DAJ CYNK

Test telefonu Motorola Moto G 3rd gen

Arkadiusz Dziermański

Testy sprzętu

Pierwsza generacja Motoroli Moto G mocno zamieszała na rynku. Smartfon miał bardzo przyzwoite, jak na tamte czasy, parametry i kosztował przy tym mniej niż 200 dolarów. Motorola miała wtedy jeden cel - dać jak najwięcej za jak najmniej. Zdecydowanie ta sztuka się udała i Moto G była jednym z najpopularniejszych smartfonów w tamtym okresie. W Polsce nawet brak oficjalnej dystrybucji nie przeszkodził wielu osobom w nabyciu urządzenia przywiezionego zza granicy. Swój egzemplarz posiadam do dzisiaj i w momencie, kiedy wyczerpują mi się inne smartfony, cały czas z dużą przyjemnością do niego wracam.

Pierwsza generacja Motoroli Moto G mocno zamieszała na rynku. Smartfon miał bardzo przyzwoite, jak na tamte czasy, parametry i kosztował przy tym mniej niż 200 dolarów. Motorola miała wtedy jeden cel - dać jak najwięcej za jak najmniej. Zdecydowanie ta sztuka się udała i Moto G była jednym z najpopularniejszych smartfonów w tamtym okresie. W Polsce nawet brak oficjalnej dystrybucji nie przeszkodził wielu osobom w nabyciu urządzenia przywiezionego zza granicy. Swój egzemplarz posiadam do dzisiaj i w momencie, kiedy wyczerpują mi się inne smartfony, cały czas z dużą przyjemnością do niego wracam.

Tymczasem mamy już końcówkę 2015 roku, a na rynku dostępna jest trzecia generacja Moto G. Patrząc na specyfikację zmiany są niemalże kosmetyczne. Większy ekran w tej samej rozdzielczości 720p, wydajniejszy procesor, w końcu lepszy aparat (największa bolączka pierwszej Moto G), LTE w standardzie oraz więcej pamięci RAM... niestety nie w Polsce. W naszym kraju oficjalnie dostępna jest tylko wersja z 8 GB pamięci wewnętrznej i 1 GB pamięci RAM.

Do testów podszedłem ze sporym optymizmem i miałem nadzieję, że zmiany w stosunku do pierwszej generacji Moto G będą widoczne, a przyjemność korzystania z telefonu równie wysoka. Czy tak było? Sprawdźmy.

Ciągle ubogi zestaw

W porównaniu z pierwszą generacją Moto G, pudełko zmieniło swój kształt, ale nadal zostało utrzymane w jasnych, pozytywnych kolorach. Zmian niestety nie ma w środku, a przynajmniej w wersji przeznaczonej na polski rynek. W pudełku znajduje się jedynie telefon, pakiet instrukcji i kabel USB. Brakuje chociażby zasilacza sieciowego. W przypadku pierwszej Moto G było to tłumaczone ekologią, chociaż i tak powszechnie wiadomo było, że chodzi o zwykłą oszczędność.

Jedno ze zdjęć, jakie pojawiły się w sieci przed premierą telefonu pokazywało dużo bogatszy zestaw - z pełną ładowarką, zestawem słuchawkowym i dodatkową tylną klapką. Przez to niestety zawartość zestawu mocno mnie rozczarowała.



Kształt ten sam, ale wymiary z innej bajki

Przód smartfonu zdominowała powierzchnia 5-calowego ekranu okolonego przez średniej grubości ramki. Na jego przeciwległych biegunach symetrycznie zostały umieszczone głośniki - rozmów i zewnętrzny, a w prawym górnym roku przedniej części obudowy znajduje się przedni aparat oraz czujnik zbliżeniowy i oświetlenia. Na prawym boku urządzenia znajdują się przyciski blokady ekranu i regulacji głośności. Na górnej krawędzi znajdziemy gniazdo Jack 3,5mm, a na dolnej port microUSB i delikatne zagłębienie pomagające w demontażu tylnej klapki. Ta z kolei ma zaokrąglony otwór w centralnej części, przez który wystaje metalowy element z umieszczonym w zagłębieniu logo Motoroli oraz aparatem z podwójną diodą doświetlającą. Gniazdo karty SIM i karty pamięci znajduje się pod tylną klapką i co ciekawe, karta SIM może zostać wymieniona bez konieczności wyłączania smartfonu.

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News