jeden wielki "slow motion". Dalej przyszła pora na GTA 3. Tutaj już szybkość animacji była w porządku, ale pojawiły się nieznośne przycięcia, stopujące całą akcję. Najbardziej udało się to zminimalizować redukując poziom detali do minimum i zmniejszając zakres widzenia do 50. Pomimo tego gra nadal potrafiła się zaciąć przy minimalnie większej liczbie samochodów. Następnym tytułem był Real Racing 3. Tu miałem efekt identyczny jak w przypadku uruchomienia zbyt wymagającej gry na trochę za słabym komputerze. Działało, całkiem nieźle, ale widać było lekkie spowolnienie, zwiększające się wraz z większą ilością samochodów na ekranie. Ładnie działał jedynie Wild Blood i oczywiście nie było problemów z mniej wymagającymi tytułami jak Angry Birds. Co ciekawe, fabrycznie zainstalowana na telefonie gra Riptide GP, ładna graficznie, z bardzo dobrą, jak na telefon, animacją wody działa wręcz idealnie (pomijając przygasający ekran). Jeśli więc chodzi o wymagające gry, jest tragicznie.
Miłość, czy może to tylko zauroczenie? Chyba trzeba będzie poznać się jeszcze bliżej...
Połączenia i wiadomości - szarość dnia codziennego
O ile wygląd interfejsu w P6 przeszedł gruntowny lifting w porównaniu z klasycznym Androidem, o tyle już widok menu telefonu, kontaktów i wiadomości, to standardowy zielony robot w wersji 4.0 lub wyższej. Dialer wspiera funkcję Smart Dial, co znacznie ułatwia wyszukiwanie kontaktów. A te, tradycyjnie już, możemy uzupełniać o szereg dodatkowych pól z informacjami, grupować je, przypisywać im dowolne dzwonki i zdjęcia, a także synchronizować z serwerami lub serwisami społecznościowymi.
Jeśli chodzi o jakość wykonywanych połączeń, to w przypadku P6 jest bardzo solidnie. Pod kątem innych smartfonów oceniłbym go na 8+/10, głośność na 8/10. Nie jest to topowa półka, ale jest wyraźnie, bez trzasków i szumów w obydwie strony. Głośność mogłaby być chociaż trochę wyższa. Zasięg wygląda podobnie. Nie jest to najlepsze, co można znaleźć na rynku, ale wzbudza zastrzeżeń. Nie zauważyłem żadnych niespodziewanych spadków sygnału podczas korzystania z telefonu. Szczelne objęcie go dłonią powoduje spadek zasięgu o maksymalnie dwie kreski, co spokojnie mieści się w normie. Dotknięcie czarnych pasków na bokach obudowy, zupełnie inaczej niż w zdawać by się mogło "iPhone'owym pierwowzorze", nie powoduje całkowitej utraty zasięgu. Co więcej... nic nie powoduje. One tam tylko są i mają się odpowiednio kojarzyć.
Tekst wprowadzamy przy użyciu jednej z dwóch klawiatur. Pierwsza z nich, to standardowa klawiatura Androida. Klasyczne prostokątne klawisze, wygodne i duże ze względu na sporą przekątną ekranu. Druga klawiatura, to klawiatura Huawei. Oferuje ona dodatkowo możliwość pisania na klawiaturze alfanumerycznej w trybie pionowym. Przyciski również są duże, klawiatura jest wygodna, z małym zastrzeżeniem. W trybie poziomym klawisz spacji jest krótszy niż w przypadku klawiatury Androida i notorycznie zamiast odstępu wciskałem kropkę. Żeby dosięgnąć spacji trzeba stosunkowo daleko sięgnąć kciukiem i ku mojemu zdziwieniu, pierwszy raz ekran smartfonu okazał się dla mnie za długi do wygodnego wpisywania tekstu.
Huawei nie wyposażyło swojego w smartfona w duże ilości aplikacji, z których zapewne większość z nas nigdy by nie skorzystała. Zamiast tego, obok standardowych dla smartfonów programów, znajdziemy kilka bardzo użytecznych pozycji. Pierwszą z nich jest bardzo wygodny i czytelny Menadżer plików, w całości po polsku, co czasami nie jest takie oczywiste. Oprócz tego dostajemy wygodny przełącznik profili, w których możemy ustawić głośność i wibracje, jasność ekranu i czas, po którym będzie on wygaszany oraz stan transmisji danych, Wi-Fi, Bluetooth'a, automatycznej synchronizacji oraz GPS-u. Niestety zabrakło opcji automatycznej zmiany profili, musimy przełączać je ręcznie.
Zajrzyjmy teraz do fabrycznie stworzonych folderów. Pierwszy z nich, to Zarządzanie. Znajdziemy w nim listę pobranych na telefon plików, Centrum pomocy, narzędzia służące do odinstalowania aplikacji z karty pamięci, tworzenia kopii zapasowej oraz aktualizacji systemu, opisywany już Menadżer uprawnień oraz Menadżer zasilania. Po uruchomieniu go wyświetlany jest przybliżony czas działania telefonu bez ładowania, zużycie baterii przez poszczególne elementy, a także możemy ustawić różne tryby oszczędzania energii, przykładowo poprzez ustawienie, które aplikacje nie mogą, a które mogą działać w tle.
Drugim folderem są Narzędzia. Obok standardowych usług, takich jak Kalkulator, Pogoda, Rejestrator dźwięku, Notatki, Radio, Zestaw narzędzi SIM oraz Wybierania głosowego, znajdziemy efektownie wyglądającą i bardzo użyteczną aplikację do udostępniania plików przez DLNA, Polaris Office w wersji 4.0, z możliwością odczytu, edycji oraz tworzenia dokumentów, Studio filmowe pozwalające na edycję nagranych materiałów wideo oraz jedną z najbardziej użytecznych aplikacji, w jakie można wyposażyć smartfon, czyli Latarkę.
Trzeci i ostatni folder, to Aplikacje Google. Jak sama nazwa wskazuje, znajdziemy w nim aplikacje do obsługi Gmaila i Google+, wyszukiwarkę Google i wyszukiwarkę głosową, Czat oraz Talk, Lokalne, Nawigację, przeglądarkę Chrome, aplikację do obsługi YouTube, odtwarzacz Muzyka Play i Książki Play.
Zazwyczaj nie bardzo chce mi się zajmować grupowaniem aplikacji w poszczególnych folderach, więc bardzo chwaliłem sobie obecność fabrycznie pogrupowanych aplikacji. Tym bardziej, że zawsze lubiłem ilość wyświetlanych skrótów do minimum, ale zawsze brakowało mi motywacji do robienia z nimi porządku.
Aparat - jeden dobry, drugi jeszcze lepszy
Do rejestracji zdjęć posłuży nam główny aparat o rozdzielczości 8 Mpix, wyposażony w niedużą, diodową lampę doświetlającą oraz funkcję autofocus. Dostęp do aparatu mamy bezpośrednio z poziomu zablokowanego ekranu i ten skrót jest umieszczony na wszystkich z dostępnych ekranów blokady. O ile obudowa P6 bardzo przypomina iPhone'a, tak już wygląd menu aparatu zdecydowanie ostatnie Xperie. Tutaj również nie jest tak samo, ale bardzo podobnie. Tak samo wygląda jednak główny tryb aparatu, czyli tryb inteligentny i również tak samo jak w Sony działa on bardzo sprawnie. Telefon nie miał problemów z poprawnym przestawieniem się w tryb makro lub automatyczne uruchomienie trybu HDR. Wzorem Xperii, w momencie włączonego trybu inteligentnego mamy ograniczoną ilość dostępnych ustawień. Pierwszą z opcji jest śledzenie obiektu. Dotykamy ekran na wybranym obiekcie i telefon skupia na nim ostrość. Jeśli obiekt się przemieszcza, telefon cały czas będzie się skupiał tylko na nim. Funkcja działa bardzo sprawnie, o ile oczywiście śledzonym obiektem nie jest żaden znerwicowany chomik, a coś poruszającego się trochę spokojniej. Kolejne opcje, to wykrywanie uśmiechu, robienie zdjęcia przez dotknięcie ekranu, zmiana rozdzielczości (8, 6, 5, 3,6 oraz 0,3 Mpix), wyciszenie dźwięku aparat, włączenie geolokalizacji i samowyzwalacza. Ogólnie ujmując, standardowe opcje nie ingerujące w ustawienia obrazu.
Po zmianie trybu zdjęć na pojedynczy uzyskujemy dostęp do zmiany ISO (100-800), balansu bieli i retuszu (ekspozycja, nasycenie, kontrast). Kolejnym trybem jest "Upięknij". W teorii pozwala on na poprawienie wyglądu osoby znajdującej się na zdjęciu. Działa to trochę jak taki automatyczny Photoshop. Wygładza cerę, usuwa piegi i cienie pod oczami - magia. W moim przypadku ubyło mi przynajmniej 5 lat i w końcu wyglądałem na wyspanego. "Poziom piękna", jak zostało to nazwane, możemy regulować w zakresie 0-10. Kolejne tryby, to HDR i panorama, która została tutaj bardzo dobrze rozwiązana. Po wciśnięciu przycisku migawki przesuwamy telefon (koniecznie trzymając go pionowo, chyba że chcemy zrobić pionową panoramę), wraz z którym przesuwa się pasek na ekranie, który pokazuje nam kiedy musimy zatrzymać ruch, wtedy aparat wyłapuje kolejne ujęcie. Od nas zależy jak szeroka ma być panorama i cały proces zatrzymujemy przyciskiem na ekranie. Maksymalny zakres to pełne 360 stopni. Ostatnim trybem są efekty, których jest osiem - szary szkic, sepia, płaskorzeźba, ciepła żółć, chłodna żółć, negatyw, antyk i monochromatyczny.
<: F1403 :>
Przejdźmy teraz do samych zdjęć. Wykonujemy je dotknięciem ekranu lub wyświetlanego przycisku. Po "wycelowaniu" aparatu na interesujący nas obiekt, telefon automatycznie ustawia ostrość na środku kadru, co oczywiście możemy zmienić dotykając ekran w wybranym miejscu. Funkcja touch focus działa tutaj bardzo dobrze i pozwala na uzyskanie ciekawych efektów. Dodatkowo możliwe jest pstrykanie zdjęć za pomocą przycisku zwiększania głośności - w tym seryjne przy dłuższym jego przytrzymaniu. Biorąc pod uwagę jakość wykonywanych zdjęć, P6 okazał się być bardzo solidnym graczem. Zdjęcia robione w dobrych warunkach oświetleniowych okazały się być naprawdę bardzo dobre. Na ekranie telefonu niektóre z nich wyglądały wręcz obłędnie jak na telefon, a po sporym przybliżeniu obrazu nadal było powyżej przeciętnej. Jest to oczywiście zasługa ekranu, ale trzeba tutaj przyznać, że wrażenie robi ogromne. Po zrzuceniu zdjęć na komputer zachwyt trochę opadł i przyszła pora na chłodną ocenę. Od razu w oczy rzuca się fakt, że zdjęcia są dużo ciemniejsze. Spowodowane jest to dobrym odwzorowaniem kolorów. Nie są one sztucznie podbite, ani upiększone, ale w porównaniu z rzeczywistym obrazem, faktycznie jest minimalnie ciemniej. Kolejnym plusem jest ilość rejestrowanych szczegółów. Nie tylko na pierwszym planie, ale również oddalone obiekty nie są tylko rozmytą mieszaniną kolorów bez konturów. Następny plus jest za tryb makro, który nawet z włączoną lampą bez trudu wyłapuje szczegóły nawet z odległości kilku centymetrów. W pomieszczeniach wygląda to trochę gorzej. Na zdjęciach bez lampy pojawia się sporo szumów, są problemy z ostrością i zdarza się sporo rozmazanych elementów. Z włączoną lampą, o ile obejmuje ona fotografowany obszar, sytuacja wygląda już dużo lepiej. Krótko podsumowując możliwości fotograficzne P6 - w większości przypadków z powodzeniem zastąpi on najtańszą cyfrówkę.
Przedni aparat jest elementem, na który nie zazwyczaj nie zwracam większej uwagi. W większości przypadków ten aparat jest i działa, na tym można skończyć. W P6 sytuacja wygląda inaczej. Przedni aparat ma niespotykaną rozdzielczość 5 Mpix i pozwala na nagrywanie filmów w rozdzielczości HD (720p). Z dodatkowych opcji możemy włączyć wykrywanie uśmiechu oraz uruchomić tryb upiększania, który tutaj działa całkiem sprawnie. Po wciśnięciu przycisku aparatu zdjęcie zostaje zrobione po trzech sekundach. Jakość rejestrowanego obrazu stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Oczywiście brakuje tutaj funkcji autofocus, kolory są przyciemnione, ale obraz jest wyraźny, z przyzwoitą ilością szczegółów i podobnie jak w przypadku rozdzielczości, taka jakość zdjęć z przedniego aparatu w telefonie jest niespotykana. W jednej z recenzji na innym portalu branżowym trafiłem na zdanie: "robienie "sweet foci" jeszcze nigdy nie było tak proste" i ja się pod tym zdecydowanie podpisuję!
Galeria zdjęć, to typowa przeglądarka obrazów systemu Android. Oprócz możliwości udostępniania zdjęć pozwala na ich edycję. Opcji do wyboru jest dużo. Możemy dodać różne efekty kolorystyczne, poprawić nasycenie barw, a w przypadku nie zachowania poziomu kadru, zdjęcie można w prosty sposób obrócić i wyprostować. Okno edycji, podobnie jak Menu aparat, do złudzenia przypomina te z Xperii.
Aparat, a nawet dwa aparaty, okazały się dwoma bardzo dużymi plusami. Pomimo wad, chyba coś z tego będzie. Jeśli tylko muzyka okaże się prezentować równie wysoki poziom, to nie ma co czekać - idę po pierścionek. Ale najpierw...
...filmy - nagrywanie i odtwarzanie
P6 pozwala nam na rejestrowanie filmów w maksymalnej rozdzielczości FullHD (1080p) ze standardową prędkością 30 klatek na sekundę. Do dodatkowych opcji kamery należy, działające tak samo jak w aparacie, śledzenie obiektu, stabilizacja obrazu, a także tryb HDR, który działa tylko w przypadku zmniejszenia rozdzielczości do 720p. W przy wysokiej jakości zdjęć, filmy zdecydowanie bledną. Ich największa zaletą jest jakość rejestrowanego dźwięku. Sam obraz jest dość ciemny, momentami mocno rozmazuje dalszy plan i potrafi się delikatnie przyciąć. Na plus zasługuje stabilność obrazu. Nawet z wyłączoną cyfrową stabilizacją obraz nie skacze tak mocno, jak często ma to miejsce w innych modelach.
Lepiej od nagrywania, przynajmniej na papierze, wygląda odtwarzanie filmów. Na pięć losowych filmów w formacie .avi udało mi się bez najmniejszego problemu otworzyć wszystkie. Trochę gorzej było z formatem .mkv . Telefon widział pliki, zarówno przez Galerię, jak i sam odtwarzacz filmów, ale nie dał rady ich otworzyć. Z pomocą musiała przyjść zewnętrzna aplikacja. Bez względu na to, czy filmy było odtwarzane przez fabryczną aplikację, czy też popularny MX Player miałem zastrzeżenia do płynności obrazu, który był delikatnie przycinany, bez względu na format pliku. Dużo lepiej od obrazu wypadł dźwięk dzięki funkcji Dolby Digital Plus. Oferuje ona kilka gotowych ustawień, podzielonych według tematyki filmów. Znajdziemy tam m.in. sport, teledyski lub komedie. Włączenie funkcji zdecydowanie pogłębia dźwięk, który dodatkowo robi się sztucznie przestrzenny i dochodzi do tego duża ilość basów. Sumarycznie daje to dźwięk porównywalny ze średniej klasy kinem domowym, oczywiście przy lepszej jakości słuchawkach.