DAJ CYNK

Test telefonu Lenovo (Motorola) Moto Z wraz z Moto Mods

Lech Okoń (LuiN)

Testy sprzętu

Aparat fotograficzny

Po niesamowitym dźwięku, ze zdjęciami już aż tak spektakularnie nie było. Do telefonu trafił stary moduł Sony IMX214, zastosowany wcześniej w olbrzymiej liczbie telefonów, takich jak Huawei Ascend P7, HTC One A9, Sony Xperia M4 Aqua czy nawet w roli przedniej kamerki w Xperii M5, X i XZ. To niewielka matryca 13,51 Mpix o wielkości 1/3,06", uzbrojona w piksele 1,12 mikrometra. W przeciwieństwie jednak do wyżej wymienionych, w Moto Z sensor ten uzbrojono w jasny obiektyw F/1.8, optyczną stabilizację obrazu i autofocus oparty na detekcji fazy oraz laserze.



Tak wymieszana specyfikacja, zawierająca zarówno podstarzały już sensor, jak i niegłupi obiektyw przyniosła zdjęcia nieco tylko wychodzące ponad przeciętną. Zdecydowanie natomiast nie mamy do czynienia z produktem zdolnym konkurować z liderami fotograficznych zestawień smartfonów.

Na zdjęciach z łatwością da się zauważyć ziarno, a prawidłowy balans bieli osiągniemy jedynie w idealnych warunkach oświetleniowych. Zauważalna jest tendencja do przesadnego zażółcania kadrów, gdy robi się ciemno. Natomiast obiektyw, chociaż niewątpliwie jasny jak na telefoniczne standardy, ma spore problemy z ostrością w narożnikach kadrów. Nie zachwyca też dynamika tonalna, której nie pomaga nawet aktywacja trybu HDR. Ten ostatni mocno przetwarza zdjęcia i niestety, efekty jego pracy bywają przesadzone.



Nie zmienia to faktu, że za pomocą Moto Z da się zrobić może nie spektakularne, ale wciąż dobre zdjęcia. Telefon oferuje niezłe zdjęcia makro, których wykonywaniu sprzyja laserowy autofokus oraz jasny obiektyw efektownie rozmywający tło. Nie ma problemów ze zdjęciami tekstu, a przy dobrych warunkach oświetleniowych dostajemy sporo detali niezależnie od scenerii. Podoba mi się też zachowanie naturalnej kolorystyki zdjęć podczas wykonywania zdjęć z lampą.



Najwięcej dobrego dzieje się jednak gdy Moto Z zaprzęgniemy do robienia selfies, bo nawet jeśli przedni obiektyw F/2.2 i duże piksele 1,4 mikrometra nie dadzą rady, to zawsze możemy się posiłkować dodatkową lampą nad ekranem. O ile nie będziemy wykonywali gwałtownych ruchów, świetnie też będzie działała optyczna stabilizacja obrazu podczas nagrań filmów (w tym 4K). Przy szybkim panoramowaniu może natomiast już zdarzyć się, że na nagraniu zauważymy zniekształcenia w postaci galaretowatego rozedrgania obiektów. Zaawansowani miłośnicy mobilnej fotografii, lubujący się w pracy na statywie i długich czasach ekspozycji też wiele dla siebie tutaj nie znajdą. Owszem, w pełni manualna obsługa aparatu jest dostępna, ale maksymalny czas ekspozycji wynosi 0,5 sekundy, co nijak ma się do "dziesięciosekundowych konkurentów".




Reasumując, aparat w Moto Z nie rzuca na kolana. Bardziej pasowałby do średniej póki cenowej telefonów, niż do urządzenia za 3000 zł.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News